Euro to nie czas na szkolne błędy. Wnioski po Polska – Holandia

Pomimo dobrej gry reprezentacja Polski przegrała z Holandią w pierwszym spotkaniu grupowym na Euro 2024. W kolejnym meczu z Austrią trzeba będzie zawalczyć już o znacznie lepszy wynik. Bez niego o awans do fazy pucharowej będzie niezwykle trudno. Pojedynek z Holandią może być jednak nie tylko dowodem, że potrafimy grać w piłkę. Ma ono także potencjał szkoleniowy, a wyciągnięcie z niego odpowiednich wniosków może pomóc w jak najlepszym przygotowaniu do kolejnych wyzwań. W tym artykule przedstawiamy nasze obserwacje dotyczące występu Biało-czerwonych.

1. Euro to nie czas na szkolne błędy

Zaczynamy od gorzkiego wrażenia, które przekonuje nas, że w meczu piłkarskim jeden moment może zmazać pozostałe 90 minut. Dotyczy ono goli traconych przez Polaków i błędów, które do nich doprowadziły. Gdy spojrzymy na sytuację z 29. minuty, po której Gakpo wyrównał stan spotkania, nie będziemy mieć bowiem wątpliwości, że bramki nie byłoby bez złego wybicia Nicoli Zalewskiego. Gracz AS Roma chciał uniknąć posłania piłki po linii, wydawał się także przestraszony opcją krótkiego rozgrywania futbolówki pod presją Holendrów, jednak podjął jeszcze gorszą decyzję. Jego wysokie, zawieszone w powietrzu podanie dało naszym rywalom szansę błyskawicznego ustawienia, przechwytu piłki i wyprowadzenia akcji zakończonej golem. Okazuje się więc, że jeden błąd – nierozważne wybicie do środka pola – może mieć ogromne konsekwencje.

REKLAMA
Źródło: TVP SPORT (@sport_tvppl) / X

Podobnie było w przypadku drugiego trafienia piłkarzy z Beneluksu. Tym razem szkolny błąd nie wynikał jednak ze złej decyzji, ale ze zwykłego rozluźnienia i nerwowego odliczania do końca spotkania. Ewidentnie ulegli mu wszyscy reprezentanci Polski, ale szczególnie smutno skończyło się to dla Bartosza Salamona. To on nie strzegł Wouta Weghorsta w 83. minucie, gdy ten rosły napastnik wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Ponownie mowa o jednym szczególe, który przy tak emocjonującym i jednak wyrównanym meczu miał ogromne znaczenie. Jest to błąd nie tylko znaczący, ale i frustrujący, gdyż był możliwy do uniknięcia. Podczas transmisji telewizyjnej ze spotkania słychać było bowiem, jak Michał Probierz instruuje swoich podopiecznych, by kryli Holendrów indywidualnie. Właśnie tego zabrakło, a Salamon stwierdził w pomeczowym wywiadzie, że ze względu na tę sytuację czuje się winnym porażki Biało-czerwonych.

Źródło: TVP SPORT (@sport_tvppl) / X

Grali dobrze przez cały mecz, zawalili przy bramkach

Najbardziej bolesne jest jednak to, że pomyłki Zalewskiego i Salamona poniekąd przeważają nad ich trudem i poświęceniem przez cały mecz. Bo obaj byli piłkarzami wyróżniającymi się, o których występie można powiedzieć wiele dobrego. Zalewski wnosił w naszą ofensywę wiele dobrego i brał udział w działaniach obronnych jako jeden z piątki graczy z bloku defensywnego. Z kolei Salamon wielokrotnie odbierał piłkę, w dodatku bardzo rzadko faulując. Był nieustępliwy, korzystał ze swojej siły i warunków fizycznych, ale uzdolnieni technicznie przeciwnicy nie mogli znaleźć na niego sposobu. Niestety, obaj zapisali się w naszej pamięci głównie jako winowajcy straconych przez Polskę bramek.

2. Wiemy, jak zagrać z Austrią i Francją

Po przegranym pierwszym meczu i ze świadomością skali wyzwania w dwóch kolejnych taki wniosek może brzmieć absurdalnie. Przez wiele miesięcy drżeliśmy jednak o wyniki naszej kadry w meczach ze słabeuszami, a polska drużyna narodowa wyglądała jak zbieranina losowych piłkarzy. Teraz wreszcie możemy powiedzieć, że zawodnicy z orzełkami na piersiach stanowią monolit, w którym każdy zna swoje miejsce. Gdy broniliśmy, robiliśmy to jako kolektyw. Atakujący Polacy także wzajemnie się uzupełniali, dzięki czemu niejednokrotnie potrafili wygrywać pojedynki z lepszymi technicznie przeciwnikami.

Byliśmy przygotowani na Holandię

Na szczególne docenienie zasługuje jeden element gry Holendrów, który wykorzystaliśmy na naszą korzyść. Są nim ofensywnie grający skrzydłowi. Podczas gdy w naszej drużynie Frankowski i Zalewski byli bardzo aktywni w destrukcji, ich odpowiednicy z kadry Oranje niechętnie robili to samo. Szczególnie widoczne było to na prawej flance Holendrów, gdzie za atak odpowiadał Xavi Simons. Był groźny pod naszą bramką, lecz po powrocie na własną połowę był bardzo bierny, często gubił kontrolę nad Polakami i pozostawiał ich niepilnowanych. Brakowało mu także porozumienia z defensorami, przez co często dublowali się oni, oczekując, że kto inny zrobi potrzebny ruch do przeciwnika.

Odpowiedzią Polaków było atakowanie skrzydłami przy użyciu dwójki, a nawet trójki zawodników – obrońcy, skrzydłowego i pomocnika. Dzięki zastosowaniu takiego manewru jeden z graczy mógł wymijać drugiego, a także na placu gry tworzyły się „biało-czerwone trójkąty”. Trzech reprezentantów Polski stojących blisko siebie zbiegało w boczny sektor i miało mnóstwo opcji krótkiego rozegrania piłki. Czasem było ono wykorzystywane do wykreowania któremuś z nich okazji do dośrodkowania. Innym razem gra była przenoszona na drugą stronę, a obrońcy rywala wyrabiali kilometry i byli narażeni na potencjalne błędy w ustawieniu. Często rozgrywanie w takich „trójkątach” służyło także zwyczajnemu odpoczynkowi. Wszystkie te elementy będziemy mogli wykorzystać również z Francją. Skrzydłowi Les Bleus także nie kwapią się do ciężkiej defensywnej pracy, a w starciu przeciwko nim momenty utrzymania piłki przy nodze i ochłonięcia będą bardzo ważne. Tak samo, jak próby strzelenia bramki z ataku pozycyjnego, gdyż samo kontratakowanie może nie wystarczyć.

3. Zmiana w przerwie to nic strasznego

Źródło: TVP SPORT (@sport_tvppl) / X

Na właśnie taki manewr po 45 minutach meczu zdecydował się Michał Probierz, zdejmując z boiska Sebastiana Szymańskiego. W jego miejsce na placu gry pojawił się Jakub Moder i dał bardzo dobrą zmianę. Decyzję selekcjonera należy więc postrzegać pozytywnie: słabo dysponowanego Szymańskiego zastąpił piłkarzem o podobnej charakterystyce, ale w lepszej dyspozycji. Selekcjoner reprezentacji Polski udowodnił więc, że zmiana już w przerwie jest jak najbardziej normalna i może służyć drużynie. Szczególnie, gdy do dyspozycji mamy 5 roszad, nie trzeba oszczędzać ich „na czarną godzinę”. O ile sytuacja wymaga korekt, trener jest od tego, by wprowadzać je w dowolnie wybranym momencie, nawet już w pierwszej połowie.

Źródło: TVP SPORT (@sport_tvppl) / X

4. Reprezentacja bez Lewandowskiego istnieje (i ma się dobrze)

Jesteśmy dalecy od stwierdzenia, że Lewandowski tylko szkodzi reprezentacji i ma na nią destrukcyjny wpływ. Chodzi nam tylko i wyłącznie o to, że przyjemnie uświadomić sobie, że zagraliśmy z Holandią bez naszego kapitana. Bez znanego na całym świecie piłkarza Barcelony. Bez człowieka, od którego przez długie lata uzależniona była gra naszej kadry. Zagraliśmy i poradziliśmy sobie! Egzamin zdał zastępca Lewego – Adam Buksa, który zrobił to, co potrafi najlepiej. Odnalazł się w polu karnym i głową posłał piłkę do bramki. W wielu innych sytuacjach on, Urbański czy wprowadzony na boisko Świderski na spółkę sprawiali, że nie musieliśmy użalać się nad naszym losem i płakać nad nieobecnością gwiazdy. W końcu reprezentacja liczy 26 piłkarzy nie po to, by uraz jednego miał pozbawić 25 szansy pokazania pełni swoich umiejętności. Dziś było widać, że czynniki losowe, takie jak zdrowie piłkarzy, możemy odłożyć na bok, bo najważniejsza jest taktyka i forma dostępnych graczy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,724FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ