Arka Gdynia po przerwie zimowej nie przegrała w Fortuna 1 Lidze żadnego meczu. Ekipa z Trójmiasta pewnie zmierza po awans do Ekstraklasy, zajmując obecnie bezpieczne drugie miejsce w klasyfikacji rozgrywek. Świetną formę Żółto-Niebieskich w 29. kolejce postarał się jednak sprawdzić Znicz Pruszków, który już niejednokrotnie zaskakiwał teoretycznie lepszych rywali. Drużyna z Radosławem Majewskim w składzie musi zdobywać punkty, by zwiększyć dystans dzielący ich od rywali zagrożonych spadkiem. Po serii pięciu spotkań bez zwycięstwa determinacja wyszarpania trzech „oczek” Arce musiała być więc na najwyższym poziomie. Podopieczni Mariusza Misiury mieli jednak świadomość, że w bitwie na piłkarski kunszt walka z wiceliderem nie będzie równa. Postanowili więc grać ostrożnie, a w momentach rozprężenia wyprowadzać szybkie ataki. Inne zamiary miała jednak Arka, która chciała odnieść kolejne ligowe zwycięstwo i przejąć kontrolę nad meczem…
Wolne skrzydła i… zero korzyści
W pierwszej połowie meczu gospodarze wyraźnie starali się przede wszystkim nie stracić bramki. Wiedzieli, że to Arkowcom powinno zależeć na szybkim otwarciu wyniku, więc sami ze spokojem wyczekiwali na ich natarcia. Te raz po raz przychodziły, ale były wybitnie nieskuteczne. Mimo 68 proc. posiadania piłki i dużego szacunku w kreowaniu gry, Arka oddała w pierwszych 45 minutach zaledwie 7 uderzeń. Wszystko dlatego, że większość ich działań ofensywnych kończyła się na etapie mocno niecelnych dośrodkowań. Samo ich posyłanie było zasadne, gdyż Znicz wielokrotnie pozostawiał boczne strefy boiska niepilnowane, aż prosząc się o rozrzucanie gry górnymi piłkami. Problem w tym, że skrzydłowi gdynian pozostawali osamotnieni i nie mogli liczyć na obecność wielu swoich kolegów w polu karnym. Często więc musieli kierować wrzutki do nikogo, przez co były one łatwo wybijane albo lądowały poza linią boczną boiska.
Gdy wreszcie dochodziło do większego zagrożenia, łatwo radził sobie z nim Piotr Misztal, dla którego był to pierwszy występ w bramce od 17 stycznia. To wtedy 36-latek po raz ostatni pojawił się na murawie, broniąc przez 45 minut w sparingu ze Stalą Mielec. Teraz był jednak dość pewny, poza jedną sytuacją, gdy przeniósł strzał z bliskiej odległości minimalnie nad poprzeczką. Powinien zachować się lepiej, gdyż uderzenie leciało prosto w niego, a jedyną trudnością była jego duża siła. Mimo wszystko, do przerwy golkiper pruszkowian do przerwy nie wyciągał piłki z siatki.
Z drugiej strony boiska działo się jeszcze mniej, gdyż większość ataków 13. drużyny Fortuna 1 Ligi kończyła się bardzo szybko. Po kilku podaniach gracze Znicza decydowali się na posyłanie długich piłek zawieszonych wysoko w powietrzu. Zazwyczaj bez powodzenia, gdyż szybkość i przygotowanie do pojedynków główkowych defensorów Arki wystarczało, by szybko wracać w posiadanie futbolówki. Jeśli zespół Wojciecha Łobodzińskiego chciał wrócić na Pomorze z kompletem punktów, musiał jednak zdecydowanie zintensyfikować ataki w drugiej odsłonie spotkania.
Ospałość zamiast determinacji
Arka Gdynia zareagowała na bezbramkową pierwszą połowę w najgorszy możliwy sposób. Co prawda dość szybko po wznowieniu gry oddała groźny strzał głową po rzucie wolnym, ale także zmniejszyła koncentrację w destrukcji akcji rywali. Sprytnie wykorzystał to Shuma Nagamatsu, który w 56. minucie otworzył wynik meczu. Japończyk dobrze odnalazł się w polu karnym po rykoszecie, wykorzystał bierność obrońców i płaskim strzałem zagwarantował Zniczowi prowadzenie.
Chwilę później zawodnik Znicza powtórzył swój wyczyn, tym razem uderzając znacznie bardziej finezyjnie. Piłka ponownie wpadła w prawy, dolny róg bramki Arkowców, tym razem jednak strzał Nagamatsu nie był już tak sytuacyjny. O trafieniu zadecydowała dobra celność, odpowiednia siła i odważna decyzja o uderzeniu z pierwszej piłki. Znicz prowadził już 2:0, a Arka po przerwie grała bardzo chaotycznie. Piłkarze gości większość energii marnowali na niepotrzebne sprzeczki z sędzią i przeciwnikami. Brakowało im przyspieszenia gry, która odbywała się przede wszystkim w środkowej części boiska. Taki stan rzeczy pasował Zniczowi, który przede wszystkim bronił dostępu do własnej „szesnastki” i chciał dotrwać do końca meczu. Udało się to nawet pomimo zmian personalnych w Arce, które nie wniosły ożywienia do gry. Zespół z Pruszkowa wygrał mecz, sprawiając sporą niespodziankę i znacznie zbliżając się do utrzymania na drugim poziomie rozgrywkowym.