W czterech ostatnich domowych pojedynkach Borussii Dortmund z Eintrachtem Frankfurt piłkarze BVB strzelili 15 goli. Podopieczni Edina Terzicia byli także faworytami dzisiejszej rywalizacji, jednak zespół prowadzony przez Dino Toppmöllera potrafił w obecnym sezonie pokonać RB Lipsk czy Bayern Monachium. To mogło zapowiadać ciekawe i wyrównane widowisko.
Borussia Dortmund miała wizualną przewagę od początku do końca spotkania
Co jednak ciekawe, pierwszego gola strzelili goście, a dokładnie Mario Götze. Gospodarze zatracili się w ofensywie, zapomnieli o obronie i pozwolili rywalom na szybką kontrę. Omar Marmoush fatalnie zmarnował co prawda szansę sam na sam, jednak jego doświadczony kolega nie miał problemu z dobiciem uderzenia. Dortmund dalej atakował, a w 33. minucie wyrównał Karim Adeyemi. 22-letni Niemiec skorzystał z mądrego podania Donyella Malena i fatalnego krycia w polu karnym defensorów Eintrachtu.
Po ciekawej pierwszej połowie, w drugiej brakowało emocji. Dopiero w 80. minucie drogę do siatki po dośrodkowaniu z rzutu wolnego znalazł Mats Hummels. Frankfurt nie był w stanie zareagować na straconego gola, jednak wiele mogło się zmienić po czerwonej kartce dla Emre Cana. Arbiter postanowił wyrzucić z murawy zawodnika Borussii Dortmund za jego zdaniem brutalny faul. Dopiero po interwencji VARu, sędzia Tobias Stieler musiał ponownie przyjrzeć się sytuacji i zmienił decyzję. Can pozostał na murawie z żółtą kartką, a w doliczonym czasie gry… wykorzystał rzut karny.
Borussia Dortmund na przestrzeni całego meczu była zdecydowanie lepszym zespołem, co pozwoliło na powiększenie przewagi nad Eintrachtem do 10 punktów. Eintracht zagrał nieporównywalnie słabiej niż z Bayernem Monachium. Mecz, który mógł być hitem kolejki nie był najlepszym widowiskiem.