Nenad Bjelica z czerwoną kartką. Były trener Lecha zaatakował Leroya Sane

Grudniowa potyczka Bayernu Monachium z Unionem Berlin miała zdecydowanego faworyta. Bawarczycy notowali wcześniej serię sześciu kolejnych ligowych zwycięstw, rywal ze stolicy Niemiec był w gigantycznym kryzysie. Z powodu intensywnych opadów śniegu mecz został jednak przełożony. Dziś sytuacja obu klubów nie jest już tak oczywista. Bayern w międzyczasie został rozgromiony przez Eintracht Frankfurt, a ostatnio przegrał z Werderem Brema. Z kolei Nenad Bjelica zaczął spokojnie układać grę Unionu, który wciąż ma swoje problemy, ale przynajmniej przestał przegrywać spotkania. Faworytem nadal był Bayern, ale kibice w Monachium mogli obawiać się kolejnego niepowodzenia.

Pierwsza połowa do zapomnienia

Tuchel od pierwszych minut postawił na środek pola Goretzka — Kimmich oraz boki defensywy Laimer — Guerreiro. Union miał stosunkowo prosty plan — próbował przebrnąć jak najwięcej minut bez straty gola, stawiając wynik ponad walory estetyczne. Bawarczycy potrafili zbliżyć się w okolice 30 metra, jednak niewiele z tego wynikało. Każde wznowienie gry było długo celebrowane przez gości, gospodarze nie potrafili przyśpieszyć wymiany podań i groźniej zaatakować bramkę strzeżoną przez Frederika Rønnowa. Zespół Nenada Bjelicy nie chciał wymiany ciosów, a jeśli już to w postaci fauli, których w pierwszej połowie obserwowaliśmy zadziwiająco dużo. Przerwy uniemożliwiały rozgrywanie płynnego spotkania i nic dziwnego, że w okolicach 30. minuty usłyszeliśmy pierwsze gwizdy na trybunach. Bezbramkowy remis potwierdzał dołek formy ekipy Tuchela. Dodajmy, jeszcze przed zmianą stron murawę opuścili narzekający na problemy zdrowotne Volland oraz Upamecano.

REKLAMA

Jeden cios po zmianie stron

To, co Union Berlin konsekwentnie realizował w pierwszej połowie, zawalił na początku drugiej. Harry Kane uderzył w słupek, Raphaël Guerreiro znalazł drogę do siatki. Obrona korzystnego wyniku zakończyła się chwilę po wyjściu z szatni. Bayern miał swojego gola i mógł kontrolować resztę meczu. Było to o tyle ważne, że goście do przyzwoitej defensywy nie potrafili dołożyć żadnego argumentu w ofensywie. Skupili się na obronie wyniku, jakby nie potrafiąc pokusić się o jakiekolwiek kontry. W 54. minucie wynik podwyższył Harry Kane, ale arbiter dostrzegł spalonego Leroya Sane. Co było dalej? Wszyscy znamy prawa futbolu — bezradny Union w końcu doszedł do swojej okazji i w 71. minucie Kevin Behrens miał szansę na sprawdzenie Manuela Neuera. Pytanie, czy Unionowi chwilę wcześniej nie powinien należeć się rzut karny?

Bjelica nie wytrzymał ciśnienia

Po chwili antybohaterem spotkania został Nenad Bjelica, który najpierw odrzucił piłkę, a następnie popchął Leroya Sane. Kompletnie niepotrzebne i skandaliczne zachowanie byłego szkoleniowca Lecha Poznań, po którym arbiter wyjął z kieszeni czerwoną kartkę.

źródło: Viaplay Sport Polska w serwisie X

Sytuacja z Bjelicą była jednym z niewielu ciekawych momentów tego marnego (żeby nie napisać fatalnego) widowiska. Bayern nie był w stanie dorzucić drugiego gola, Union Berlin chyba po prostu nie miał na to sił. Monachijczycy wygrali mecz, który mieli wygrać, dzięki czemu strata do Bayeru Leverkusen to tylko 4 punkty. Z kolei zespół ze stolicy Niemiec ma 3 „oczka” przewagi nad strefą spadkową.

Bayern Monachium — Union Berlin 1:0 (Guerreiro 46′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,723FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ