Yannick Agnero znów strzelił! Lech lepszy od Lausanne

Przyszło przełamanie w Ekstraklasie, przyszło i w Lidze Konferencji. Lech Poznań pokonał przy Bułgarskiej Lausanne-Sport wynikiem 2:0. Kolejorz zagrał dwie różne połowy. Obie bramki zdobył w tej drugiej, optycznie gorszej. Zwycięzców się jednak nie sądzi, bo ostatecznie liczy się wynik. Tym bardziej, że poznaniacy zachowali pierwsze od dawna czyste konto nie dzięki szczęściu, a dzięki solidnej oraz ofiarnej postawie.

Lech stabilnie na tle Lausanne, lecz bez fajerwerków

Lechici wyszli na boisko z zamiarem kontrolowania posiadania piłki. Stałym obrazkiem w pierwszych minutach było wyprowadzanie przez nich akcji od własnej bramki. Ich rywale tylko biegali za piłką i czyhali na błędy, które się zdarzały, ale wtedy defensorzy stali na wysokości zadania. Ogólnie tempo meczu nie porywało, natomiast większą kulturę gry było widać w poczynaniach gospodarzy.

REKLAMA

Z upływającymi minutami Kolejorz coraz częściej zapuszczał się głęboko na połowę przyjezdnych. Gorąco w polu karnym Szwajcarów zrobiło się w 14. minucie. Joel Pereira powalczył i odzyskał futbolówkę, a zaraz potem ją dośrodkował. Adresatem był Luis Palma, który podał do Mikaela Ishaka. Rozpędzony szwedzki napastnik huknął jak z armaty, ale mocno chybił.

Od około 20. minuty Lausanne miało okazję pograć piłką trochę częściej. Słabo jednak radziło sobie w ataku pozycyjnym. Zwarcie ustawiony zespół Nielsa Frederiksena z łatwością odpierał próby gości, próbując też ukłuć ich z kontrataku. Niezależnie od tego, jak przeprowadzał akcje, brakowało mu skutecznych rozwiązań na rozbicie obrony przeciwnika w trzeciej tercji. Toteż w 30. minucie z dystansu Antoni Kozubal chciał zaskoczyć stojącego w bramce Karlo Leticę, lecz bramkarz zachował czujność.

Drużyna z Lozanny stosunkowo poważnie zagroziła dopiero w końcówce. Najpierw wyszła z sytuacją sam na sam z Bartoszem Mrozkiem, natomiast golkiper poradził sobie z pomocą błyskawicznie powracającego Wojciecha Mońki. Potem oddała jeszcze strzał prosto w bramkarza poznaniaków. Z kolei w doliczonym czasie wpadła w pole karne i ponownie przetestowała Mrozka – znów bez skutku.

Przebieg meczu nie rozgrzewał. Akcje niebiesko-białych dawały tylko chwilowe, ustępujące szybko ciepło. Z hipotermii umrzeć się nie dało, ale porządnie rozgrzać też nie. Z drugiej strony w Poznaniu za takim spokojem można było się stęsknić. Defensywa prezentowała się solidnie – nie wymiękał toczący wiele pojedynków fizycznych Mateusz Skrzypczak. W konstrukcji akcji Mistrzowie Polski wyglądali pewnie i powoli szli po swoje, jakby wiedzieli, że pierwszy gol dla nich w końcu wpadnie.

Gorsza postawa, lepszy wynik

Lech chciał od razu po wznowieniu spotkania przydusić przyjezdnych, ale to oni mieli inicjatywę i tworzyli sobie sytuacje. Niebezpiecznie zrobiło się w 50. minucie, gdy Morgan Poaty wyprzedził Joela Pereirę i posłał płaską centrę. Szczęśliwie dla gospodarzy Theo Bair przeniósł piłkę na poprzeczką. Wyglądało, jakby głowami zostali oni jeszcze w końcówce pierwszej części gry.

Gdzieś zniknęła ta swoboda, jaką Kolejorz miał wcześniej. Piłka już nie poruszała się tak dynamicznie, zaś do rozegrania wkradła się toporność i większa niedokładność. Poznaniacy nie mogli wydostać się z własnej połowy. Szanse Lausanne kasowali w ostatniej chwili. Czuć było, że zaraz może paść niespodziewany gol, który utrudni niebiesko-białym osiągnięcie dobrego rezultatu.

Przebudzenie przyszło w 67. minucie. Podopieczni trenera Frederiksena nareszcie przeprowadzili składną akcję. Luis Palma zmylił przeciwnika i podał do Filipa Jagiełły. Pomocnik inteligentnym podaniem wypuścił Taofeeka Ismaheela – Nigeryjczyk zgrabnie przyjął futbolówkę i strzałem po ziemi w prawy róg bramki pokonał Leticę. W tym trafieniu była pewna ironia losu. Zespół z Poznania niedomagał w ofensywie, jednak to on otworzył wynik.

Gol rozluźnił Lechitów, którzy zaczęli nawiązywać do postawy z pierwszej połowy. Rozbroili oni Szwajcarów, odzyskali moc w środku pola i szukali podwyższenia rezultatu. Taki stan rzeczy nie trwał długo, bowiem w ostatnim kwadransie wyrównania zaczęli szukać piłkarze Lausanne. Odbijali się jednak od zamkniętych wrót do bramki Mrozka lub uderzali niecelnie z nienajlepszych pozycji. Nerwówka pojawiła się dopiero w doliczonym czasie, ale wtedy gospodarze ofiarnie się wybronili. A 5. dodatkowej minucie Taofeek Ismaheel i Yannick Agnero przeprowadzili akcję zamykającą mecz. Do siatki w drugim spotkaniu z rzędu trafił Iworyjczyk.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    142,158FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ