Królowie lutego zatrzymani! Śląsk i Pogoń dzielą się punktami

Śląsk Wrocław, pomimo potknięć rywali w walce o utrzymanie, nie może wygrzebać się z dołka tabeli PKO BP Ekstraklasy. Do miejsca gwarantującego utrzymanie wrocławianie tracą 8 punktów. Niby szanse na utrzymanie jeszcze są, lecz z porażki na porażkę robią się coraz mniejsze – teraz są już w zasadzie jedynie matematyczne. A one mogły się jeszcze pomniejszyć, bowiem w piątkowy wieczór na Tarczyński Arenę przyjechała Pogoń Szczecin. Portowcy są jedną z najlepszych drużyn tej wiosny, która przekonująco wygrała pierwsze 5 meczów 2025 roku, i to na przekór zawirowaniom w zarządzie. Dopiero walczący o mistrzostwo Lech Poznań przerwał tę passę. Przewidywania przedmeczowe bukmacherów? Wicemistrz Polski miał po raz kolejny przełknąć gorycz porażki.

Ciekawy, otwarty pojedynek – szkoda tylko, że bez goli

Mecz zaczął się od dziury. Niestety, nie od tej między nogami obrońcy po efektownym dryblingu, a w siatce w bramce Pogoni. Na szczęście przerwa tym spowodowana nie potrwała za długo i z lekkim poślizgiem Szymon Marciniak gwizdnął na rozpoczęcie starcia. Ledwie po 2 minutach zagotowało się w pobliżu pola karnego szczecinian. Assad Al Hamlawi dostał od kolegi fantastyczne podanie na dobieg, a następnie utrzymał się przy piłce, mając na plecach 2 rywali. Powołany do kadry Palestyny napastnik zrobił miejsce na oddanie strzału, który zablokował Linus Wahlqvist. Chwilę później próbował Efthymis Koulouris, lecz to nie był kłopot dla Rafała Leszczyńskiego. Pierwsze minuty tej konfrontacji należały do zaciętych, Śląsk wyszedł na rywali z otwartą przyłbicą. Podopieczni Ante Šimundžy nie wystraszyli się wykresu formy przyjezdnych i wyglądali na boisku, a w szczególności w ofensywie, całkiem nieźle. W 16. minucie José Pozo napędził strachu szczecinianom, trafiając w słupek, lecz i tak był faul na jednym z piłkarzy gości – wciąż należało to potraktować jako sygnał ostrzegawczy.

REKLAMA

Ostatnimi czasy mecze reklamowane hasłem „Super Piątek” były miałkie i przynudzające. A tu proszę, wreszcie miła odmiana dla oka. Pierwszą połowę tego starcia oglądało się całkiem przyjemnie. Żadna ze stron nie wyszła na murawę z defensywnym nastawieniem, obie drużyny aktywnie atakowały. Posiadanie piłki rozkładało się mniej więcej po równo, podobnie jak ilość okazji bramkowych. Nieco konkretniejsza była jednak Pogoń, która miała niewielką przewagę w liczbie oddanych strzałów celnych. Warto wziąć też pod uwagę fakt, że duża część uderzeń Śląska była zablokowana. Dobrą robotę wykonywali również bramkarze obu zespołów – Leszczyński i Valentin Cojocaru. Około 30. minuty tempo meczu zaczęło jednak spadać. Pod koniec drugiej połowy Pogoń rzuciła się do ataku, lecz przed przerwą nie zamieniła zera na jedynkę na tablicy świetlnej.

Prowadzenie Śląska i szybka odpowiedź Pogoni

Pogoń może i na początku przycisnęła, lecz to ona jako pierwsza straciła gola. Śląsk nieźle wyślizgnął się spod wysokiego pressingu podopiecznych Roberta Kolendowicza, wymieniając między sobą progresywne podania. Jakub Jezierski fantastycznie podał do Al Hamlawiego, a Szwed z gracją przyjął piłkę, którą podciął nad głową Cojocaru. Gol ładny, ale ta asysta – palce lizać! A mogło być szybko nawet i 2:0, lecz Pozo pomylił się o milimetry i trafił w słupek. Jednakże wrocławianie nacieszyli się prowadzeniem tylko przez 8 minut. Pogoń świetnie zareagowała na stratę gola. Leonardo Koutris rozmontował podaniem obronę Śląska, które dotarło do jego rodaka na szpicy. A Koulouris, jak to Koulouris, wykończył tę akcję wzorowo i mecz zaczął się od początku.

Remis nie zadowalał ani wrocławian, ani szczecinian. Śląsk musi gonić 15. miejsce, Pogoń zaś podium. Żadna ze stron ani myślała rezygnować z ofensywnego stylu gry. Nikt też wyraźnie w tym spotkaniu również nie przeważał – mierzyły się ze sobą dwa równorzędne zespoły, abstrahując od sytuacji w tabeli obu klubów. W 69. minucie Śląsk był blisko ponownego wyjścia na prowadzenie. Petr Schwarz oddał kąśliwy strzał głową, lecz na drodze Czecha stanął czujny Cojocaru.

Remis, który po równo krzywdzi obie strony

Pogoń, pomimo dwóch żółtych kartek w zespole, igrała z ogniem i grała dość agresywnie. W 74. minucie niewiele brakowało, a byłby rzut karny dla WKS-u – przewinienie było tuż poza polem karnym. W tamtym momencie Śląsk pozbierał się po utraconym prowadzeniu i to on ponownie przejął inicjatywę w tym spotkaniu. Zegar tykał, czas uciekał, podobnie jak punkty dla obu drużyn. Około 80. minuty sytuacja na boisku znowu się zmieniła, tym razem przeważali Portowcy. Nie była to jednak klarowna przewaga, bo dopuszczali Śląska do głosu. Wrocławianie próbowali skruszyć obronę ekipy z Pomorza Zachodniego, pozostawało pytanie, czy wystarczy im na to czasu. Nie starczyło.

Kibice obu zespołów mogą powiedzieć, że ten mecz zakończył się „tylko” remisem. Pogoń przeważała w posiadaniu piłki, ale to Śląsk wykreował sobie więcej okazji. Portowcy w tym spotkaniu w niczym nie przypominali siebie z lutego. W takiej formie spokojnie mogliby ugrać więcej. Nie umniejszajmy jednak Śląskowi, którego piłkarze choć nie wygrali, to mogli zejść z boiska z podniesionymi głowami. Zagrali niezły mecz i urwali punkt znacznie wyżej notowanemu rywali. Może tylko jeden, ale wciąż cenny. Potknięcie Pogoni otwiera bramę Legii Warszawa do ataku na 4. miejsce, Śląsk zaś zniweczył stratę do bezpiecznego miejsca do 7 punktów.

Śląsk Wrocław – Pogoń Szczecin 1:1 (Al Hamlawi 49′ – Koulouris 58′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,831FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ