Real Madryt sprowadzony na ziemię. Awans wywalczony w bólach

Mecz rewanżowy z Chelsea nie układał się Realowi niemal od samego początku. Szybko stracona bramka wprowadziła niepokój, który grał na korzyść gości. Wiele elementów nie działało tak, jak powinno, a problemem nie były jedynie indywidualne błędy czy niedociągnięcia. Królewscy o mały włos nie stracili awansu do półfinału Ligi Mistrzów, który po pierwszym spotkaniu wydawał się niemal pewny.

REKLAMA

Znowu problem z intensywnością

Real Madryt od pierwszych minut miał problem z pressingiem Chelsea. The Blues nakładali go bardzo wysoko, ale największym problemem była jego częstotliwość. Królewscy bowiem dosyć dobrze radzili sobie z wychodzeniem spod własnego pola karnego krótkimi podaniami, ale musieli robić to zbyt często. W ten sposób każdy najmniejszy błąd kosztował bardzo drogo. Bardzo ważna w tym elemencie była pomoc, która jednak tym razem zbyt często była statyczna.

Jedynie Modrić aktywnie uczestniczył w grze obronnej. Casemiro tym razem bardziej polegał na zajmowaniu pozycji aniżeli byciu w stałym ruchu, co jednak było punktowane przez poruszanie się zawodników The Blues. Podobny problem miał Kroos. Co prawda Niemiec schodził niżej i próbował pomagać obronie, dobrze też wyczuwał pojedyncze momenty na doskok do rywala. Było tego jednak za mało i ostatecznie brakowało intensywności. Braki Kroosa zostały uwypuklone jeszcze bardziej po jego zmianie. Camavinga, który wszedł w jego miejsce, swoim stylem gry i fizycznością dawał drużynie więcej aniżeli Niemiec.

Wymuszone zmiany w obronie

Inny problem był znany już od pierwszego meczu. Chodzi o skompletowanie obrony. Po tym jak Militao został wykluczony z rewanżu, jasne było, że jego miejsce zajmie Nacho. Hiszpan nie radził sobie tragicznie, ale zespół mocno odczuwał tę zmianę zwłaszcza w pojedynkach powietrznych. Zawodnicy Chelsea wyraźnie dominowali wzrostem i warunkami fizycznymi, co pozwalało im na tworzenie większego zagrożenie ze stałych fragmentów gry. Dowodem na to jest nie tylko gol Rudigera, ale niemal każdy rzut rożny wykonywany przez Chelsea.

Momentami problemem była też komunikacja. Przy pierwszej bramce zarówno Nacho jak i Alaba wyszli wyżej z pressingiem, przez co Chelsea szybkimi podaniami stworzyła wyśmienitą szansę Mountowi. Anglik nie miał przed sobą już żadnego środkowego obrońcy, a Carvajal był za daleko od niego, aby w jakikolwiek sposób mu przeszkodzić. Poza tym zwróćmy uwagę na bramkę Wernera, gdzie zawodnicy Realu jeden po drugim rzucali się pod nogi Niemca, ostatecznie nie wybijając mu piłki. Dla napastnika Chelsea wyglądało to jak trening, podczas którego musi minąć pachołki i uderzyć na bramkę.

Inną kwestią były problemy fizyczne, które pokazują problem ze stałym wykorzystywaniem tych samych zawodników przez Carlo Ancelottiego. W trakcie meczu z powodu urazów boisko opuścić musieli Mendy i Nacho, a u Carvajala w dogrywce można było dostrzec grymas bólu. Trener Realu swoimi decyzjami bardzo zawęził kadrę zespołu, co odbiło się w końcówce tego meczu. Defensywa Realu w dogrywce składała się z Lucasa Vazqueza na prawej stronie, Marcelo na lewej, a także Carvajala i Alaby na środku. Jedynym środkowym obrońcom na ławce rezerwowych był Rafa Marin z Realu Madryt Castilla, ale ciężko było oczekiwać, aby to właśnie on pojawił się na boisku. Obrona Królewskich wyglądała na końcu jak plac budowy, na którym każdy musi odpowiadać za wszystko.

Brak pomysłów w ataku

Niesamowicie irytujący był podczas tego meczu Vinicius Junior. Brazylijczyk miał zbyt dużą pewność siebie, co przekładało się na bardzo częste niedokładne podania i zbyt optymistyczne próby dryblingu. Pierwsze co przychodzi mi na myśl to sytuacja z 16 minuty, kiedy to Vini posłał niskie podanie w pole karne Chelsea, gdzie nie było choćby jednego zawodnika Realu. Widać było, że chce pomóc, ale chciał chyba aż za bardzo. W efekcie więcej przysłużył się Rodrygo, który wykorzystał swoją jedyną okazję, a później dużo pracował w obronie. Do tego należy zaliczyć bardzo ważny pressing nakładany w dogrywce, który dał obronie Realu chwilę na złapanie oddechu. Rodrygo zanotował dobre wejście i dał drużynie to, czego akurat potrzebowała.

Atak Realu Madryt przez większość meczu był nijaki jako całość. Zdarzały się pojedyncze momenty, ale nie przekładały się one na nic więcej. Obrona Chelsea bardzo dobrze radziła sobie z powstrzymywaniem kolejnych ataków i zawodnicy Realu nie bardzo mieli pomysł na przełamanie dobrze funkcjonującej defensywy The Blues. Pomógł dopiero przebłysk geniuszu Modricia. Jego podanie na pewno będzie wspominane jeszcze bardzo długo, bo było pokazem prawdziwego artyzmu w piłce nożnej.

Jest nad czym myśleć

Może nie było to bardzo słabe spotkanie Realu Madryt, ale nie należało też do dobrych. Na taki wynik większy wpływ miała fantastyczna gra Chelsea, aniżeli gorsza dyspozycja Królewskich. Los Blancos popełniali błędy i nie byli najlepiej przygotowani na tak grających rywali, ale ostatecznie indywidualne umiejętności zadecydowały o tym, że to oni zagrają w półfinale. Rewanż z Chelsea pokazał jednak, że jest nad czym pracować i w kolejnym takim meczu indywidualności mogą już nie wystarczyć.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ