Atut własnego boiska. Jak Nottingham zapewniło sobie utrzymanie

W trakcie trwania sezonu zatrudnili 30 nowych zawodników. Na transfery wydali łącznie prawie 200 milionów euro. Steve Cooper miał niezwykle ciężkie zadanie, żeby w tak krótkim czasie ułożyć z tych wszystkich graczy zespół, który będzie w stanie powalczyć o pozostanie w lidze. I choć kilku z nich miało spory udział w wywalczeniu utrzymania, tak największym atutem okazali się być ci, którzy nie kosztowali nic – często nazywani dwunastym zawodnikiem kibice. Na City Ground Nottingham zdobyło aż 30 z 37 dotychczasowych punktów. Po ostatnim zwycięstwie nad Arsenalem (1:0) Forest oficjalnie przypieczętowało pozostanie na kolejny sezon w Premier League.

REKLAMA

Dwunasty zawodnik Nottingham

Postawa w meczach domowych była niewątpliwie głównym czynnikiem utrzymania Nottingham w najwyższej klasie rozgrywkowej. Żaden zespół nie ma tak wysokiego odsetka zdobytych punktów na własnym stadionie co Forest (81%). W tabeli liczącej jedynie spotkania rozgrywane u siebie ekipa Steve’a Coopera znajduje się na dziesiątym miejscu. Z kolei na wyjazdach nikt nie zgromadził od nich mniej punktów. Zresztą dysproporcję widać nie tylko w liczbie punktów, ale też bilansie bramkowym. Na City Ground Forest strzela więcej niż traci (bilans bramkowy +3), natomiast w delegacji wygrali tylko jeden mecz i są najgorsi zarówno jeżeli chodzi o strzelane, jak i tracone gole.

Nottingham z tego sezonu to idealny przykład tego, że kluczowe w walce o utrzymanie jest punktowanie na własnym terenie. Podopieczni Coopera potrafili pokonać u siebie m.in. Arsenal, Liverpool czy urwać punkty Manchesterowi City. Z pewnością niemała w tym zasługa kibiców, którzy na City Ground potrafią stworzyć niesamowitą atmosferę. Jednak co ciekawe, podopieczni Coopera na własnym obiekcie punktowali o wiele lepiej niż wskazywałby na to model xG (goli oczekiwanych). Według tych statystyk Forest „powinno” zdobyć trzy gole mniej i stracić aż osiem więcej niż w rzeczywistości, co przełożyłoby się na około dziewięć punktów mniej. Z kolei na wyjazdach Nottingham „zasłużyło” aż na sześć „oczek” więcej.

Zaufanie do Steve’a Coopera

Niemniej jednak, utrzymania Forest nie można tylko sprowadzać do atmosfery panującej na City Ground. Nottingham jako jedna z dwóch drużyn z dolnej połowy tabeli – obok West Hamu – nie zmieniła w trakcie sezonu trenera. Pomimo, że Steve Cooper często siedział na gorącym krześle i był blisko zwolnienia, to znany z porywczości i braku cierpliwości właściciel Nottingham Evangelos Marinakis wytrzymał ciśnienie. Cooper dostał zaufanie i odpłacił mu się, pozostawiając drużynę na kolejny rok w Premier League. A przecież okazji na zwolnienie Walijczyka w przeciągu całej kampanii było sporo.

W pierwszych jedenastu kolejkach drużyna prowadzona przez Coopera odniosła tylko jedno zwycięstwo. Już na początku sezonu wydawało się, że polityka transferowa Nottingham nie ma sensu i klub ten szybko wróci do Championship. Przerwę spowodowaną mistrzostwami świata Forest spędzało w strefie spadkowej. Southampton i Wolves, które również w tym czasie były pod kreską, zdecydowały się na zmianę na ławce trenerskiej. Pomimo, że po tak szalonym oknie transferowym ciśnienie na wynik w Nottingham musiało być duże, to wciąż wierzono tam w Coopera. Były trener m.in. Swansea przetrwał kryzys i po mundialu wyciągnął zespół ze strefy spadkowej. Po zwycięstwie z Leeds (1:0) na początku lutego Forest było na 13. miejscu z przewagą sześciu punktów nad strefą spadkową.

Przełamanie Nottingham w kluczowym momencie

Mimo to, od momentu wspomnianej wygranej Nottingham nie potrafiło odnieść zwycięstwa w 11 kolejnych meczach. Twierdza, którą zbudowali na City Ground nagle runęła. W pięciu domowych meczach w tym okresie uzbierali zaledwie trzy punkty, a porażka z Newcastle (1:2) w połowie marca była pierwszą od sześciu miesięcy na swoim stadionie. Steve Cooper zdawał się wówczas nie mieć pomysłu na to, jak po raz kolejny wyciągnąć zespół z kryzysu. Pomimo kolejnych inwestycji na rynku transferowym – zimą do Forest dołączyło siedmiu nowych graczy – Walijczyk wciąż nie mógł znaleźć odpowiedniego zestawienia podstawowej jedenastki.

Gra Forest w dużej mierze uzależniona była wówczas od formy Morgana Gibbsa-White’a i Brennana Johnsona. Dwójki, która stemplowała niemal każdą ofensywną akcję i brała odpowiedzialność za zdobywanie goli na swoje barki. Po porażce z Liverpoolem na Anfield (2:3) pod koniec kwietnia Nottingham osunęło się na przedostatnie miejsce. Do bezpiecznej strefy tracili dwa punkty, jednak ich forma nie napawała kibiców optymizmem. Forest – obok Southmapton – byli głównym kandydatem do spadku, a posada Steve’a Coopera wisiała na włosku. W klubie jednak po raz kolejny wytrzymali ciśnienie.

Przełomowym momentem okazało się być zwycięstwo z Brighton (3:1) na sześć kolejek przed końcem sezonu. Od tego czasu Forest zdobyło 10 punktów i strzeliło 11 goli w pięciu meczach. Z własnego stadionu ponownie uczynili twierdzę, wygrywając tam trzy kolejne starcia. Już druga połowa przegranego spotkania z Liverpoolem pokazała, że bardziej odważne nastawienie może przynieść więcej korzyści. W końcówce sezonu Cooper przesunął wajchę w strony ofensywy. Co prawda, Nottingham nie gra finezyjnego i atrakcyjnego futbolu, jednak częściej zakłada wysoki pressing oraz po przejęciu piłki szybciej przechodzi do kontrataku. Potwierdzają to także statystyki. W ostatnich pięciu spotkaniach ich średnie xG na mecz wynosi 1,68, podczas gdy w pozostałych meczach sezonu jest to 0,96.

Nie ilość a jakość

Cooper przestał także mieszać w podstawowej jedenastce, co pozwoliło w końcówce sezonu wypracować w drużynie pewne automatyzmy. W ostatnich pięciu meczach aż dziewięciu zawodników każde spotkanie rozpoczynało w wyjściowym składzie. Roszady wiązały się przeważnie ze zmianą ustawienia i podejściem do poszczególnych meczów. Przykładowo w ostatnich meczach z Chelsea oraz Arsenalem, a więc drużynami chętnie posiadającymi piłkę, szkoleniowiec Nottimgham rezygnował z Brennana Johnsona kosztem jednego ze środkowych pomocników w celu zagęszczenia środka pola i zabezpieczenia własnej bramki.

Wygranymi końcówki sezonu w zespole Coopera stali się Felipe i Moussa Niakhate, którzy dyrygowali linią obrony oraz Danilo i Taiwo Awoniyi mający udział kolejno przy czterech i sześciu golach. Dodając do tego Gibbsa-White’a, który na przestrzeni całego sezonu prezentuje najrówniejszą formę ze wszystkich nowych nabytków Forest, trzeba stwierdzić, że z kilkoma transferami po prostu trafili. Aczkolwiek po pierwszym sezonie Nottingham w elicie nasuwa się jeden prosty wniosek: nie liczy się ilośc a jakość. W klubie zainwestowano sporo pieniędzy w bardzo dużą liczbę piłkarzy, jednak ostatecznie na boisko wychodzi tylko jedenastu. Oczywiście koniec końców polityka ta doprowadziła ich do utrzymania. Jednak to nie ilość nowych piłkarzy, a jakość zaledwie kilku z nich zapewniło pozostanie w elicie na następny sezon.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,652FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ