Po emocjonującym meczu grupy G Kamerun zremisował 3:3 z Serbią. To pierwsze punkty obu reprezentacji zdobyte na tych Mistrzostwach Świata.
Serbowie zaczęli z wysokiego C
Piłkarze z Bałkanów wyraźnie naciskali, by jak najszybciej wyjść na prowadzenie. Zdawali sobie sprawę, że po porażce z Brazylią, teraz muszą zainkasować trzy punkty, żeby dalej liczyć się w walce o wyjście z grupy. W szeregach Kamerunu widać zaś było duży zamieszanie. Wpływ na to z pewnością miał fakt, że tuż przed spotkaniem okazało się, że bramkarz André Onana został wykluczony ze składu kameruńskiej reprezentacji. Golkiper Interu miał nawet opuścić zgrupowanie kadry. Szerzej piszemy o tym [TUTAJ].
Defensywa „Nieposkromionych Lwów” nie wyglądała dziś najlepiej. Obrońcy gubili krycie, nie trzymali linii, wybijali piłkę na oślep tak, że ta trafiała do rywali. Serbscy zawodnicy z łatwością dochodzili do sytuacji bramkowych, ale nie potrafili ich wykończyć. Sam Aleksandar Mitrović miał trzy dogodne okazje, a w jednej z nich obił słupek.
Kamerun odpowiedział w 19. minucie za sprawą niezłej akcji na prawej flance Pierre Kunde. Gracz Olympiakosu Pireus oddał niezły strzał, ale na posterunku był Vanja Milinković-Savić, nasz stary znajomy z Lechii Gdańsk. W tym okresie meczu rywalizacja była rwana, sędzia często musiał przerywać grę z powodu licznych fauli.
Niewykorzystane okazje lubią się mścić
Odwieczne piłkarskie porzekadło po raz kolejny się potwierdziło. Gdy wydawało się, że bramka Serbów wisi w powietrzu, nieoczekiwanie to Kameruńczycy wyszli na prowadzenie. Po rzucie rożnym futbolówka trafiła do Jeana-Charlesa Castelletto. Obrońca Nantes sprytnie urwał się spod krycia – głównie dzięki temu, że reszta Kameruńczyków podbiegła na krótki słupek, a on jako jedyny czyhał przy drugim.
Stracony gol ostudził nieco zapędy Serbii. Podopieczni Dragana Stojkovicia nie atakowali już tak żwawo, oddając pole przeciwnikom. Chwilę po pierwszym trafieniu mogło być już 2:0, ale ponownie uderzenie Kunde z prawej strony wybronił Vanja. Dopiero ten strzał obudził skostniałych Serbów, którzy ponownie ruszyli do ataku. I to w jaki sposób! W dwie minuty zdobyli dwie bramki, przechylając wynik na swoją korzyść. Najpierw Strahinja Pavlovic po rzucie wolnym, a następnie Sergej Milinković-Savić mierzonym, acz delikatnym strzałem zza pola karnego pokonali Devisa Epassy’ego.
Po przerwie drogę do bramki znalazł Aleksandar Mitrović
Można dodać, że w końcu, bowiem w pierwszej odsłonie miał mocno rozregulowany celownik. Nie gol jednak był tutaj aktorem pierwszego planu. Przy okazji tego trafienia Serbowi poklepali z taka lekkością i swobodą, jakby grali na Orliku z jakąś drużyną juniorską. Zawodnicy z Afryki tylko bezradnie przyglądali się podaniom przeciwników.
Wynik 3:1 dla Serbów nieomal oznaczał „zabicie” tego meczu, zwłaszcza wobec takiej chaotycznej postawy Kamerunu. Tyle że… Nic takiego nie miało miejsca! Wszystko dzięki wejściu Vincenta Aboubakara. Napastnik Al-Nassr rozruszał kolegów w najlepszy możliwy sposób. Był ruchliwy, nie dawał spokoju serbskiej defensywie, cały czas czyhał na linii spalonego. I właśnie to ostatnio było kluczowe. Już 8 minut po zameldowaniu się na murawie były piłkarz FC Porto lobem pokonał Vanję Milinkovicia-Savicia. Arbiter początkowo wskazał spalonego, ale po chwili gol został uznany.
To jednak nie koniec szalonego pościgu Kameruńczyków!
Trzy minuty później, po podaniu Aboubakara, wyrównał Eric Maxim Choupo-Moting, wcześniej dość niewidoczny z przodu. Ponownie linię spalonego delikatnie złamał Nikola Milenković, co wykorzystał Aboubakar.
Do końca tego widowiska mieliśmy liczne okazje z obu stron. Ewidentnie nie było jednak na to żadnego planu, w obie ekipy wkradło się mocne zamieszanie. O ile wcześniej doskwierało to głównie Kamerunowi, o tyle w tej fazie spotkania Serbowi także grali bez ładu i składu.