Jakim cudem w tym meczu padły aż cztery bramki, to nie wiemy. Długo się nic nie działo, ale czekać do końcówki było warto. Puszcza Niepołomice i Radomiak Radom testowały cierpliwość widzów i postanowiły, że na koniec to jakoś wynagrodzą. Podział punktów cieszy raczej tych pierwszych.
Nie będziemy tutaj wymyślać jakiegoś barwnego opisu, bo to zakrawałoby o jakąś fantastykę. W Niepołomicach bardzo długo się nic nie działo. Jeśli zwyczajowo życzy się spokojnych świąt, to obie drużyny wzięły sobie to przesadnie do serca. Z boiska biło aż ogromnym spokojem, który objawiał się nużącym wręcz rozgrywaniem piłki bez presji. Brakowało odważniejszego podejścia pressingiem, jakiegoś przyspieszenia. Zero wszystkiego. Jeśli już obejrzeliśmy strzał na bramkę, to było to po prostu uderzenie celne, bez większego zagrożenia. Może pod taką ambitniejszą próbę zakwalifikujemy uderzenie przy słupku Rafała Wolskiego po wcześniejszym ciekawym dryblingu. Ale Kewin Komar nie miał problemu z odbiciem lecącej w stronę bramki piłki.
Piłkarze zadbali jednak o emocje pod koniec połowy, gdy Abdoul Tapsoba wpadł w Komara i oglądaliśmy małe spięcie. Był to chyba najciekawszy moment pierwszej połowy. A to mocno obrazuje jak „ciekawy” był to mecz. Po przerwie niestety wcale ciekawiej nie było. Co prawda początek dał nadzieję, bo trochę podziało się pod bramką, ale była to tylko zasłona dymna. Później wszystko wróciło do normy i dalej można było się nudzić.
Tyle czekać na gole
Na ratunek przyszedł Kamil Pestka. Obrońca Radomiaka w tempo wyszedł w powietrze po rzucie rożnym i trafił do bramki. Co by nie powiedzieć, to Radomiak zasłużenie wyszedł na prowadzenie. Jeśli już któryś z zespołów mielibyśmy posądzić o próbę gry w piłkę, to właśnie przyjezdnych.
Puszcza na swoim boisku nie oddała celnego strzału aż do 85. minuty. Już można by było obstawiać, że podopieczni Tomasza Tułacza zakończą mecz bez uderzenia w światło bramki. Dzięki zrządzeniu losu, czyli odbiciu się piłki od pleców Saada Agouzoula, piłka trafiła do Antoniego Klimka, a ten pewnym strzałem wpakował ją do bramki. Euforia i radość na trybunach, ale tylko przez chwilę. Radomiak opowiedział bowiem w kolejnej akcji. Jan Grzesik wyłożył piłkę Michałowi Kaputowi, zaś pomocnik Radomiaka strzałem z dystansu dał prowadzenie swojej drużynie. W ciągu tych dwóch minut wydarzyło się więcej, niż przez cały mecz.
Radomiak już witał się z gąską i trzema punktami. Już słyszał gwizdek końcowy. Już myślał, jak będzie się cieszyć po meczu. Zabrakło paru minut. Firmowy wrzut z autu Puszczy i Roman Jakuba daje remis. W końcówce Klimek mógł dać jeszcze zwycięstwo, ale po dobrej akcji chybił.
Remis raczej cieszył Puszczę niż Radomiaka. Przyjezdni mogą sobie pluć w brodę, bo z tak grającym rywalem trzeba po prostu wygrywać.