Juventus z sensacyjną remontą! Bologna prowadziła ze Starą Damą aż trzema bramkami i nie przejawiała oznak słabości aż do finalnego kwadransa spotkania. Tam charakter pokazali Bianconeri, a jedną z bramek zdobył Arkadiusz Milik.
Bologna zafundowała Juventusowi „terapię szokową”
Jakby fanom Bianconerich mało było emocji w ostatnich dniach, dziś swoje dołożyła jeszcze Bologna. Ekipa prowadzona przez Thiago Mottę zamierzała podziękować publiczności zgromadzonej na Stadio Renato Dall’Ara w sposób na jaki zasłużyła. I tak już w 2. minucie gola strzelił Ricardo Calafiori. Defensywa Juventusu wyglądała na kompletnie zagubioną, co znacznie lepiej dysponowani Rossoblu wykorzystywali w sposób bolesny dla Starej Damy. Po 11 minutach było już 2:0. Tym razem po dośrodkowaniu głową uderzali równocześnie Kacper Urbański i Santiago Castro. Ostatecznie gol ten został przypisany Argentyńczykowi, dla którego było to debiutanckie trafienie w barwach Bologni.
Taki scenariusz trwał jeszcze dobre kilkanaście minut, do momentu aż gospodarze spuścili nieco z tonu. Wszystko działo się pod dyktando podopiecznych Motty, którzy na tle tak utytułowanego rywala prezentowali się jak zespół ze znacznie wyższej półki. Gracze z Turynu biegali jedynie za futbolówką i bezwiednie przyglądali się jak ta porusza się miedzy zawodnikami Bologni niczym po sznurku. Potwierdzały to również statystyki z pierwszych 45 minut – 7 strzałów i 4 celne gospodarzy, blisko 70% posiadania piłki, 0,99 xG i całkowita kontrola nad meczem. Podczas gdy Bianconeri nie byli w stanie oddać nawet jednego celnego uderzenia i wymienili dwukrotnie mniej podań. Ewidentna różnica klas.
Wszystko układało się dobrze dla Bologni do momentu zmian
W drugiej odsłonie pojedynku, który miał zadecydować o szansie Juventusu na podium w Serie A, przez długi czas przebieg meczu wyglądał podobnie. Rossoblu nabijali kolejne podania, stwarzali sytuacje bramkowe, na trybunach odbywała się prawdziwa fiesta. Esencją tej atmosfery był gol Bologni na 3:0. W 53. minucie w polu karnym Starej Damy znów znalazł się Ricardo Calafiori, który bawił się dziś futbolem. Środkowy obrońca pokonał Wojciecha Szczęsnego efektowną podcinką, kompletując w ten sposób dublet. Pomyśleć, że w 29 poprzednich spotkaniach tego sezonu nie trafił do siatki ani razu, a dziś zrobił to dwukrotnie.
Na podstawie wielu spotkań Bologni z aktualnej kampanii, można by przewidywać, że tu już nie będzie żadnej niespodzianki. Prędzej kolejne trafienie dołoży zespół prowadzący, niż rywale z Turynu. Kluczowe okazały się jednak zmiany przeprowadzone przez Thiago Mottę w okolicach 70. minuty. Włoski szkoleniowiec chciał pozwolić większej liczbie swoich zawodników poczuć tę niesamowitą atmosferę z poziomu murawy. Niestety, jego roszady okazały się brzemienne w skutkach.
Juventus zaskoczył późnym comebackiem
W 76. minucie Federico Chiesa wykorzystał prosty błąd Jhona Lucumi i strzelił bramkę dającą nadzieję na obrót spraw. W 83. minucie z rzutu wolnego trafił z kolei Arkadiusz Milik. Polski napastnik przymierzył nieźle, choć w zdobyciu gola kontaktowego pomógł tu również rykoszet od obrońców ustawionych w murze.
Zanim do widzów tego spotkania dotarła myśl, że możemy tu mieć do czynienia z sensacją, na 3:3 niespełna minutę później bramkę wyrównującą zdobył Kenan Yildiz. Z jednej strony należy pochwalić Juventus za dobrą postawę i grę do końca. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy – Bologna wypuściła zwycięstwo w ciągu niespełna 10 minut za sprawą własnych błędów. Najpierw pomylił się Lucumi chcący naiwnie minąć Chiesę. Następnie faul na przedpolu i nieskuteczny blok piłkarzy stojących w murze, co zaowocowało golem Milika. A na koniec głupia strata rezerwowego Sama Beukema zakończona rajdem i golem Yildiza.
Konsekwencje? Wyraźnie popsuta celebracja znakomitego sezonu Bologni, która mogła dziś definitywnie wyrzucić Juventus poza podium Serie A, jednocześnie zwiększając swoje szanse na miejsce w top 3. A tak wciąż może o taki rezultat powalczyć jeszcze Juventus oraz Atalanta, która ma do rozegrania także zaległe spotkanie z Torino.