Ile Lech Poznań może „wycisnąć” z europejskich pucharów?

Przed rewanżowym spotkaniem przeciwko Bodø/Glimt, atmosfera w Poznaniu wydaje się zaskakująco spokojna. Lech Poznań przegrał co prawda ligowe starcie z Zagłębiem Lubin, ale na własnym terenie powinien (przynajmniej w teorii) mieć spore szanse przeciwko Norwegom. Oczywiście, styl pierwszego meczu lepiej przemilczeć, ale nie brakuje głosów, że jedynym istotnym aspektem dwumeczu będzie jego końcowy wynik. Czy takie podejście jest rozsądne? Co właściwie poznaniakom da pokonanie Bodø/Glimt?

REKLAMA

Kasa się… nie zgadza

Według wyliczeń serwisu as.com, zwycięzca aktualnej edycji Ligi Konferencji Europy może zarobić 8.9 mln euro (plus kasę zależnie od liczby zwycięstw w fazie grupowej). Awans Kolejorza do kolejnej rundy oznaczałby zastrzyk finansowy rzędu 640 tys. euro. Załóżmy jednak scenariusz optymistyczny. Lech ogrywa Bodø/Glimt, następnie trafia na Slovan Bratysława i przedziera się do ćwierćfinału. Polski zespół świętuje wielki sukces, jesteśmy w ósemce najlepszych drużyn Ligi Konferencji Europy! Tylko, co właściwie zyska Lech poza chwilą euforii? Sam awans do ćwierćfinału jest wart niewiele ponad milion euro. Licząc wyniki z eliminacji oraz fazy grupowej da to łączny zysk rzędu ok. 6 milionów euro.

Rozgrywki, w których występuje obecnie Kolejorz nie generują gigantycznych pieniędzy. Nie będzie tak, że po sukcesie w LKE, Lech pozyska środki, dzięki którym zdystansuje resztę ligi. Ba! Potencjalne zyski będą małe w porównaniu do tego, co zarobiono chociażby na sprzedaży Jakuba Kamińskiego (10 mln euro). I tutaj dochodzimy do pewnego paradoksu. Zdecydowanie korzystniej jest traktować europejskie puchary jako pole do promocji młodych piłkarzy i sprzedaży ich z dużym zyskiem. Świetnym (chociaż skrajnym) przykładem jest w tym aspekcie Szachtar Donieck, który w Lidze Mistrzów wygrał 1 na 6 spotkań, ale wypromował Mychajło Mudryka. Rozbili bank, nie przechodząc nawet do fazy pucharowej.

Czy gdyby Ukraińcy próbowali za wszelką cenę wymęczyć wyjście z grupy, a Mudryk byłby ograniczony w ofensywie, zysk dla Szachtara byłby większy? Odpowiedź jest oczywista. Na ten moment zarobili 36 mln euro za udział w Lidze Mistrzów, a za swojego utalentowanego gracza dostali od Chelsea 70 mln euro. To trochę jak z talent-showami – nie zawsze najwięcej zyskuje ten, który dochodzi do dalszego etapu. Benfica sięgając po trofeum Champions League zarobiłaby ledwie 1/3 tego, co zyskała w tym sezonie na sprzedaży piłkarzy.

Styl też ma znaczenie

Wyjazdowy mecz Lecha Poznań z Bodø/Glimt kibice jak najszybciej wyrzucą ze swojej pamięci. Bez wątpienia, nie przyciągnął ona także uwagi skautów, przyglądających się młodym prospektom. Co więcej, Lech w meczu z Norwegami wystawił najstarszą jedenastkę w tym sezonie (średnia wieku 28.1), bazując przede wszystkich na doświadczonych graczach. Trener John van den Brom może jednak odbić piłeczkę, zauważając, że w pierwszej jedenastce pojawili się także Skóraś oraz Szymczak, a z ławki wszedł Marchwiński. Żaden z nich nie wykorzystał jednak okazji na pokazanie się w Europie.

Gdybyśmy dziś mieli wskazać, który piłkarz Lecha może być bohaterem kolejnego okienka transferowego, pewnie rzucimy nazwiskiem 23-letniego Skórasia, który ostatnio zaliczył 9 kolejnych występów bez gola i asysty, ale dobrze wyglądał w obu spotkaniach z Villarrealem. Wydaje się jednak, że na większe hitowe sprzedaże nie ma co liczyć. To pokłosie słabych okienek i nietrafionych transferów. Lech ma problem ze ściąganiem zagranicznych talentów i sprzedażą ich z zyskiem. Mimo sporych wydatków na Velde, Ba Louę czy Sousę, żaden z nich nie budzi obecnie zainteresowania na rynku transferowym. Ostatnim obcokrajowcem, na którym Kolejorz zarobił (nie liczymy 100 tys. euro za Muhara) jest Darko Jevtić, a przecież od jego sprzedaży minęły już 3 lata.

Lech wie w którą stronę jechać, ale nie umie nabrać rozpędu

Ogrywanie perspektywicznych piłkarzy w europejskich pucharach jest problematyczne. Szymczak czy Marchwiński nie dają argumentów, by trafiać na nagłówki portali sportowych. Lech inwestuje w rozwój akademii, chce wychowywać młode gwiazdy, ale zarazem dopływ talentów nie jest stabilny. Czasem pojawi się ktoś przebojowy, czasem takich graczy po prostu brakuje. To można uzupełniać obcokrajowcami – w tym miejscu wracamy do przykładu Benfiki. Portugalczycy dużo zarabiają, ALE dużo także wydają. W tym sezonie zainwestowali 44% pozyskanych środków ze sprzedaży graczy. Kolejorz wydał 13% zarobionych pieniędzy, ale we wcześniejszych sezonach ten współczynnik był zdecydowanie większy. Problem w tym, że znaczna część transferów okazała się nietrafiona. Benfica może zrobić 10 znaczących transferów, z czego 3 są strzałem w dziesiątkę i przynoszą olbrzymie zyski. W Lechu widzimy pojedyncze „strzały”.

To, co Lech Poznań może osiągnąć to bez wątpienia poprawę sytuacji polskich klubów w rankingu UEFA. Klubowa strona Kolejorza opisała zresztą korzyści, jakie generują wyniki w obecnej kampanii. Im lepsze rezultaty, tym więcej punktów i wyższa szansa na rozstawienie w przyszłości. Pokonanie Bodø/Glimt jest ważne, chociażby ze względów wizerunkowych, zresztą, kibice rzadko dyskutują o klubowych finansach – ważniejsze są wyniki. By te były systematycznie dobre, trzeba stworzyć właściwe zaplecze. Wydaje się, że Kolejorz doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale musi popracować nad skutecznością zagranicznych transferów i poczekać na dopływ kolejnych utalentowanych Polaków. Dziś trudno jednak będzie „spieniężyć” ewentualny sukces w europejskich pucharach.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,624FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ