Wisła Kraków znów rozczarowała! Niesamowita atmosfera stadionu im. Henryka Reymonta nie pomogła. Wiślacy znów musieli przełknąć gorzki smak porażki po meczu z Motorem Lublin, rozgrywanym niemalże przez całą długość spotkania w osłabieniu.
Emocjonująca pierwsza połowa na Reymana
Zwiastunem wielkich emocji w hitowym starciu 26. kolejki Fortuna 1 Ligi, była sytuacja z 6. minuty. Bartosz Jaroch otrzymał bezpośrednią czerwoną kartkę, mimo uprzedniego kontaktu z futbolówką. Kwestią sporną może pozostawać więc, czy była to kara w pełni zasłużona. W 12. minucie po dobrej próbie małej gry na przedpolu Motoru, dobry strzał oddał Joan Roman, lecz próba Hiszpana została zablokowana. Na boisku wyraźnie iskrzyło pomiędzy zawodnikami obu drużyn. W 16. minucie za sprzeczkę pomiędzy sobą po żółtej kartce dostali Jesus Alfaro oraz Paweł Stolarski. Najwidoczniej lepiej z emocjami poradzili sobie goście, gdyż kilkadziesiąt sekund później wyszli na prowadzenie za sprawą Samuela Mraza. Michał Król posłał dobrą wrzutkę z prawego skrzydła, a Słowak pewnie umieścił piłkę w siatce po strzale głową.
Wisła grająca w osłabieniu nie zamierzała być dłużna. W 26. minucie Alfaro zakręcił w polu karnym drużyny z Lublina i dośrodkował na nos Goku, a ten odwdzięczył się celną główką i golem wyrównującym. Ta sytuacja zapoczątkowała lepszy moment Wiślaków. Po zespole Alberta Rude zupełnie nie było widać dysproporcji względem przeciwników, wynikającej z faktu gry w dziesiątkę. Gospodarze byli w stanie prowadzić grę i kreować sytuacje. Jedną z takich szans był strzał Alfaro w 30. minucie. Była to jednak próba zbyt delikatna, posłana w sam środek i nie mogło to zaskoczyć Kacpra Rosę.
Pod koniec pierwszej połowy emocje nieco opadły, mecz się uspokoił. W 37. minucie po stronie gospodarzy boisko opuścił młody Dawid Szot, a w jego miejsce pojawił się Igor Łasicki. Akcentem podsumowującym pierwsze 45 minut była żółta kartka dla Sebastiana Rudola, będąca jednocześnie piątą karą indywidualną w tym meczu.
Wisła naważyła sobie piwa i nie zdołała go wypić
Patrząc na grę Motorowców w pierwszej połowie, można było odnieść wrażenie że nie wykorzystują posiadanej przewagi liczebnej. Mateusz Stolarski chyba również doszedł do takiego wniosku i zmienił nastawienie swojego zespołu w przerwie. Efektem tego były dwa krytyczne ciosy zadane Wiśle już w pierwszym kwadransie drugiej połowy. W 49. minucie świetne dośrodkowanie Króla na gola zamienił Piotr Ceglarz. Natomiast w 58. minucie fatalny błąd popełnił bramkarz Białej Gwiazdy, Alvaro Raton. Hiszpan stracił piłkę pod wpływem doskoku Mraza, który wykorzystał prezent od rywala i skompletował dublet.
Jeśli grając w osłabieniu tracisz gole w taki sposób, szansa na powrót do meczu jest raczej znikoma. Bez niespodzianki tak też właśnie było. Wisła Kraków kompletnie posypała się w tych momentach i to zadecydowało o wyniku końcowym. Co z tego, że gospodarze potrafili jeszcze pokazać nieco fajnego grania, skoro nic konkretnego z tego nie wynikło. Tak nie może grać zespół o takiej marce i ambicjach gry w Ekstraklasie. Motor można pochwalić za odpowiednie wykorzystanie scenariusza gry w przewadze od początku meczu. Lublinianie wypunktowali rywali i dobrze zarządzili komfortowym wynikiem. Dzięki temu umocnili swoją pozycję w topce ligi. Wisła z kolei musi się w końcu obudzić. Jeśli porażki z Chrobrym Głogów i Motorem nie wystarczą do powrotu na właściwe tory, marzenia o ponownej grze w polskiej elicie pozostaną jedynie mrzonką.