Śląsk Wrocław w poprzedniej kolejce wreszcie się przełamał i uzyskał pierwszy od prawie 4 miesięcy komplet punktów w PKO BP Ekstraklasie. Z Widzewem wrocławianie zagrali kapitalnie, bezlitośnie wykorzystując słabości łodzian. Jednakże do upragnionego miejsca gwarantującego pozostawała spora, 7-punktowa strata. Aby ją zminimalizować, Śląsk musiał bezwzględnie pokonać na wyjeździe Koronę Kielce. Ekipa z Ziemi Świętokrzyskiej w tym roku nie przegrała jeszcze ani razu. Wygrała ona z Motorem, a także urwała punkty klubom z czołówki tabeli, w tym Legii Warszawa. Jednakże przewaga kielczan nad strefą spadkową wciąż nie była bezpieczna, a oni sami również są uwikłani w walkę o utrzymanie. Koronę od 16. miejsca dzieliły ledwie 2 oczka, zatem jakakolwiek zdobycz pomogłaby jej złapać więcej dystansu od miejsca dającego relegację.
Z taką grą Śląsk się nie utrzyma
Brutalnie rozpoczęło się to spotkanie. W ciągu tylko pierwszych 5 minut fizjoterapeuci musieli wbiegać na boisko dwukrotnie. Najpierw ucierpiał Mariusz Fornalczyk, by chwilę później poturbowany przez rywala Petr Schwarz padł na murawę. Na szczęście zmiany nie były wymagane. Potem to wciąż był mecz walki, lecz na szczęście tej sportowej. Lepiej radziła sobie Korona, która w pierwszym kwadransie tego spotkania zdominowała posiadanie piłki i przeważała na boisku. Śląsk miał problemy, lecz największego udało się uniknąć. W 14. minucie Piotr Samiec-Talar został trafiony piłką w rękę. Sebastian Krasny wziął jednak pod uwagę to, że wychowanek Śląska próbował uciekać od piłki, dlatego też rzutu karnego Koronie nie przyznać. Korona zdominowała przyjezdnych z Dolnego Śląska, pachniało golem dla gospodarzy. Posiadanie piłki Scyzorów oscylowało w okolicach 75%, a Śląsk w niczym nie przypominał siebie z meczu z Widzewem.
Meczyk dla koneserów, idealny na sobotnie popołudnie. Tak można określić to spotkanie, przynajmniej do pierwszej połowy. Korona wyglądała jak drużyna grająca klasę wyżej, aczkolwiek Śląsk również był w stanie co jakiś czas zagrozić. Mimo to wciąż podopieczni Jacka Zielińskiego byli bliżej gola. Na około 10 minut przed końcem tej części spotkania wrocławianie powoli wychodzili z marazmu i to oni częściej atakowali. Po raz pierwszy realnie został przetestowany Rafał Mamla. Uderzał wówczas Tudor Baluta, lecz golkiper Korony poradził sobie z tym strzałem. Wcześniej próbował Jose Pozo, lecz mógł zachować się mniej samolubnie w tej akcji. Korona z kolei w końcu doczekała się gola. Mariusz Fornalczyk wykorzystał błąd Tommaso Guercio, zagrał do Adriana Dalmau, a Hiszpan z bliska otworzył wynik.
Korona z golem do szatni! 🔥 Fornalczyk dobrze zachował się w polu karnym, po czym wypatrzył Dalmau, który otworzył wynik spotkania ⚽
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 22, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/OyADlOwMkr
Bezpieczne miejsce ucieka…
Druga połowa zaczęła się również od wyrównanej walki. Pierw atakowała Korona, która o mało co nie podwoiła prowadzenia, lecz wkrótce potem wrocławianie byli w stanie się odgryźć. Jednakże po obu stronach zdecydowanie brakowało konkretów. Śląsk kilka razy próbował strzałów z dystansu – za każdym razem nieskutecznie. Na boisku zbyt ciekawie niestety nie było, zdecydowanie brakowało interesujących, groźnych akcji. W końcu Korona miała korzystny wynik i jej już nigdzie się nie spieszyło. W 62. minucie Śląsk po składnej akcji wreszcie umieścił piłkę w siatce, lecz Mateusz Żukowski był na wyraźnym spalonym. Zresztą obrońcy Korony nie stawiali szczególnego oporu, w przekonaniu, że gol nie zostanie uznany.
Śląsk miał inicjatywę po swojej stronie, lecz miał spore problemy, aby zrobić z niej pożytek. Zegar tykał, czasu było coraz mniej, a bezcenne punkty uciekały. Na domiar złego, Korona po raz drugi strzeliła gola. W 75. minucie w polu karnym Śląska Marc Llinares dotknął piłki ręką po przyjęciu jej przez Martina Remacle. Dotknięcie nie było umyślne, lecz zgodnie z duchem zasad nieprzepisowe, za co podyktowana została jedenastka dla kielczan. Wykonywał ją Dalmau, zrobił to pewnie i z zimną krwią, w zasadzie zamykając ten mecz.
Dalmau po raz drugi! Hiszpan pewnie wykorzystuje rzut karny i Korona prowadzi już 2:0 ze Śląskiem 💪
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 22, 2025
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/tZ2nRhg88H
Korona nigdy nie była rywalem wygodnym dla Śląska. Po raz ostatni wrocławianie pokonali kielczan dopiero w 2020 roku, tuż przed wybuchem pandemii. Z kolei jeśli mowa o wygranych w stolicy Ziemi Świętokrzyskiej, po raz ostatni taki przypadek miał miejsce… 17 października 2016! Nie zmienia to faktu, że Śląsk był zobligowany do wygrywania takich meczów, z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie. Niby podopieczni Ante Simundzy oddali tyle samo celnych strzałów, co Korona, lecz wykończenie w zespole wicemistrza Polski leży i kwiczy. Śląsk co tydzień gra finał, którego nie może przegrać. To sprawia, że wrocławianie zrobili kolejny, duży krok – nie w tę stronę, co trzeba. Korona za to awansowała na 12. miejsca i zyskała trochę oddechu w walce o utrzymanie.