Ferran Torres piłkarzem Barcelony – wczoraj zostało to oficjalnie potwierdzone. Jednak o tym transferze mówiło się już od dłuższego czasu, odkąd informacje o tym ruchu podał Fabrizio Romano. Co by tu dużo mówić – Manchester City zrobił świetny interes, na którym zarobił na czysto €20mln. Pewnie byłoby to jeszcze więcej, ale ostatni mecz Hiszpan rozegrał jeszcze we wrześniu, oczywiście ze względu na kontuzje.
Nie ma ludzi niezastąpionych
Manchester City w ostatnich dwóch sezonach może imponować płynnością gry, wymiennością pozycji w ofensywie i skutecznością pod bramką rywali. Jednak dla Pepa Guardioli nie ma piłkarza, bez którego by sobie nie poradził. De Bruyne, Foden, Bernardo Silva, Mahrez, Gabriel Jesus, Grealish, Sterling, Gundogan, Torres. W jednym momencie na boisku może przebywać tylko pięciu z nich, a żaden nie jest nominalnym napastnikiem. Jednak jak nie wyglądała formacja ofensywna, Obywatele grali swoje. Nie może więc dziwić irytacja niektórych piłkarzy, którzy czasem chcą grać więcej. To właśnie przez to latem Silva był bliski odejścia, który w tym sezonie błyszczy najbardziej z całej ofensywy. Teraz o transfer poprosił Ferran. Ale gdy nie ma ludzi niezastąpionych, to morale i atmosfera w szatni mają kluczowy wpływ na zespół, z czego Pep doskonale zdaje sobie sprawę.
Torres? Czysty zysk
Wyciągnięcie Ferrana za €35mln było wielką promocją, z której skorzystali na Etihad. Hiszpanowi nieco zajęło wywalczenie sobie wysokiego miejsca w hierarchii, przy tak dużej konkurencji, ale dał radę. Regularnie strzelał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Został bohaterem wygranego 4-3 meczu z Newcastle, w którym strzelił hat-tricka. Świetnie odnajdował się na skrzydle i nieco bliżej środka. Zatrzymała go kontuzja, ale w Manchesterze i tak zrobił ogromny progres.