Piast ratuje punkt w końcówce. 11 remis gliwiczan w tym sezonie

Oglądanie takiego spotkania, jak to w Gliwcach można porównać do obserwowania wyścigu ślimaków. Ani to ciekawe, ani jakkolwiek emocjonujące. Ot spotkanie, które trzeba było rozegrać. Choć wydawało się, że Korona Kielce zasłużenie dowiezie zwycięstwo do końca, to wtedy z jedną zmianą trafił Aleksandar Vuković.

Ciężko było oczekiwać, aby dwa zespoły ze środka tabeli dały w 29. kolejce koncert. Szczególnie biorąc pod uwagę okoliczności – mecz w Gliwicach, o 12.15, w Wielką Sobotę. Okoliczności nie napawały optymizmem.

REKLAMA

Wielka Sobota nie rozpoczęła się z przytupem

I nikt nie powinien czuć się zaskoczony, gdy obejrzał pierwszą połowę tego spotkania. Emocje jak na grzybobraniu. Więcej sensu miało już pójście ze święconką do kościoła, żeby nie narażać się na przykre konsekwencje ze strony mamy lub partnerki. Jeszcze gdyby zabrać Mariusza Fornalczyka z boiska, to można by było iść spać i nic byśmy nie stracili.

A tak to pojedynki skrzydłowego Korony z obrońcą Piasta – Akimem Zedadką – ratowały poziom widowiskowości tego meczu. Jeśli o jakimkolwiek można tutaj mówić. 22-latek przyzwyczaił nas, że to on stanowi o sile ofensywnej kielczan i potwierdził to także w sobotnim meczu. Parę razy zakręcił Algierczykiem (choć ten finalnie dobrze radził sobie w defensywie), oddał dwa strzały z dystansu i ogólnie wyglądał przyzwoicie na tle reszty zawodników. Drugą osobą, którą można wyróżnić za grę w żółto-czerwonych trykotach był Dawid Błanik. Nie chwalimy go jednak za uderzenie z rzutu wolnego, do którego musiał się rzucać Frantisek Plach. Mowa o rzucie rożnym, z którego prawy skrzydłowy wrzucił piłkę wprost na głowę Pau Resty. Hiszpan dzięki złemu obliczeniu toru lotu futbolówki przez Placha nie miał problemu, aby zdobyć gola do szatni. To druga asysta Błanika z rzędu, gdyż w meczu z Widzewem Łódź (2:1) to on asystował przy golu Konstantinosa Sotiriou.

Korona Kielce mogła prowadzić już wcześniej, gdyż w polu karnym Piasta Miguelowi Munozowi piłkę zabrał Yevgeniy Shikavka. Później pojawiły się jednak problemy z opanowaniem piłki przez Białorusina i akcja spaliła na panewce. A była szansa, aby „snajper” kielczan po raz pierwszy w tym sezonie ligowym wpisał się na listę strzelców.

Piast był dzisiaj tłem, ale i tak wyrównał

Prócz wspomnianego wcześniej Zedadki ciężko wskazać w ekipie Aleksandara Vukovicia kogoś, kto wyglądał na chętnego do gry w piłkę. Brak pressingu, niezliczone błędy techniczne przy przyjęciu, niecelne podania. Tak nie dało się myśleć o zdobytym golu, a co dopiero mówić o punktach. Rafał Mamla bardziej zmęczył się podczas rozgrzewki, niż zatrzymując wątpliwej jakości strzały piłkarzy Piasta.

Nadzieję kibicom z Gliwic mógł dać początek drugiej połowy, gdy wyglądało na to, że gospodarze się przebudzili i sprawiali wrażenie, jakby wrzucili wyższy bieg. To były jednak tylko pozory. Defensywa Korony dobrze radziła sobie z ofensywnymi próbami rywali, ale trzeba zaznaczyć, że ich za dużo nie było. Ciężko było przypuszczać, żeby Piast Gliwice wyrównał w tym meczu. Nosa wszystkim sceptykom utarł jednak Vuković. W 78. minucie serbski szkoleniowiec wpuścił na boisko Tomasza Mokwę za Chrapka, a 32-latek odpłacił mu się w najlepszy możliwy sposób. Rzut rożny w doliczonym czasie gry, Mokwa dostawia głowę i wbija piłkę do bramki. Kluczem do bramki było zgranie piłki przez Tihomira Kostadinova, ale zasługi trzeba kierować przede wszystkim do obrońców z Kielc. To oni nie pilnowali rywala w polu karnym i zapłacili za to najwyższą cenę.

Dwa gole, dwa w doliczonym czasie gry. Nie był to najbardziej emocjonujący mecz i potwierdził to wynik. Remis w meczu dwóch najczęściej remisujących drużyn w tym sezonie. Kto by pomyślał.

Piast Gliwice – Korona Kielce 1:1 (Mokwa 90+1 – Resta 45+1′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,831FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ