Podbeskidzie Bielsko-Biała w sezonie 2023/24 wygrało ledwie 4 ligowe spotkania. Jednym z nich było październikowe zwycięstwo przeciwko Wiśle Kraków. Dziś wpadka Białej Gwiazdy byłaby wręcz hańbą dla Alberta Rude. Hiszpański szkoleniowiec najprawdopodobniej nie zdoła poprowadzić Wisły do bezpośredniego awansu do PKO BP Ekstraklasy. Jego piłkarze mimo notorycznych wpadek mają jednak spore szanse na baraże, a dodatkowo liczą na sukces w finale Fortuna Pucharu Polski (2 maja). Celem na piątkowy mecz była więc wygrana pewna, ale jak najniższym kosztem, by oszczędzić siły na batalię z Portowcami. Podbeskidzie liczyło na sensację, jednak Wisła nie mogła po raz kolejny pogubić punktów.
Wiślacy od początku ruszyli do ataku
Już w 5. minucie Eneko Satrustegui oraz Angel Rodado mieli okazję na pokonanie Patryka Procka, jednak ten pierwszy nie zdołał zaskoczyć bramkarza Podbeskidzia, drugi przestrzelił z dobitką. Procek czyste konto zachował ledwie do 16. minuty. Wtedy właśnie bilard w polu karnym gości zakończył się trafieniem Jesusa Alfaro. Dość nieoczekiwanie, Podbeskidzie zdołało wyrównać. Miroslav Ilicic wykorzystał gapiostwo Satrusteguia, który chciał wycofać piłkę do debiutującego w bramce Wisły Antona Chichkana. Chorwacki napastnik Podbeskidzia dostał prezent, ale błysnął mądrym wykończeniem z dystansu. Kuriozum jakże typowe dla Wisły w obecnym sezonie. Przewaga, kontrolowanie meczu i głupio stracony gol.
Stracona bramka podziałała mobilizująco na gospodarzy, a jeszcze przed zmianą stron na 2:1 trafił Angel Rodado. Wisła Kraków była wizualnie lepsza, ale prowadziła najmniejszą różnicą bramek. W końcówce pierwszej połowy w słupek trafił jeszcze Angel Baena. Ten sam zawodnik miał także szansę po godzinie gry. Swoich sił próbowali Rodado i Szymon Sobczak, ale wynik pozostawał niezmienny.
Wisła Kraków w okolicy 60. minuty wyraźnie zwolniła. Pojawiało się coraz więcej błędów, brakowało skutecznego doskoku do rywala, a dodatkowo Podbeskidzie starało się coraz odważniej szukać szans na wyrównanie. Wszystko to mogło jednak nie mieć żadnego znaczenia, bowiem w 77. minucie arbiter podyktował jedenastkę za zagranie ręką Piotra Tomasika. Po dłuższej weryfikacji rzut karny został jednak odwołany. Gospodarze w takim momencie zrobili to, co zrobić musieli. Przestali czekać na końcowy gwizdek. Ruszyli do ofensywy, chcąc uniknąć przykrej wpadki w końcówce. Wiślacy w doliczonym czasie trafili dwukrotnie. Pierwszy gol został nieuznany z powodu wcześniejszego faulu, jednak już w 90+3. minucie rezultat ustalił Patryk Gogol.
Podbeskidzie ze znikomymi nadziejami na utrzymanie, Wisła z ważnymi punktami. Czas powalczyć o Puchar Polski, a następnie skoncentrować się na barażach.