Do pierwszej bramki. Jak Brazylia ułożyła sobie mecz z Koreą

Brazylia potwierdziła mistrzowskie aspiracje wygrywając 4:1 z Koreą Południową. Podopieczni Titego już w pierwszej połowie zamknęli to spotkanie i na przerwę schodzili z czterobramkowym prowadzeniem. Luz, zabawa i efekciarstwo – to wszystko było obecne w działaniach Brazylijczyków, co na etapie 1/8 finału Mistrzostw Świata, w futbolu zdominowanym przez dyscyplinę taktyczną zdarza się już naprawdę rzadko.

REKLAMA

Brazylia ułożyła sobie mecz

Czy po tak wysokiej wygranej warto wyciągać daleko idące wnioski? Czy rywal grał na wystarczającym poziomie, aby zachwycać się nad zespołem, który odniósł pewne zwycięstwo? To pytania, które zawsze zadajemy sobie w takich przypadkach. Korea nie zagrała jednak źle, ale paradoksalnie nie oznacza to, że musimy wynosić pod niebiosa Brazylię. Mecz po prostu ułożył się w taki sposób, który idealnie pasował Canarinhos. Worek z bramkami rozwiązał już w 7. minucie Vinicius. 6 minut później było już 2:0 po skutecznie egzekwowanym rzucie karnym przez Neymara. Wcześniej bardzo prosty błąd popełnił Jung Woo-Young, który nie zauważył wyskakującego mu zza pleców Richarlisona i chcąc wybić piłkę trafił w nogę rywala.

Dla Brazylijczyków był to idealny scenariusz. Korea znalazła się w sytuacji, w której nie miała już absolutnie nic do stracenia. Nie musiała patrzeć na bilans bramkowy, jak robią to zespoły w fazie grupowej. Nie miała w perspektywie kolejnego meczu za kilka dni, na który być może warto oszczędzić siły skoro w tym odwrócenie losów graniczy z cudem. Zespół Paulo Bento wybierał więc pomiędzy odpadnięciem bez historii, a możliwością pożegnania się z podniesioną głową. Wybrali to drugie i to im się udało. Choć Brazylia strzeliła im 4 gole to przez otwartą grę i ciągłe dążenie do zdobycia bramki wrócą do kraju z podniesioną głową.

Jest przestrzeń – jest impreza

Brazylii taka postawa rywali również odpowiadała. Canarinhos pod wodzą Titego to zespół, który od czasu do czasu lubi oddać rywalom piłkę, zaprosić na własną połowę, dać się wyszaleć, a potem wykorzystać moment i ruszyć do ataku. Z Koreą tą strategię łączyli z grą w ataku pozycyjnym. Większość groźnych sytuacji, które tworzyła sobie ekipa Titego to właśnie szybkie ataki po odbiorze piłki. Korea się otworzyła, często odsłaniała boczne sektory, a Brazylijczycy bezlitośnie wykorzystywali przestrzeń, która się pojawiła. Choć to zespół, który przyzwyczajony jest do gry w ataku pozycyjnym to w kontratakach jest jeszcze groźniejszy. Kreatywni i dobrze dryblujący pomocnicy oraz szybcy, dynamiczni skrzydłowi i napastnik. Czego chcieć więcej do takiej gry?

źródło: TVP Sport/Twitter

W fazie grupowej oglądaliśmy nieco inną twarz Brazylii. Dość powiedzieć, że Canarinhos nie strzelili żadnej bramki w pierwszej połowie meczu. Ich spotkania – choć trzeba zaznaczyć, że nie mamy dużej próbki, ponieważ tylko trzy spotkania, z czego z Kamerunem zagrali drugim garniturem – przebiegały według podobnego scenariusza. Pierwsze 45 minut służyło zapoznaniu się z rywalem i ustawieniu go pod siebie. Z Serbią przed zmianą stron oddali tylko 5 strzałów, a ze Szwajcarią – 6. Obaj rywale natomiast tylko raz próbowali zaskoczyć Alissona. Gra rozkręcała się dopiero w drugiej połowie, aczkolwiek na najwyższe obroty Brazylia dopiero wchodziła po zdobyciu gola dającego prowadzenie. Choć Brazylia w meczach z Serbią i Szwajcarią pokazała, że ma plan na rywali wytrzymujących ich napór przez długi czas i potrafi być cierpliwa, tak pełen potencjał tego zespołu objawia się, kiedy szybko wyjdą na prowadzenie.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,600FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ