Zanim drogi Dawid Szulczka i Warty Poznań rozejdą się wraz z końcem sezonu, 34-latek ma jeszcze jedno zadanie do wykonania. Choć Warta przez lata miała pod jego wodzą wyniki ponad stan, to teraz zmuszona jest do walki o utrzymanie. Przed pojedynkiem ze Stalą Mielec poznaniacy zajmowali 15. miejsce, z 1 punktem przewagi nad Koroną, będącą w strefie spadkowej. W nieporównywalnie lepszej sytuacji znajduje się Stal. Zespół z Podkarpacia w rundzie wiosennej przegrał jedynie 2 mecze, co na zespół z połowy tabeli jest wynikiem wyśmienitym. Jeśli podopieczni Kamila Kieresia utrzymają swoją pozycję, to osiągną rezultat najlepszy od powrotu do Ekstraklasy w sezonie 2020/2021. Jeśli ekipa z Wielkopolski myśli o zagraniu jeszcze jednego sezonu w najwyższej lidze Polski, to musiała bezwzględnie pokonać Stal.
Nie warto oceniać książki po okładce
Pierwsze minuty tego spotkania należały do Stali. Zmobilizowała się i nic w tym dziwnego – mielczanie w końcu na zwycięstwo czekali od 10 marca. Brakowało im jednak finezji, czego nie można powiedzieć o poznaniakach. Szybko oni bowiem wysunęli się na prowadzenie. Już w 7. minucie znaleźli się pod polem karnym Stali. Akcję rozgrywał Mohamed Mezghrani, zgrywając ze skrzydła piłkę do Konrada Matuszewskiego. Podanie było na tyle celne, że 22-latek lekkim strzałem z pierwszej piłki pokonał Mateusza Kochalskiego.
Zespół z Podkarpacia długo nie pozostał rywalom dłużny. Choć ich wcześniejsze ataki były z góry skazane na niepowodzenie, to udało im się przełamać w 17. minucie. Zakotłowało się w polu karnym po wrzutce Macieja Domańskiego. Niepewnie interweniował Jędrzej Grobelny, co ułatwiło Stali na wymierzenie ciosu. W tym chaosie najlepiej odnalazł się Alvis Jaunzems i Łotysz strzelił swojego premierowego gola w tym sezonie. Obrona Warty zachowała się tutaj karygodnie, bo to nie była wcale stuprocentowa szansa dla rywala.
Ten mecz mógł się podobać kibicom. W tym sezonie w Ekstraklasie mieliśmy „przyjemność” oglądać znacznie gorsze spotkania. Do pewnego momentu toczył się on na całkiem wysokiej intensywności i co najważniejsze, były gole. A zapewne nie jeden mógłby przez pierwszym gwizdkiem obstawić tu bezbramkowy remis. Po wyrównującym golu to Warta przeważała na boisku i dążyła do ponownego objęcia prowadzenia. Jednakże ich próby nie były wystarczająco przekonujące dla rywala i Kochalski sobie z nimi radził. Potem tempo tego pojedynku spadło, lecz to wciąż nie była typowa kopanina, jaką nieraz polscy ligowcy nas raczyli.
Szalona pierwsza połowa!
Warta walczyła i w końcu dopięła swego. W 38. minucie podopieczni Dawida Szulczka przecięli kiepskie podanie rywala i zgrali piłkę w pole karne. W jej posiadaniu znalazł się Adam Zreľák i z około 20 metrów huknął w stronę bramki. Trajektorię lotu piłki zmienił jeden z piłkarzy Stali, lecz nie zażegnał niebezpieczeństwa. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki – bramkarz nie miał tu najmniejszych szans.
To wcale nie był koniec emocji w pierwszej połowie. W doliczonym czasie gry mielczanie raz jeszcze poderwali się do ataku. Kiedy wydawało się, że Warta zejdzie do szatni z prowadzeniem i Stal zepsuła swoją kontrę, to wtedy przyjezdni zaatakowali. Mateusz Matras posłał piłkę do Ilji Szkurina. Białorusin z kilku metrów oddał strzał nie do obrony i przełamał swoją trwającą ponad miesiąc strzelecką niemoc.
Zreľák w formie = Warta w formie!
Drugą połowę Warciarze rozpoczęli z przytupem. W 46. minucie pod polem karnym z piłką znalazł się Kajetan Szmyt, który rozciągnął akcję na skrzydło, do Mezghraniego. Kochalski odbił piłkę po „centrostrzale” Belga, lecz do dobitki pokazał się Zreľák i Warta znowu prowadziła. Poznaniaków jednobramkowe prowadzenie nie zadowalało i chcieli jeszcze poprawić wynik. 3 minuty później piłkarzom Warty podyktowany został rzut wolny, który egzekwował Mezghrani. Po jego dośrodkowaniu do piłki doskoczył Dawid Szymonowicz, który umieścił piłkę w siatce. To nie był gol największej urody i tutaj bardziej należałoby skrytykować interwencję Kochalskiego – to był lekki strzał i bramkarz, który niejednokrotnie zachwycał kibiców swoimi interwencjami powinien był to obronić.
Warta miała to starcie pod pełną kontrolą. Stal nie grała ofensywnie, gdyż nie mogła przebić się przez zasieki rywala. Gospodarze robili natomiast swoje. Zepchnęli przeciwnika do obrony i wcale nie brakowało wiele do podwyższenia wyniku. Najpierw w ostatniej chwili zablokowany został Zreľák, a potem nieznacznie chybił Mezghrani. Dwa szybko wyprowadzone ciosy przez Wartę wydawały się podciąć przeciwnikom skrzydła. Stal gra z przodu nijako, bez polotu, co dla Warty stanowiło kontrast. W 71. minucie katastrofalnie w obronie zachował się Mateusz Matras, co wykorzystał Tomáš Přikryl. Zagrał do Zreľáka, na przeciw którego był już tylko bramkarz. Tego zmarnować nie mógł i reprezentant Słowacji skompletował hat-tricka.
Ze Stali nie było już czego zbierać. Trzeci gol Słowaka zamknął ten mecz na 20 minut przed jego końcem i Stal musiała pogodzić się z porażką. Coś jeszcze próbowała, lecz straty były już nie do odrobienia. Warta wreszcie zerwała z wizerunkiem drużyny grającej apatycznie, zabijającej mecz. Odwaga im się opłaciła, ale najważniejszą informacją dla nich jest powrót do strzeleckiej formy Adama Zreľáka. Dobra dyspozycja Słowaka z pewnością ułatwi walkę o utrzymanie ekipie z Wielkopolski. Ta wygrana zapewniła im awans na 13. pozycję, wyprzedzając Puszczę i Cracovię.