Dominacja. Reprezentacja Polski potrzebowała takiego meczu

Pomimo wylosowania w grupie eliminacyjnej do EURO 2024 takich „piłkarskich potęg” jak Wyspy Owcze czy Mołdawia, reprezentacja Polski ostatni raz więcej niż dwa gole w jednym meczu strzeliła w listopadzie 2022 roku w meczu z Andorą. Przeciwko Estonii nasza kadra wreszcie dała ofensywny popis, choć rywal to zadanie zdecydowanie ułatwił.

REKLAMA

Kontrola i dominacja

Cofnijmy się w czasie do ostatniego spotkania z rywalem z niższej półki. Jest październik 2023 roku, Stadion Narodowy, a rywalem reprezentacji Polski jest Mołdawia. Wówczas tylko zremisowaliśmy okropnie komplikując sobie szanse na bezpośredni awans. Na samym początku spotkania, gdy zespół Michała Probierza mając wiele swobody na rozegranie często decydował się na długie podania zacząłem irytować się dlaczego podchodzimy do meczu w taki sposób. Chciałem widzieć drużynę, która wszystkie podania – oprócz krzyżowych zagrań zmieniających ciężar gry – zagrywa po ziemi, nie schodzi poniżej 90%-owej celności podań, a rywal tylko biega za piłką i nie wyprowadza kontrataków.

Wówczas wydawało się, że to odległa perspektywa, ale w czwartkowy wieczór udało się zaprezentować taki obraz. Sprowadzić mecz do dominowania i kontrolowania przebiegu wydarzeń na połowie przeciwnika. Estonia wymieniła 77 dokładnych podań. To mniej niż każdy z naszych środkowych obrońców (Bednarek 90, Dawidowicz 93, Kiwior 102) i tylko trzy więcej od Piotra Zielińskiego. Choć przyjezdnym udało się strzelić gola, był to ich jedyny ofensywny wypad. Estończycy w całym spotkaniu oddali jeden strzał (o wartości 0,11 xG) i zaliczyli zaledwie 3 kontakty z piłką w szesnastce Polaków – sześciu „naszych” miało więcej. Po przejęciu piłki mieli w ogóle problem, żeby wyjść za połowę, a co dopiero stworzyć okazję bramkową. Dla Michała Probierza prawdopodobnie to było nawet bardziej budujące niż pięciokrotne umieszczenie piłki w siatce.

Reprezentacja Polski musiała grać w ataku pozycyjnym

Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę, że Estonia już od 27. minuty grała w dziesiątkę po dwóch żółtych kartkach dla Paskotsiego. Niemniej jednak, początek spotkania, jeszcze przy grze 11 na 11, wyglądał bardzo podobnie jak dalsza część meczu i nie zapowiadał, aby coś miało się zmienić. Estonia od początku spotkania miała tylko jeden plan – grać na przetrwanie i liczyć na przypadkową kontrę. Reprezentacja Polski przyzwyczaiła nas, że ma ogromne problemy z wysokim pressingiem każdego rywala, ale dzisiejszy oponent nie postanowił przetestować naszej ekipy w tym elemencie. Polska musiała grać w ataku pozycyjnym i była na to przygotowana.

We vlogu na kanale Łączy nas Piłka pokazany jest fragment z odprawy przedmeczowej Michała Probierza, na której selekcjoner mówi, że najważniejsze w meczu z Estonią jest zwycięstwo. Nieważne w jakim stylu, nieważne jakim sposobem, nieważne w jakim rozmiarze. Po prostu zwycięstwo. Nasz zespół podszedł do spotkania z dużą cierpliwością, nie spiesząc się, nie podejmując zbędnego ryzyka. Kluczowe było utrzymywanie kontroli, zmuszanie rywali do przesuwania za piłką i szybkie odzyskiwanie piłki po stracie. W pierwszej połowie, mimo przygniatającej przewagi, nasz współczynnik goli oczekiwanych (xG) nie przekroczył nawet 1. Wcale nie stworzyliśmy wielu świetnych okazji, natomiast o wynik mogliśmy być spokojni.

Gra skrzydłami

Przysłuchując się pierwszym komentarzom pomeczowym wśród negatywnych opinii (oczywiście nie było ich wiele) wskazuje się na mało szybkiej, finezyjnej gry przez środek. Tutaj możemy znów odwołać się do chęci utrzymywania kontroli przez Michała Probierza. Nasza kadra często kierowała piłkę w boczne sektory (zwłaszcza na lewą stronę), ponieważ w przypadku straty futbolówki o wiele łatwiej szybko zapobiec kontratakowi niż w środku boiska. Polacy również nie przyspieszali przesadnie tempa akcji, nie zawiązywali małej, kombinacyjnej gry w środku z podobnego powodu. Pep Guardiola mówił, że im szybciej atakujesz, tym szybciej piłka wraca pod twoje pole karne. A podstawą dla selekcjonera w tym spotkaniu było właśnie uniknąć jakiegokolwiek zagrożenia pod bramką Wojciecha Szczęsnego.

Skoro już kierowaliśmy naszą grę na skrzydła to musieliśmy mieć pomysł w jaki sposób potem przedrzeć się w pole karne przeciwko bardzo licznej defensywie Estonii. Na wahadłach Probierz posłał w bój dwóch piłkarzy, którym pozycją bliżej do skrzydłowych niż bocznych obrońców, aby wygrywali pojedynki. W tym elemencie wyróżniał się przede wszystkim Nicola Zalewski, który podjął się czterech prób dryblingów i z trzech z nich wyszedł zwycięsko. Wszyscy pozostali zawodnicy reprezentacji Polski zaliczyli cztery udane dryblingi (żaden więcej niż jeden). Piłkarz Romy ma tą umiejętność, na której brak nasza kadra cierpi od dawna i w takich spotkaniach musimy wykorzystywać jego atuty.

Wygrywanie pojedynków przez wahadłowego nie było oczywiście jedynym sposobem. Po lewej stronie przewagę w ofensywie starał się tworzyć Jakub Kiwior, czasem przestrzeń za linią obrony atakował Jakub Piotrowski. Generalnie w naszej grze było widać, że piłkarze wiedzą jakie mają założenia i w pewien sposób starają się je realizować. W porównaniu do poprzednich meczów – to już jest coś. Tyle że takie występy powinny być dla naszej kadry standardem, a nie czymś, co nas zaskakuje.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,594FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ