Rewelacyjny beniaminek. Jak Fulham dostosowało się do Premier League?

W minionym sezonie Premier League Fulham zostało jedną z rewelacji. Jako beniaminek skończyli rozgrywki w górnej połowie tabeli (na 10. miejscu), a przez dość długi czas mogli marzyć nawet o europejskich pucharach. 52 punkty to jeden z najlepszych dorobków beniaminków w ostatnich latach (w pięciu ostatnich sezonach więcej punktów zdobyli tylko Wolves 2018/19, Sheffield 2019/20 i Leeds 2020/21). W czym tkwiła tajemnica Fulham, aby wreszcie pozostać w Premier League na dłużej niż jeden sezon?

REKLAMA

Zerwać z defiincją „klubu jojo”

W ostatnich latach Fulham stało się definicją „klubu jojo”, który skakał pomiędzy Premier League, a Championship. Po awansie do angielskiej elity od razu spadał na zaplecze, po czym natychmiast wracał. Od sezonu 2017/18 co roku zmieniali dywizję. The Cottagers byli za silni na Championship, a za słabi na Premier League, co w dużej mierze wynikało z preferowanego przez nich stylu gry. Na zapleczu potrafili dominować posiadając piłkę, natomiast ligę wyżej rywali byli zbyt mocni, aby podobny sposób gry w ogóle był możliwy. Wygrywając Championship w poprzednim sezonie Fulham zdominowało ligę, Aleksandar Mitrovic pobił rekord liczby trafień w jednym sezonie, a zespół Marco Silvy nazywano „Manchesterem City Championship”. Mimo wszystko historia z ostatnich latach kazała być ostrożnym w optymizmie związanym z wejściem The Cottagers do Premier League. W przedsezonowych predykcjach wielu ekspertów typowało nawet Fulham do spadku twierdząc, że znów nie będą w stanie oszukać przeznaczenia.

Marco Silva to trener z doświadczeniem w Premier League, więc wiedział on, że zespół będzie musiał dostosować się do nowych realiów, że sposób gry, który przyniósł im promocję do wyższej klasy rozgrywkowej w świetnym stylu teraz może już nie zadziałać. Wielu szkoleniowców początkowo trzyma się tych samych środków, które dały zespołowi awans, a dopiero po kilku(nastu) meczach, gdy nie przynoszą one efektów decyduje się na zmianę priorytetów. Portgualski trener natomiast od początku wiedział, jak chce grać, aby zmaksymalizować szanse drużyny na utrzymanie. Fulham było dalekie od grania prymitywnej piłki i ograniczania się do defensywy. Owszem, porzucili grę opartą na posiadaniu futbolówki i atakach pozycyjnych, ale ciągle starali się zakładać wysoki pressing, bronić daleko od własnej bramki oraz stawiać przede wszystkim na ofensywę. Marco Silva przeformatował trochę zespół, co okazało się strzałem w dziesiątkę.

Fulham jak The Entertainers

O tym, w jaki sposób Fulham zamierza grać przekonaliśmy się już w pierwszej kolejce sezonu. Na Craven Cottage przyjechał Liverpool, a beniaminek zagrał z wicemistrzem Anglii jak równy z równym. Zespół Marco Silvy ustawił się w średnim pressingu i imponował intensywnością w odbiorze. Nastawił się także na szybkie przenoszenie gry na połowę przeciwnika, zbieranie drugich piłek i sporo dośrodkowań. Tak wyglądała twarz Fulham w meczach z czołówką ligi, kiedy trzeba było uprościć grę. Przeciwko rywalom, których kadra na papierze była bardziej wyrównana The Cottagers częściej utrzymywali się przy piłce i rozgrywali ataki pozycyjne, a także wyprowadzali piłkę od własnej bramki. Fulham stało się zespołem elastycznym taktycznie, a dzięki dobremu przygotowaniu fizycznemu i grze na dużej intensywności zaliczyli bardzo udane wejście do ligi regularnie ciułając punkty.

Fulham już w pierwszej części sezonu ustawiło się na dobrej drodze, aby stać się jedną z największych rewelacji rozgrywek. W przerwie na Mistrzostwa Świata zajmowało 9. miejsce w tabeli, a więcej bramek od zespołu Marco Silvy strzeliło jedynie 6 klubów. Po drugiej stronie boiska nie było już jednak tak kolorowo, ponieważ The Cottagers byli dopiero 17. zespołem w liczbie straconych bramek, a w statystyce goli oczekiwanych przeciwko (xGC) byli najgorszym zespołem Premier League. Fulham dużo strzelało i dużo traciło, więc śmiało moglibyśmy ich nazwać The Entertainers nawiązując do historii Premier League. Gra na dużej intensywności i ryzyku w obronie często otwierała drogę do bramki, a obsada linii obrony nie była najmocniejszą stroną zespołu. Fulham miało jedną z najgorszych defensyw ligi, a złe statystyki tuszował sprowadzony latem z Arsenalu Bernd Leno, który często między słupkami popisywał się znakomitym refleksem.

Kluczowi piłkarze ofensywni

Gdyby nie Niemiec – zespół Marco Silvy raczej ani na moment nie włączyłby się do walki o europejskie puchary. To samo możemy jednak powiedzieć o kilku innych zawodnikach zespołu. Pierwszoplanową postacią w ofensywie był napastnik Aleksandar Mitrovic. Serb do przerwy na mundial zdobył 9 goli, w całym sezonie łącznie 14 (a trochę meczów opuścił przez drobne urazy i – przede wszystkim – zawieszenie za czerwoną kartkę i naruszenie nietykalności sędziego). Posiadanie Mitrovicia na szpicy w pewien sposób narzuciło filozofię Marco Silvy nakreśloną zespołowi. Spośród napastników tylko Ivan Toney stoczył więcej pojedynków w powietrzu w minionym sezonie Premier League, aczkolwiek w przeliczeniu na 90 minut gry znacznie więcej takich starć toczy snajper Fulham. Zespół starał się też bardzo często wykorzystać siłę fizyczną i umiejętność gry głową Serba wrzucając na niego piłkę w pole karne. Mitrovic oddał 38 strzałów głową (41% ze wszystkich uderzeń), a Fulham było drugim najczęściej dośrodkowującym zespołem w całym sezonie.

Drugim zawodnikiem, który stanowił o sile ognia ofensywy beniaminka był Andreas Pereira. Brazylijczyk latem został sprowadzony z Manchesteru United (aczkolwiek poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w brazylijskim Flamengo). Pereira po wielu próbach zaistnienia w poważnej piłce wreszcie zwrócił na siebie uwagę w Premier League. W całym sezonie zdobył 4 gole i zaliczył 6 asyst. Grając jako „10-tka” często schodził w boczne sektory, skąd – zgodnie z filozofią gry zespołu – dośrodkowywał w pole karne. Brazylijczyk bardzo dobrze też egzekwował stałe fragmenty gry, które były mocną bronią Fulham. 14 goli strzelonych w ten sposób to piąty wynik w lidze. Nadspodziewanie pożytecznym transferem okazał się także Willian. Po nieudanej przygodzie z Arsenalem wrócił on do Brazylii, gdzie również miał problemy z regularną grą. 34-latek zapowiadał się na jeden z największych flopów transferowych letniego okienka w Premier League, a okazał się podstawowym piłkarzem Fulham – 5 goli i 6 asyst to świetny wynik w klasyfikacji kanadyjskiej.

Fulham zwolniło tempo

Choć Fulham za miniony sezon trzeba oceniać tylko i wyłącznie pozytywnie to nie brakowało jednak okresów, w których ich mecze nie oglądało się dobrze. Krótko po Mistrzostwach Świata ofensywa zespołu Marco Silvy trochę się zacięła. W styczniu i lutym w 8 meczach ligowych strzelili tylko 7 bramek, a zespół momentami wyglądał, jakby kończyło mu się paliwo i jechał na rezerwie. Mimo wszystko, dzięki poprawie gry w defensywie ciągle zbierał punkty i utrzymywał się w walce o europejskie puchary.

Ekipa Marco Silvy nie potrafiła jednak wytrzymać tempa wyścigu. W marcu rozpoczęła się seria pięciu porażek z rzędu w Premier League, która potwierdziła wcześniejsze oznaki, które można było zauważyć w grze The Cottagers. Fulham wypisało się z walki o Ligę Konferencji i znalazło się na „ziemi niczyjej”. Ponadto odpadli także z Pucharu Anglii, choć w ćwierćfinale z Manchesterem United spisali się naprawdę nieźle. Niemniej jednak, to spotkanie mogło mieć poważne konsekwencje, ponieważ po nim Aleksandar Mitrovic – jak już wcześniej wspomnieliśmy – został zawieszony na 8 meczów za niesportowe zachowanie. Wydawało się, że bez Serba Fulham będzie miało poważne problemy. Co więcej, pod koniec sezonu kontuzję złapał także Andreas Pereira, jednak Marco Silva potrafił znaleźć pomysł na zespół także w tej sytuacji. Bez dwóch najważniejszych zawodników w składzie The Cottagers potrafili przykładowo strzelić 5 goli przeciwko Leicester, a Fulham spokojnie dokończyło sezon plasując się w środku tabeli.

Twarz środka pola

Wśród bohaterów tego sezonu Fulham wymieniliśmy już Mitrovicia, Pereirę, Williana i Leno, ale gdybyśmy mieli wskazać czyją twarz w tym sezonie miał zespół Marco Silvy (swoją drogą, warto przypomnieć, że Portugalczyk znalazł się w gronie sześciu nominowanych do nagrody trenera sezonu) byłoby to dwóch graczy środka pola – Joao Palhinha i Harrison Reed. Fulham potrafiło zaskoczyć rywali intensywnością, było rywalem bardzo nieprzyjemnym, ciężko pracującym w defensywie, ale jednocześnie ze swobodą w grze do przodu. Taki był właśnie środek pola beniaminka, który zdominowali Reed i Palhinha.

REKLAMA

Zdecydowanie bardziej doceniany jest Portugalczyk, który na Craven Cottage przeniósł się poprzedniego lata ze Sportingu. Już wtedy Marco Silva prawdopodobnie miał w głowie plan, jak jego zespół podejdzie do Premier League, ponieważ Palhinha to zawodnik, który wyróżnia się pracą w defensywie i jest gościem od brudnej roboty. W całym sezonie zaliczył najwięcej odbiorów i to z dużą przewagą nad drugim zawodnikiem w tej klasyfikacji (71 do 50). O wpływie Portugalczyka na zespół niech świadczą wyniki Fulham i liczba straconych bramek w meczach, w których go zabrakło (z powodu zawieszenia za kartki, minusem jego stylu gry jest właśnie sporo napomnień) – 1:4 z Newcastle, 2:3 z Brentford i 0:3 z Arsenalem. Harrison Reed świetnie uzupełniał się z Joao Palhinhą i pracował prawie na całej długości i szerokości boiska często wspomagając ataki, ale priorytetowo traktując defensywę.

Fulham po wejściu do Premier League zaskoczyło wszystkich kibiców. Marco Silva musi jednak pamiętać, jak skończyły dwa z trzech zespołów w ostatnich sezonach, którzy jako beniaminkowie zdobyli więcej punktów od Fulham. Sheffield i Leeds krótko po tym spadły z Premier League. Klub musi mieć więc świadomość swojego miejsca.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,598FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ