FC Barcelona: „Mes que un club” albo nic – u progu letniej rewolucji

„Więcej niż klub” – motto, które od zawsze miało wyrażać dumę, wielkość, przynależność do czegoś niezwykłego. Podczas rządów Josepa Marii Bartomeu, hasło zespołu z Camp Nou było konsekwentnie rozmieniane na drobne. Przepłacone i nieudane transfery, kominy płacowe wskutek horrendalnych pensji piłkarzy, niezliczone afery wewnątrz klubu. Dopóki Barcelona notowała sukcesy i zdobywała kolejne trofea, wszystko uchodziło byłemu prezesowi płazem. Jednakże kiedy dobra passa dobiegła końca, wszystko posypało się w sposób spektakularny. Przegrana 2:8 z Bayernem Monachium, odejście Suareza a później Messiego. W międzyczasie na stanowisko prezydenta wrócił po latach Joan Laporta, a w listopadzie zeszłego roku rolę trenera Barcy objął Xavi. I tak zaczęła się odbudowa globalnej marki, której dobre imię zszargano w ostatnich latach.

Stare musiało umrzeć, aby zrobić miejsce nowemu

Ronald Koeman nie był trenerem Joana Laporty. Do sprawowania funkcji szkoleniowca Blaugrany powołał go jeszcze Bartomeu. Laporta nie mając zbyt wielkiego pola manewru postanowił jednak dać szansę Holendrowi. Po sezonie 20/21 przedłużył kontrakt z byłym (a obecnie również i przyszłym) selekcjonerem Oranje. Koeman domagał się konkretnych wzmocnień na kilku pozycjach. Jego oczekiwania z początku wydawały się realizowane całkiem sprawnie. Za darmo dołączyli do Barcy Depay, Aguero i Garcia. Wykupiony z Betisu został również Emerson Royal. Wszyscy czekali jednak na najważniejsze „wzmocnienie” – przedłużenie kontraktu przez Leo Messiego.

REKLAMA

Sprawa dziwnie się przeciągała, ale wszyscy mieli poczucie, że Argentyńczyk prędzej czy później złoży podpis pod nową umową. Kiedy okazało się, że Barcelona nie może zakontraktować swojego najlepszego piłkarza na nowo, nikt nie dowierzał. Ale to działo się naprawdę. Od tego momentu, wszystko wokół Dumy Katalonii działo się na jej niekorzyść. W ostatnich godzinach okienka wypożyczony do Atletico został Antoine Griezmann. Emerson został sprzedany do Tottenhamu. Fani bali się, że nowi gracze Barcy nie będą mogli grać, gdyż klub nie mógł ich oficjalnie zarejestrować do rozgrywek ligowych. Niedługo po starcie sezonu poważnych kontuzji doznali Braithwaite, Pedri, Roberto, czy Fati. U Sergio Aguero wykryto problemy z sercem, które ostatecznie zadecydowały o przedwczesnym zakończeniu kariery. A to nie wszystko.

Ronald Koeman nie dość, że nie otrzymał oczekiwanych transferów, to skład jakim dysponował wcześniej został dodatkowo osłabiony. Holender był zmuszony sięgać po wychowanków z drugiej drużyny, takich jak Gavi. Niestety nie każdy był tak utalentowany jak on. Zaczęło się kombinowanie z ustawieniem, jeszcze większe narzekanie na konferencjach. Atmosfera zrobiła się bardziej niż gęsta, a relacje z Laportą tylko pogorszyły. Kiepskie wyniki spotkań dodawały pikanterii całej otoczce. Potrzebna była zmiana, radykalna zmiana.

Słońce zza chmur

FC Barcelona w bólach dotarła do momentu rozstania z Ronaldem Koemanem. Taktyka z milionem wrzutek na Luuka de Jonga i porażka z Rayo Vallecano przelały czarę goryczy. Mimo obowiązku wypłaty sporego odszkodowania (12 mln euro), Joan Laporta zdecydował się podziękować Koemanowi pod koniec października zeszłego roku. W tym miejscu nie chcę przesadnie wieszać psów na Holendrze. Szanuję go jako legendę Dumy Katalonii, jako trener Barcy miał swoje momenty. Ta rozłąka była jednak potrzebna dla dobra wszystkich. Laporta naważył sobie piwa nieporadnością w zarządzaniu, czy też ukrywaniu faktycznego stanu wewnątrz struktur klubu. Musiał zatem wziąć na siebie ciężar konsekwencji i poradzić sobie z pogłębiającym się kryzysem. No i cóż, trzeba powiedzieć że ostatecznie udało mu się wyjść z twarzą.

Sprowadzenie Xaviego z katarskiego Al-Sadd odbyło się bez większych problemów. W całej Katalonii pojawił się dawno zapomniany entuzjazm i nadzieja na nowy, lepszy etap w historii klubu. Pierwszym przeciwnikiem Hiszpana miał być derbowy rywal – Espanyol. W przypadku takich starć kibice zawsze mają pewne oczekiwania, nie brakowało zatem odczuwalnej presji. Xavi poradził sobie z tymi obawami naprawdę dobrze. Wygrał z Espanyolem, pokazał się z dobrej strony remisując z silną Benfiką i zgarnął komplet punktów z Villarrealem. To co rzucało się na pierwszy rzut oka w początkowej fazie kadencji legendy Barcy, to pozytywna aura.

Wspomniane zwycięstwo z Villarrealem było bowiem meczem naprawdę szczęśliwym. Przez większość spotkania podopieczni Emery’ego dominowali w tamtym spotkaniu i byli blisko wyjścia na prowadzenie 2:1 w końcówce rywalizacji. Jednak to Blaugrana okazała się skuteczniejsza w decydującej fazie. Gola zaliczył nawet rezerwowy Coutinho. Barcelona wygrała tego wieczora 3:1 – los nareszcie uśmiechnął się w stronę katalońskiej drużyny.

„Xavinieta”

Zimą szeregi FC Barcelony zasilili Pierre-Emerick Aubameyang, Ferran Torres i Adama Traore. W meczach oficjalnie mógł też już uczestniczyć Dani Alves. Wyjściowy skład Barcy uległ drastycznej zmianie. Gra także się poprawiła. W starciach pucharowych Superpucharu Hiszpanii i Pucharu Króla z Realem Madryt i Athletikiem Bilbao widzieliśmy przedsmak tego, co do zaoferowania ma Barcelona Xaviego. Podopieczni Hiszpana grali wtedy z wielkim zaangażowaniem, duchem walki i wiarą we własne umiejętności. Dwukrotnie doprowadzili do dogrywek, w których niestety ulegli rywalom. Zespół się docierał, błędy były zatem wkalkulowane w proces. Prawdziwie przełomowym meczem miał się okazać pojedynek z Atletico Madryt.

6 lutego 2022 roku, Xavi zapoczątkował serię, która przerosła oczekiwania niejednego kibica. Duma Katalonii „przejechała się” po ekipie broniącej tytułu mistrza Hiszpanii. Po 49′ rywalizacji, na tablicy wyników widniał rezultat 4:1. Nowy trener Barcy znalazł swój mecz założycielski. A jego symbolem stała się „Xavinieta” („bycie razem na łodzi” – wiara we wspólny projekt i decyzje Xaviego). Wliczając poprzednie zwycięstwo z Deportivo Alaves, Blaugrana zaliczyła imponującą serię 15 meczów bez porażki. W tym aż 6 wygranych, w których Barcelona zdobywała po 4 bramki. Drużyna z Camp Nou wyglądała jak zupełnie inny zespół, niż ten z rundy jesiennej. Miażdżyli jednego rywala za drugim, wyglądali fantastycznie.

Nadszedł najbardziej wyczekiwany moment, najważniejszy sprawdzian dla świetnie prezentującej się Barcy Xaviego. El Clasico z Realem Madryt, który nie zdradzał żadnych oznak słabości. Z Realem mającym w swoim składzie zabójczy duet Vinicius & Benzema, kapitalnego Courtois w bramce, czy wiecznie młodego Modricia w środku. Barcelona wygrała 4:0 – pierwsze zwycięstwo w „Klasyku” od ponad 3 lat. Kto mógł ich zatrzymać?

REKLAMA

Sprowadzeni na ziemię

Przeszkodą nie do przeskoczenia okazał się Eintracht Frankfurt. Mało kto spodziewał się, że 9. wówczas zespół Bundesligi będzie tak trudnym rywalem. Barcelona będąca na fali podchodziła do dwumeczu z niemiecką ekipą nie tylko jako faworyt ćwierćfinałów, ale faworyt do triumfu w całych rozgrywkach. I o ile remis na wyjeździe nie budził większych obaw, to rewanż na Camp Nou okazał się prawdziwie bolesnym ciosem.

FC Barcelona do końca czasu podstawowego przegrywała 0:3 z zespołem gości. Doskonale wiemy, jak wyglądała sytuacja na trybunach podczas tego spotkania. Fanów Eintrachtu zgromadzonych na stadionie było blisko 6 razy więcej niż powinno. Co nie zmienia faktu, że Oliver Glasner – trener Frankfurtu – obnażył w tym dwumeczu wszelkie słabości „xaviball’. Austriak przygotował doskonały plan, który zadecydował o sukcesie. Z gry wyłączeni zostali Pedri, a później Busquets. Wysoki doskok graczy Eintrachtu, świetne zamykanie przestrzeni na przedpolu i zabójcze kontrataki. Xavi, który w wielu poprzednich spotkaniach bronił się chociażby rotacjami piłkarzy z ławki, tym razem nie miał nic do powiedzenia. Zawiedli nie tylko „fani”, którzy odsprzedali swoje wejściówki osobom wspierającym przeciwnika. Zawiodła przede wszystkim taktyka, pomysł na grę i skuteczność. Seria 15 spotkań bez porażki zakończona, Barca musiała wrócić na ziemię.

Letnia rewolucja

Duma Katalonii odczuła nieprzyjemne skutki gry na dwa fronty. Porażki z Cadiz i Rayo w kolejnych tygodniach były tego najlepszym dowodem. Kluczowi zawodnicy potrzebowali odpoczynku, a zmiennicy pokroju Traore nie gwarantowali takiej jakości jak wcześniej. Koniec końców kiedy Barca odcierpiała już swoje, wygrała najważniejsze mecze z Betisem i Celtą na finiszu sezonu. Zespół z Katalonii zapewnił sobie wicemistrzostwo Hiszpanii, a tym samym udział w przyszłej edycji Superpucharu. Cel minimum został zatem osiągnięty. Obecnie na Camp Nou trwa skrupulatnie planowanie zmian. Klub ma do podjęcia wiele bardzo istotnych, a zarazem trudnych decyzji. Kogo trzeba sprzedać? Kto musi zostać? Czy sprzedaż Frenkiego de Jonga do Manchesteru United jest nieodzowna? Mimo odciążenia wielu problemów płacowych i umowy ze Spotify, finanse Barcelony wciąż nie zachwycają.

Joan Laporta musi dysponować pieniędzmi w sposób bardzo rozważny. Wie, jak wielką rolę odgrywa w tej chwili marketing. Stąd nacisk na transfer Roberta Lewandowskiego. Projekt Xaviego potrzebuje znanej twarzy, gwiazdy światowego formatu. Sporo mówiło się o porozumieniach pomiędzy Kessim, Azpilicuetą, Christensenem, czy Raphinhą. Jednak żaden z nich nie zagwarantuje Barcelonie takiego zainteresowania klubem jak RL9. Poza tym, ktoś taki jak „Lewy” mógłby stać się źródłem inspiracji dla wielu młodych, głodnych sukcesów piłkarzy Barcy. Napastnik Bayernu wygrał w klubowej piłce wszystko, co tylko było mu dane. Blaugrana potrzebuje kogoś o takiej zwycięskiej mentalności. Nie mówiąc już o genialnej skuteczności w ataku i konkretnej gwarancji bramek.

Barca ma w swoim składzie kilku wybitnych piłkarzy na poszczególnych pozycjach. Pedri, Araujo, Dembele, czy Ansu Fati to wielkie nadzieje katalońskiego klubu. Barcelona potrzebuje równie szokujących zmian co w zeszłym roku. Tyle, że tym razem pozytywnych. Jeśli do wspomnianego grona dołączy paru jakościowych graczy, z Lewym na czele, Blaugrana może być w stanie ponownie rywalizować o najwyższe cele. A dawna chwała słów „Mes que un club” ma szansę zabłysnąć na nowo.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,718FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ