Starcie AS Romy z Realem Betis było niewątpliwie najciekawiej zapowiadającym się spotkaniem 3. kolejki Ligi Europy. W końcu na przeciw siebie stanęły dwie wielkie marki, a stawką spotkania było miejsce lidera Grupy C. Ostatecznie, zwycięstwo w bardzo zaciętym meczu padło na konto zespołu z Hiszpanii.
Walka pełna ofiar
Pierwsze połowa spotkania przebiegła pod znakiem kontuzji i kar indywidualnych. Jose Mourinho musiał dokonać pierwszej zmiany już w 5. minucie meczu. Za kontuzjowanego Zeki Celika wszedł Leonardo Spinazzola. Niedługo później, dużo bardziej bolesnej straty doznał Betis. Kontuzji mięśniowej nabawił się Nabil Fekir, który dopiero co wrócił po kilkutygodniowej rehabilitacji. Moment słabości w grze drużyny z Hiszpanii wykorzystali wtedy gospodarze. AS Roma wywalczyła rzut karny, a dyskusja graczy Betisu z arbitrem zaowocowała dwiema żółtymi kartkami dla Bravo i Guardado. Jedenastkę na gola w 34. minucie zamienił niezawodny Paulo Dybala. Ekipa Pellegriniego nie zamierzała tolerować takiego stanu rzeczy i bardzo szybko odpowiedziała na bramkę Romy. Guido Rodriguez posłał prawdziwą bombę nie do obrony na bramkę Ruiego Patricio w 40′.
Klasa Betisu, przeciętny Zalewski
Real Betis pokazał w drugiej połowie, dlaczego to właśnie im należy się miejsce lidera Grupy C w Lidze Europy. Świetne zmiany trenera Pellegriniego, stopniowa dominacja nad rywalem, zdecydowanie wyższa kultura gry. Cierpliwość i doświadczenie znakomicie zorganizowanej formacji Los Verdiblancos przyniosło upragniony efekt w końcówce meczu. Nicola Zalewski nie zdołał upilnować Rodriego Sancheza, który dośrodkował piłkę w pole karne. Tam zszokowani Spinazzola i Patricio tylko patrzyli jak Luiz Henrique uderza na dalszy słupek głową i trafia do siatki. Przy tej bramce w pierwszej kolejności winiłbym właśnie tę dwójkę, ale polski pomocnik również mógł zachować się lepiej w tej sytuacji.
Tym samym, po trzech kolejkach aktualnej edycji LE, AS Roma Jose Mourinho ma jedynie 3 pkt i jedno zwycięstwo na koncie. To żółte światełko ostrzegawcze dla portugalskiego szkoleniowca. W przypadku braku awansu do kolejnej fazy rozgrywek, Mou z pewnością spotkałby się z ogromną krytyką. Z kolei Real Betis może w dobrych nastrojach przystąpić do kolejnego ligowego meczu na krajowym podwórku, gdzie również radzą sobie zdecydowanie lepiej niż zespół z Rzymu.