Rafał Boguski to piłkarz niezwykły. Gość praktycznie całą swoją karierę piłkarską spędził w jednym klubie. Nigdy nie był postacią pierwszoplanową, dziennikarze nie domagali się powołania do reprezentacji, zachodnie kluby nie dawały Wiśle ofert „nie do odrzucenia”.
Z pewnością niewielu pamięta już Rafała jako supersnajpera z Łomży.
Przeskok z czwartej ligi do czołowej drużyny w kraju okazał się zbyt wielki, ale Boguski potrafił udowodnić swoją wartość na wypożyczeniu do Bełchatowa. Pod okiem Oresta Lenczyka zapracował na swoją szansę i powrócił do Wisły. Oczywiście – w tamtym czasie klub miał inne gwiazdy. „Boguś” zawsze był w ich cieniu – czasami dorzucił 3 bramki w sezonie, czasami 12. Łącznie uzbierał 64 trafienia i 48 asyst – więcej niż Kosowski, Uche i Kuźba razem wzięci. A przecież rolą Rafała nie było zdobywanie goli. Przez te wszystkie lata pełnił raczej rolę zapchajdziury, gościa od wszystkiego. Według statystyk w trakcie pobytu w Wiśle pełnił wszystkie możliwe role na boisku – poza lewą obroną i bramką.
Kto z Was pamięta, że Rafał Boguski w pewnym momencie… nosił opaskę kapitana reprezentacji Polski, a także jest autorem najszybszej bramki w dziejach kadry?
Czasy, gdy mimo kontuzji nie wyobrażał sobie opuszczenia spotkań Wisły? Mam wrażenie, że wyżej ceni się dziś obcokrajowców, którzy na chwilę pojawili się w klubie i błyskawicznie go opuścili, niż gościa wiernego od niepamiętnych czasów. Oczywiście, że miał swoje gorsze chwile. Często był bez formy albo popełniał błędy. Sam swego czasu przyznał:
„Może ja nie mam wielkich umiejętności piłkarskich. Może nie zawsze gram tak, jak oczekują tego kibice, ale nigdy nie było tak, żebym nie walczył dla Wisły, nie biegał i się nie starał”.
Boguski był częścią drużyny, gdy świętowała mistrzostwa Polski.
Nie opuścił jej, gdy znalazła się na skraju bankructwa. Wciąż potrafi zrobić różnicę, nawet jeśli na boisku pojawia się od święta. Dziś błysnął w meczu z Wisłą Płock, w momencie, gdy zanosiło się na klęskę ekipy Hyballi. Wiem, wielu pewnie powie, że przy strzelonej bramce „zeszła mu piłka”, że miał swój dzień, nic wielkiego. Ale Rafał jest wielki.
Nie, nie gloryfikujmy Rafała Boguskiego. To nie jest typ gwiazdora. Nigdy nie będzie miał takiego szacunku wśród kibiców jak Kuba Błaszczykowski – ale na swoje miejsce w historii Białej Gwiazdy zasłużył.