Jagiellonia Białystok – zespół błyskawicznej nauki

W sezonie 2022/23 niemal do końca walczyli o utrzymanie w Ekstraklasie. W następnych rozgrywkach sensacyjnie zdobyli mistrzostwo Polski. Teraz umiejętnie łączą grę w lidze z europejskimi pucharami. W Ekstraklasie po 14 kolejkach są wiceliderem i notują lepszą średnią punktów na mecz niż w poprzednim sezonie, gdy zdobywali mistrzostwo Polski (2,21 do 1,85), a w Lidze Konferencji po pierwszych trzech kolejkach mają komplet punktów z bilansem bramek 7:1. Kiedy wydawało się, że Jagiellonia osiągnęła już sufit oni bardzo szybko go przebili i ciągle robią progres.

Nauka europejskich pucharów

Gdy Jagiellonia odbierała gratulacje za tytuł dla najlepszej drużyny w kraju fani polskiej piłki myślący pragmatycznie mogli mieć obawy jak zespół Adriana Siemieńca poradzi sobie w europejskich pucharach. Ścieżka do gry na jesień dla mistrza Polski co najmniej w Lidze Konferencji jest bardzo prosta, więc istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że Dumie Podlasia dojdzie w sezonie kilkanaście spotkań z racji reprezentowania kraju w Europie. Po pierwsze, dla całego klubu, trenera i wielu piłkarzy to nowość, która – jak pokazał przykład Rakowa z poprzedniego sezonu – wiąże się z nauką na własnych błędach. Po drugie, sukcesy polskich klubów w europejskich pucharach w ostatnich latach bazowały na dobrej grze defensywnej. To był fundament, którego Jagiellonia w momencie zdobywania mistrzostwa nie posiadała. Adrian Siemieniec i jego podopieczni szybko przekonali się, że Europa nie wybacza i wykorzystuje braki. W eliminacjach Jaga najpierw dostała lekcję futbolu od Bodo/Glimt, a potem bezradnie patrzyła jak sprawnie operują piłką gracze Ajaxu.

REKLAMA

Sierpień był najtrudniejszym momentem dla białostoczan. Oprócz słabych wyników w eliminacjach przegrali także dwa mecze w Ekstraklasie, co łącznie złożyło się na serię sześciu porażek z rzędu. Po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej przyjęli natomiast pięć goli od Lecha. Jagiellonia była w bardzo trudnej sytuacji, mogliśmy mówić o kolejnym zespole, dla którego europejskie puchary okazały się pocałunkiem śmierci, a teoretycznie miało być tylko jeszcze gorzej. W końcu w największe dołki polskie kluby wpadały dopiero po rozpoczęciu fazy zasadniczej, dlatego po porażce z Kolejorzem (0:5) przewidywaliśmy, że najgorsze dla Jagi dopiero nadejdzie. Choć runda jesienna nie dobiegła jeszcze końca – prawdopodobnie, na całe szczęście, byliśmy w błędzie. Adrian Siemieniec bardzo szybko nauczył swoich podopiecznych łączyć ligę z pucharami.

Organizacja gry bez piłki

Tak jak Jagiellonia w poprzednim sezonie w mgnieniu oka nauczyła się efektownej i efektywnej gry opartej na posiadaniu piłki, tak w obecnym sezonie piłkarze nie mieli większych problemów, aby dodać kolejny bardzo ważny element do swojego repertuaru, czyli organizację gry bez piłki. Po starciach z Bodo/Glimt oraz Ajaxem Jaga była krytykowana za brak elastyczności i przywiązanie do swojej filozofii. Adrian Siemieniec szybko jednak zrozumiał, że w Europie będą mecze, w których jego zespół będzie musiał spędzić więcej czasu biegając za piłką i na taki scenariusz też trzeba być przygotowanym. Duma Podlasia z zespołu, który nie za bardzo przywiązywał wagę do defensywy i grał z nastawieniem, że nieważne ile straci, bo zawsze strzeli jedną bramkę więcej od przeciwnika stała się drużyną potrafiącą bronić.

W Lidze Konferencji w starciach z Kopenhagą oraz Molde nie byli stawiani w roli faworyta. Duńczycy jeszcze w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów zajęli 2. miejsce w grupie z Bayernem, Manchesterem United i Galatasaray, a Norwegowie wiosną w 1/16 Ligi Konferencji bez problemu ograli Legię Warszawa. Przeciwko obu przeciwnikom Jagiellonia większość meczu spędziła w defensywie. Jasne, obiektywnie patrząc wywalczenie 3 punktów na Parken nie było zasłużonym rezultatem, ale w defensywie zespół Adriana Siemieńca zagrał tamtego wieczoru co najmniej przyzwoicie. Większym szczęściem niż tylko jeden gol Kopenhagi z sytuacji, które sobie wykreowali były aż dwie bramki strzelone przez Jagiellonię z tych okazji, które mieli. Zwycięstwo z Molde było już w pełni zasłużone. Rywale pomimo wykonania ponad dwukrotnie wyższej liczby podań na połowie atakowanej od mistrzów Polski oddali zaledwie 7 strzałów o łącznej wartości goli oczekiwanych (xG) na poziomie 0,23 (według danych portalu Fotmob). Jagiellonia odcięła Molde od tworzenia jakiegokolwiek zagrożenia.

Jagiellonia w obronie niskiej

Jeszcze na początku sezonu nie do pomyślenia było, że Jagiellonia będzie cofać się do obrony niskiej i długimi fragmentami przesuwać się za piłką na własnej połowie. To nie było zgodne z ich filozofią. Niemniej jednak, mistrzowie kraju nie tylko grają w ten sposób, ale również potrafią to robić. Stali się zespołem bardziej wszechstronnym, co jest kluczem w osiąganiu dobrych wyników zarówno w lidze, jak i europejskich pucharach, gdzie często musisz przyjmować inną rolę i dostosować się do różnych warunków.

Odmienne oblicze Jagiellonii widać także w rozgrywkach Ekstraklasy. Zespół nie gra już tak widowiskowo jak w poprzednim sezonie mając świadomość, że od startu rozgrywek do przerwy zimowej doszło im 12 dodatkowych spotkań i muszą rozsądnie rozkładać siły. W lidze Jagiellonia również częściej bazuje na dobrej organizacji bez piłki, a nie tylko skutecznych atakach. W pierwszych 8 ligowych meczach Duma Podlasia straciła aż 16 goli i gorszy wynik miała wówczas tylko Lechia (która miała mecz więcej). Od tego momentu ekipa Adriana Siemieńca rozegrała 10 meczów we wszystkich rozgrywkach, zachowała 6 czystych kont i straciła tylko 4 gole.

Jagiellonia stała się zespołem bardziej pragmatycznym, wszechstronnym i elastycznym

To mecz-symbol tego, co za nami – na tą kwestię zwracała także uwagę trener białostoczan – spajający sezon mistrzowski z Jagiellonią odważną, fantazyjną, ale nierozważną i gubiącą kontrolę. Dzisiaj była dobra obrona, dobry atak szybki, momentami niezły pressing, dobre ataki pozycyjne. Mieliśmy ten mecz pod kontrolą, nie dopuściliśmy przeciwnika do czystych sytuacji – podsumował Adrian Siemienic na konferencji prasowej po meczu z Molde. Czołowe polskie kluby od wielu lat nie potrafią złapać stabilizacji i połączyć gry na dwóch frontach. Wyciągają wnioski z niepowodzeń, szukają prawidłowego modelu zarządzania klubem i rozwoju zespołu. Ciągle się uczą, a efekty często nie są zadowalające. W przypadku Jagiellonii Adriana Siemieńca proces nauki trwa o wiele szybciej. Kilka miesięcy po zdobyciu sensacyjnego mistrzostwa Polski zespół wskoczył na jeszcze wyższy poziom.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,740FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ