Zachwyty i dramaty. Dwa bieguny Eintrachtu Frankfurt

Eintracht Frankfurt rozegrał w obecnej edycji Ligi Mistrzów trzy spotkania. Padło w nich aż 18 goli. Ekipa Dino Toppmöllera to fenomen w skali światowej – w sezonie 2025/26 zanotowała dotychczas 11 występów, w których kibice mogli obejrzeć aż 60 trafień, co daje średnią 5,45 bramki na mecz. Paradoksalnie – mimo że większość z nich została zapisana na konto Eintrachtu – sytuacja drużyny jest daleka od oczekiwań.

Eintracht Frankfurt to drużyna zero — jedynkowa

Eintracht Frankfurt w środowy wieczór poniósł dotkliwą porażkę, przegrywając u siebie z Liverpoolem aż 1:5. Gospodarze rozpoczęli spotkanie obiecująco i objęli prowadzenie w 26. minucie po szybkim kontrataku zakończonym trafieniem Kristensena. Radość Frankfurta nie trwała jednak długo – już w 35. minucie wyrównał Hugo Ekitiké, wykorzystując podanie Andrew Robertsona. Chwilę później Liverpool przejął pełną kontrolę nad meczem. W krótkim odstępie czasu przed przerwą dwa gole głową zdobyli Virgil van Dijk i Ibrahima Konaté – oba po stałych fragmentach gry.

REKLAMA

Po zmianie stron przewaga angielskiego zespołu była jeszcze bardziej widoczna. Liverpool dominował w posiadaniu piłki (64%) i liczbie okazji bramkowych, podczas gdy Frankfurt nie potrafił się już podnieść. W drugiej połowie wynik podwyższyli Cody Gakpo w 66. minucie oraz Dominik Szoboszlai cztery minuty później – przy czym obie bramki padły po asystach Floriana Wirtza. Dla Liverpoolu było to przełamanie po serii czterech porażek, natomiast Eintracht zanotował czwarte kolejne spotkanie bez wygranej, z czego trzy z nich to przegrane (1:5 z Atlético, 0:3 z Bayernem, 1:3 z Liverpoolem).

Trener Dino Toppmöller po meczu z The Reds powiedział, że jego zespół „rozegrał dobrą pierwszą połowę i realizował to, co sobie założył”. Zaznaczył jednak, że między 35. a 44. minutą drużyna straciła trzy bramki po stałych fragmentach gry, co całkowicie zniweczyło wcześniejszy wysiłek. W drugiej połowie – jak ocenił – zabrakło agresji i pewności siebie w pojedynkach, przez co zespół nie był już w stanie wrócić na odpowiedni poziom gry.

Eintracht Frankfurt w ubiegłym sezonie Bundesligi zajął trzecie miejsce i gdyby nie kilka dołków formy (seria trzech porażek na przełomie lutego i marca, wpadki z Werderem Brema czy Unionem Berlin), mógł włączyć się do walki o wicemistrzostwo. Drużyna straciła swoje żądła – zimą do Manchesteru City odszedł Omar Marmoush, a latem Liverpool wykupił Hugo Ekitiké. Paradoksalnie jednak, łatwiej udało się wypełnić luki w ofensywie niż załatać dziurawą obronę.

Potencjał w ofensywie i dramat w defensywie

Jonathan Burkardt strzelił w obecnym sezonie siedem goli. Can Uzun zachwyca – jego dorobek strzelecki to sześć trafień. Systematycznie drogę do siatki rywali znajdują również Ritsu Dōan i Ansgar Knauff. Oczywiście tacy gracze jak Elye Wahi czy Jean-Mattéo Bahoya mają zdecydowanie wyżej zawieszoną poprzeczkę oczekiwań. Nie zmienia to jednak faktu, że Eintracht Frankfurt strzela blisko trzy gole na mecz. Niestety, nie współgra z tym postawa obronna. Do tego Kauã Santos, który miał być wielkim atutem Eintrachtu między słupkami, zanotował w obecnym sezonie Bundesligi ledwie osiem skutecznych interwencji (najmniej w lidze!) przy aż osiemnastu straconych golach.

Tym sposobem drużyna, od której w Bundeslidze więcej trafień zanotował jedynie Bayern Monachium, ma w tym momencie aż 11 punktów straty do Bawarczyków. Intrygująca siła ofensywna niewiele daje przy kuriozalnej postawie defensywnej, a Eintracht – zamiast celować wysoko – za chwilę może spisywać sezon na straty.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    139,126FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ