Co prawda Raków Częstochowa przegrał swój dzisiejszy mecz z Koroną, ale… z pomocą przyszła warszawska Legia, tracąc punkty z Pogonią Szczecin! Dzięki temu piłkarze Marka Papszuna mogą już świętować zdobycie pierwszego w historii tytułu mistrzowskiego!
Już od pierwszych minut bardzo aktywna była lewa flanka Pogoni
Leonardo Koutris i Kamil Grosicki sprawnie ze sobą współpracowali, płynnie wymieniając się pozycjami. I to właśnie po wrzutce reprezentanta Polski powstało zamieszanie w polu karnym Legii. Piłka niby została wybita przez Artura Jędrzejczyka, ale w międzyczasie zdążył ją jeszcze musnąć Luka Zahović. Dzięki zgraniu Słoweńca piłka trafiła do Mateusza Łęgowskiego, który potężnie huknął na bramkę Kacpra Tobiasza, wyprowadzając szczecinian na prowadzenie. Piękny strzał, piękna bramka. O jej ponadprzeciętnej urodzie niech świadczy fakt, że w przerwie sam golkiper przyjezdnych przyznał, że chyli czoło przed Łęgowskim.
Po 20 minutach podopieczni Jensa Gustafssona mogli mieć już dwubramkową przewagę. Rozegrania Łęgowskiego nie wykorzystał jednak Grosicki, który uderzył obok bramki, choć miał obok siebie lepiej ustawionych kolegów.
W szeregach Legii brakowało przyspieszenia. To właściwie zapewniał tylko Paweł Wszołek na prawym wahadle. Tego samego nie można powiedzieć o Makanie Baku, który na lewej flance podawał zbyt zachowawczo, za rzadko dryblował. Dość powiedzieć, że pierwszą próbę gry jeden na jednego podjął dopiero po upływie 30 minut. Niemiec nie zapomina o powrotach do obrony, jednak nie daje tej jakości z przodu co Filip Mladenović, który z oczywistych względów nie zagra już do końca sezonu.
Legioniści mogli wyrównać dopiero w końcówce pierwszej odsłony
Wtedy to po dośrodkowaniu Bartosza Kapustki strzał z główki oddał Tomas Pekhart, trafiając jednak w poprzeczkę. Była to tak naprawdę pierwsza okazja, kiedy szczecinianie mogli poczuć rzeczywiste zagrożenie. Suma summarum w pierwszych 45 minutach Legia nie zanotowała ani jednego celnego strzału.
Z tego względu w przerwie Kosta Runjaić dokonał dwóch zmian. W miejsce Kapustki i Pekharta wpuścił Macieja Rosołka oraz Igora Strzałka. I to właśnie ten pierwszy okazał się jokerem w talii niemieckiego szkoleniowca. Już po upływie trzech minut Rosołek pokonał Dante Stipicę, wykorzystując doskonałe prostopadłe podanie Maika Nawrockiego.
Pogoń nieco przygasła, a rywalizacja się wyrównała
Legionistów rozruszał młodzieżowiec Strzałek, który w kilkanaście minut zaliczył dwa celne strzały. Chłopak jest powoli wprowadzany do drużyny, ale śmiało można powiedzieć, że wykorzystuje każdą minutę, jaką dostaje od trenera. To przecież dzięki jego trafieniu w Kaliszu Legia awansowała do finału Pucharu Polski, po który sięgnęła w miniony wtorek.
Ostatnie 20 minut to festiwal zmęczenia, niedokładnych podań i prostych strat. Z tego zamieszania skrzętnie skorzystał Vahan Bichakhchyan, znany z tego, że lubi sobie strzelić na wagę trzech punktów po wejściu z ławki. Wszystko dzięki składnej kombinacyjnej akcji Grosickiego z Sebastianem Kowalczykiem.
Trafienie Ormianina tylko przypieczętowało fakt, że to Raków Częstochowa sięga po mistrzostwo Polski w tym sezonie. Już bowiem sam remis dawał ten tytuł „Medalikom”.