Jeśli przed niedzielnym El Clasico ktokolwiek myślał, że FC Barcelona będzie w stanie rywalizować z Realem Madryt jak równy z równym, to jego oczekiwania zweryfikowała brutalna rzeczywistość. Ten Klasyk pokazał, że po odstawieniu Gerarda Pique na ławkę, problemy Dumy Katalonii w defensywie wcale nie znikają. Niepokoić może również dalsza niemoc zespołu z Camp Nou w ataku. No i ten Xavi, do którego cierpliwość maleje z każdym kolejnym spotkaniem…
Barcelona znowu traciła gole na własne życzenie
Głównym problemem gości nie byli dzisiaj Vinicius Junior czy Karim Benzema, czyli jeszcze do niedawna najgroźniejszy duet w całej Hiszpanii. Największym przeciwnikiem Barcy była ona sama. Nie od dziś wiadomo, że drużyna z Katalonii ma jedną z najwyżej ustawionych linii obrony w całej Europie. To w końcu formacja przyzwyczajona do dominacji w posiadaniu, grze na połowie rywala i rozgrywania akcji przez środkowych obrońców. Jednak to, w jaki sposób ustawienie ekipy Xaviego wyglądało w poszczególnych fazach meczu przeciwko Realowi wołało niekiedy o pomstę do nieba.
Dopiero co kibice FC Barcelony narzekali na wyrwy ziejące pomiędzy formacjami swojego zespołu w meczu z Interem, a dziś musieli oglądać te same, rozczarowujące obrazki. I jasne, Eric Garcia zagrał kolejny bardzo słaby mecz w defensywie, boczni obrońcy byli pasywni w fazie ataku, po Kounde było widać wczesny powrót z rehabilitacji. Ale nie wierzę, że pozostawienie takiej ilości miejsca na przedpolu przy golu Benzemy i Valverde to jedynie kwestia błędów indywidualnych. Ktoś musiał źle poinstruować drużynę przed meczem i niewłaściwie przygotować plan na mecz z Realem Madryt. I to jest już kolejny, znaczący kamyczek do ogródka Xaviego. Tak po prostu nie godzi się postępować, a już w szczególności klubowi o takiej marce jak FC Barcelona.
Kompleks wielkich rywali trwa dalej
Dziś nie mam co do tego wątpliwości. FC Barcelona ma problem w meczach o wielką stawkę z topowymi przeciwnikami jeszcze od czasów Ernesto Valverde i porażek z Romą, czy Liverpoolem w Lidze Mistrzów. Pojedyncze wygrane z zespołami pokroju Juventusu, Sevilli czy Napoli na przestrzeni lat nie były niczym wybitnym. Przyjeżdżał Real albo Bayern i następowała brutalna weryfikacja. Momentem zwrotnym we współczesnej historii Barcy miało być marcowe zwycięstwo 4:0 na Bernabeu. Niestety, to dla Królewskich był jedynie wypadek przy pracy. Real po raz kolejny udowodnił, co znaczy mentalność zwycięzców, doświadczenie i pewność siebie. Wszystko, czego brakowało Dumie Katalonii tego wieczora.
Wszyscy zachwycaliśmy się znakomitym letnim okienkiem transferowym w wykonaniu Laporty i Alemany’ego. Czas pokazał, że transfery to nie wszystko. Na taki projekt trzeba mieć jeszcze dopracowany pomysł, a rozwój tak wielu nowych składników wymaga więcej cierpliwości. Lewandowski sam tego wszystkiego nie udźwignie. Tu potrzeba kolektywnego wysiłku, świeżych idei i lepszego przygotowania fizycznego, bo kontuzje ważnych graczy nie pomagają. Tylko czy Barcelona przy takim zadłużeniu może sobie pozwolić na kolejny „okres przejściowy”? Obawiam się że nie.