Autorski pomysł Mikela Artety. Arsenal to drużyna zbudowana pod Ligę Mistrzów

Pierwsze skojarzenia jakie przywodzi na myśl Arsenal Mikela Artety to gra ładna dla oka, ofensywna, uporządkowana, nastawiona na dominację rywala przez posiadanie piłki. To oczywiście prawda, ale Kanonierzy mają też inną twarz, którą pokazali we wczorajszym meczu z Liverpoolem. Do rywalizacji z największymi podchodzą przestawiając proporcję na grę bardziej bezpośrednią i fizyczną. Jeśli więc nie oglądacie regularnie Arsenalu to w kluczowych fazach Ligi Mistrzów (o ile przejdą Porto w 1/8) prawdopodobnie będziecie zaskoczeni ich grą. Ale taki sposób ma – zdaniem Mikela Artety – zwiększyć ich szanse na sukces.

REKLAMA

Zmiana systemu

Zacznijmy od podstaw, czyli bazowego ustawienia i ogólnych ról jakie odgrywają piłkarze na poszczególnych pozycjach. Arsenal Mikela Artety przyzwyczaił nas do rozgrywania swoich akcji w ataku pozycyjnym w ustawieniu 3-2-2-3. Prawy obrońca (najczęściej White) staje się trzecim stoperem, a lewy defensor (przeważnie Zinchenko) schodzi do środka pełniąc rolę dodatkowego pomocnika. Skrzydłowi zapewniają szerokość, a pozostała dwójka pomocników szuka sobie miejsca w półprzestrzeniach jako „10-tki”. We wczorajszym meczu z Liverpoolem The Gunners zagrali jednak inaczej. Kluczową zmianą było dodanie drugiego pomocnika obok Rice’a, którym był Jorginho. W takim układzie lewy obrońca (w pierwszej połowie Zinchenko, w drugiej Kiwior) nie schodził już do środka, a grał przy linii bocznej. Przekładając to na cyfry – Arsenal nie budował swoich akcji w systemie 3-2-2-3, a bardziej w 4-2-4.

Tego typu plan na mecz – biorąc pod uwagę samo ustawienie z dwójką defensywnych pomocników – nie był nowym pomysłem Mikela Artety. Wizję Hiszpana na prowadzony przez niego zespół mogliśmy już zaobserwować w pierwszym spotkaniu tego sezonu, czyli rywalizacji o Tarczę Wspólnoty z Manchesterem City. Środek pola tworzyli wówczas Rice i Thomas Partey, a na lewej obronie zagrał Jurrien Timber, który trzymał się linii bocznej. Kontuzje Ghańczyka i Holendra mogły pokrzyżować plany Artecie na uruchamianie – nazwijmy to – planu B na poszczególne mecze, ale Hiszpan go nie porzucił. Duet Rice-Jorginho grał od 1. minuty przeciwko Manchesterowi City (1:0), Chelsea (2:2) czy Newcastle (0:1), ale wyniki były przeciętne. Arteta ciągle jednak hołdował rozwiązaniu z bocznym obrońcą schodzącym do środka, a Declan Rice często przesuwał się wyżej. Dopiero w dwóch ostatnich meczach z Liverpoolem na Emirates (najpierw w FA Cup, potem w lidze) boczni obrońcy dostali zadanie rozszerzania gry.

Arsenal zmienił sposób gry

Ustawienie jest jednak tylko narzędziem do zmiany sposobu gry. W w/w meczach z Chelsea i Newcastle, w których Arsenal zgubił punkty ich podejście do meczu nie różniło się jednak od większości spotkań. Nadal byli nastawieni na kontrolę przez utrzymywanie się przy piłce i dominację terytorialną. W ostatnich spotkaniach z Liverpoolem był natomiast widoczny zwrot w kierunku gry bardziej bezpośredniej. We wczorajszym meczu 14% podań Arsenalu zakwalifikowano jako zagrania na dalszą odległość przy 10%-owej średniej z całego sezonu. Liczba pojedynków powietrznych? 40 przy średniej blisko 27. Wiele także mówi statystyka posiadania piłki, w której to Liverpool miał przewagę (57%-43%). Mając już korzystny wynik zespół Mikela Artety często jednym dalekim podaniem przenosił grę na połowę rywala i tam chciał utrzymać się przy piłce lub wywalczyć stały fragment gry. Po odbiorze na własnej połowie byli natomiast zaprogramowani na błyskawiczne podanie za linię obrony Liverpoolu na lewą stronę do Gabriela Martinelliego.

– Kontrola nie jest słowem, które lubię. Bardziej podoba mi się 'dominacja’ i nie pozwalanie drużynom na oddech niż 'kontrola’. Najważniejsze jest to, w której części boiska to się dzieje, ale tak, potrafimy być bardzo chaotyczni w wolnych przestrzeniach i możemy stwarzać wiele problemów grając na różne sposoby – mówił po meczu Mikel Arteta przyznając, że jego zespół zagrał inaczej niż zwykle. Oczywiście, to nie tak, że Arsenal kompletnie porzucił ideały, którym z reguły hołduje. Przecież pierwszy gol padł po płynnej, wielopodaniowej akcji z ominięciem pressingu Liverpoolu. Niemniej jednak, Kanonierzy znacznie częściej niż zwykle korzystali z prostszych środków.

Organizacja bez piłki

Największym atutem Kanonierów nie jest jednak to, co robią z piłką, a to jak zachowują się bez niej. To zespół, który fantastycznie funkcjonuje w pressingu – w tym sezonie Premier League mają najwięcej odzyskanych piłek w tercji ataku, po których zakończyli akcję strzałem (a też niewiele zespołów w ogóle decyduje się na budowanie akcji od bramki przeciwko Arsenalowi). W meczach z silniejszymi drużynami zazwyczaj to właśnie pressing jest najlepszym rozgrywającym The Gunners. Zespół Mikela Artety potrafi jednak także pokazać dobrą organizację w średnim, czy niskim pressingu. Z Liverpoolem oraz Manchesterem City na Emirates fragmentami oddawali rywalom futbolówkę, a finalnie obaj rywale oddali tylko po jednym celnym strzale na bramkę Davida Rayi.

Organizacja w grze bez piłki jest fundamentem w europejskich pucharach. Gdy spojrzymy na ostatnich zwycięzców Ligi Mistrzów to regularnie trofeum zgarniają zespoły, które osiągnęły perfekcję w tym elemencie. Bayern w okresie postpandemicznym oraz Manchester City w minionym sezonie dominowały rywali dzięki fantastycznemu wysokiemu pressingowi. Chelsea Thomasa Tuchela broniła natomiast niżej, ale była monolitem w defensywie.

Dlaczego Arsenal to zespół stworzony pod Ligę Mistrzów?

Do opisywanej wyżej organizacji bez piłki Kanonierzy dodają fizyczność i intensywność, z którą mało który zespół z najwyższej półki może konkurować. W rywalizacji drużyn na wyrównanym poziomie technicznym to ten element może zadecydować o wyniku. We wczorajszym meczu z Liverpoolem gospodarze wykonali 11 więcej prób odbiorów (30 do 19) i mieli wyższą skuteczność (70% do 58%). Mikel Arteta zwraca dużą uwagę na to, aby jego gracze wygrywali pojedynki, piłki stykowe. Fantastyczny jest w tym Declan Rice, bardzo rzadko mylą się środkowi obrońcy (Gabriel i Saliba), a Jorginho we wczorajszym meczu pokazał, że gdy zamaskuje się jego braki motoryczne to także jest bardzo skuteczny w defensywie.

Kolejnym elementem, który zafunkcjonował w meczu z Liverpoolem był napastnik skutecznie walczący z obrońcami w fizycznych pojedynkach. Kai Havertz wprawdzie nie strzelił bramki, ale wywalczył dwie żółte kartki i w konsekwencji czerwoną dla Konate, potrafił opanować dalekie podania kierowane w jego stronę wygrywając walkę o pozycję z obrońcami i korzystał z przestrzeni za linią obrony wbiegając na prostopadłe podania. W ostatnim czasie żadna „9-tka” nie sprawiała tylu kłopotów duetowi van Dijk-Konate. Niemiec miał duży udział w tym, że Liverpool na Emirates zanotował najwyższy wskaźnik oczekiwanych goli straconych (xGC) w Premier League odkąd liczona jest ta statystyka.

Na przestrzeni całego sezonu, mierząc się z wieloma zespołami, które oddają piłkę i ustawiają autobus przed własnym polem karnym problemy z kreatywnością Arsenalu często wychodzą na wierzch. Natomiast w spotkaniach bardziej otwartych zwiększenie proporcji fizyczności w zespole sprawiło, że Arsenal stał się jeszcze trudniejszy do pokonania. W tym sezonie Premier League nie przegrali żadnego meczu z big six. A w systemie pucharowym, gdzie przegrywający odpada, największe szanse na triumf mają zespoły, które są specjalistami w unikaniu porażek, a nie wygrywaniu.

REKLAMA

Czy Arsenal to faworyt do zdobycia Ligi Mistrzów?

Nie podejmiemy się próby odpowiedzi na to pytanie. Zaznaczmy jednak, że zespołowi Mikela Artety w wielu meczach brakuje zimnej krwi pod polem karnym rywala. Ot, choćby porażka z Liverpoolem w Pucharze Anglii. Kanonierzy już w pierwszej połowie mieli szansę zamknąć to spotkanie, ale byli potwornie nieskuteczni i finalnie przegrali 0:2. Pod drugim polem karnym Arsenal również ma „zamiłowanie” do autodestrukcji, czego najlepszym przykładem był stracony gol w ostatnim ligowym meczu. Mikel Arteta już nieraz mówił, że mecze rozstrzygają się w obu polach karnych i tu jego zespół ma wiele do poprawy. Na to jednak trener nie ma już wpływu (może zmienić to jedynie transferami).

Zwycięstwa z Liverpoolem i Manchesterem City – drużynami, od których regularnie w ostatnich latach dostawali lanie – w jednym sezonie są pozytywnym sygnałem dla Arsenalu w kontekście rywalizacji z najsilniejszymi zespołami. Mamy przeczucie, że właśnie dlatego może się to skończyć ciekawą przygodą w Lidze Mistrzów.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,623FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ