Wszystko jasne. To Pogoń Szczecin zmierzy się z Wisłą Kraków w majowym finale Fortuna Pucharu Polski. Zespół ze Szczecina potrzebował co prawda aż 120 minut, ale ostatecznie to oni mają szansę postawić ostatni krok i zdobyć krajowy pucharu. Ewentualne zdobycie trofeum będzie oznaczać z końcem legendy „zero tituli”. Szkoda tylko Jagiellonii, gdyż porażka oznacza koniec marzeń o zakończeniu tego świetnego sezonu dubletem.
Nikt się nie zbliżył do wygranej
Kibice Portowców rozpoczęli mecz od kartoniady z napisem „Ave MKS”, a ich ulubieńcy postanowili się tym zainspirować. Gospodarze grali odważnie i ofensywnie, lecz jednowymiarowo. Oś ich ataków stanowił Kamil Grosicki, do którego piłka wędrowała, kiedy tylko mogła. Piłkarze Pogoni jakby zafiksowali się na granie każdej akcji swoim lewym skrzydłem. Jagiellonia jednak dobrze zabezpieczyła prawą flankę, przez co ataki rywali kończyły się fiaskiem. W 11. minucie z dobrą akcją wyszli goście. Jesus Imaz położył w polu karnym trzech rywali i oddał strzał. Piłka z pewnością wpadłaby do siatki, gdyby nie Linus Wahlqvist, który stanął na jej drodze i uratował Pogoń od straty bramki. Prócz tego białostoczanie rzadko wędrowali w pole karne gospodarzy. Częściej akcja toczyła się w środku pola lub pod bramką Sławomira Abramowicza, który parokrotnie musiał interweniować po strzałach przeciwników. Pogoń miała optyczną i statystyczną przewagę. Nie udało jej się tylko przełożyć tego na zdobycze bramkowe.
Pogoń witała się z gąską, ale przyszedł Wdowik
Druga część spotkania była trochę jak kalka swojej poprzedniczki. Piłkarze Dumy Pomorza stwarzali sobie dużo szans, szukając okazji do zdobycia bramki. Z początku szło im jak wcześniej, ale przełom nastąpił w 56. minucie. Wtedy to Efthymios Koulouris otrzymał piłkę w polu karnym i zdecydował się na niesygnalizowany strzał, który minął Abramowicza i wpadł do bramki. Radość kibiców szybko się skończyła, ponieważ sędzia Paweł Raczkowski anulował gola ze względu na spalonego. Grecki napastnik nie poddał się i trzy minuty później cieszył się z poprawnie zdobytego gola. Akcję napędził niezawodny Grosicki, który sprawiał ogromne problemy defensorom gości.
Reprezentant Polski w następnych minutach dalej tworzył zagrożenie. Gdyby nie świetna interwencja bramkarza, to skrzydłowy Pogoni świętowałby podwyższenie wyniku w 67. minucie. Jagiellonia nie przypominała w tym meczu drużyny, która imponuje nam od początku sezonu. Brakowało drużynie z Podlasia tego polotu w ofensywie. A gdy już udało im się jakoś zawędrować pod bramkę gospodarzy, to nie potrafili skutecznie sfinalizować akcji.
Podopieczni Adriana Siemieńca wzięli się do roboty w końcówce meczu. Zaangażowali więcej sił w działania ofensywne, podeszli wysokim pressingiem i przejęli inicjatywę. To zdecydowanie uatrakcyjniło widowisko na stadionie im. Floriana Krygiera. A oprócz tego przyniosło także gola dla Jagiellonii. Tym, który wyrównał był Bartłomiej Wdowik. Lewy obrońca dostał piłkę na skraju pola karnego, po czym technicznym strzałem umieścił ją w bramce Valentina Cojocaru.
Na boisku był remis, więc mecz praktycznie zaczął się na nowo. Gra stała się otwarta, co przyniosło kolejną okazję dla Grosickiego. Piłka została przez niego uderzona mocno, ale znów świetnie interweniował Abramowicz. Obie drużyny próbowały swojego szczęścia parokrotnie, ale widać było zmęczenie piłkarzy. Przechylić szali zwycięstwa nikomu się nie udało, więc mieliśmy dodatkowe pół godziny gry przed sobą.
Pogoń dopięła swego
W dogrywce o wiele więcej chęci do atakowania pokazywała Pogoń, za co została nagrodzona. Wrzutka Grosickiego z rzutu wolnego dotarła do Fredrika Ulvestada, a Norweg strzałem głową nie dał szans na interwencję bramkarzowi. Jagiellonia drugi raz w tym meczu goniła wynik, lecz tym razem ta sztuka im się nie udała. Gospodarze dobrze trzymali ich na dystans i nie dawali zwietrzyć szansy na ponowne doprowadzenie do remisu.
Tym samym piłkarze ze Szczecina w maju staną przed szansą na zdobycie pierwszego trofeum w historii swojego klubu. Przy okazji Pogoń została ostatnią drużyną, która ma jeszcze szanse na zakończenie sezonu z dubletem.