W Kolonii nie mieli zbyt wielu nadziei przed meczem, bo na RheinEnergie Stadion przyjeżdżała Borussia Dortmund. Co prawda ekipa Edina Terzicia nie jest w tym sezonie potentatem do tytułu, ale z będącym w obecnej dyspozycji FC Koln prawdopodobnie poradziłyby sobie nawet zespoły z 2. Bundesligi. Na zachodzie Niemiec do cudu nie doszło, a 3 punkty zasiliły konto przyjezdnych.
Protest kibiców najciekawszym wydarzeniem
FC Koln na początku meczu nie wyglądał na zespół, który był przed meczem skazywany na porażkę. Przynajmniej starali się stwarzać takie pozory. Niby coś poatakowali, Ljubicić oddał strzał z dystansu, wymienili trochę podań między sobą, a ostatecznie przegrywali już w 12. minucie. Borussia nie musiała nawet się wysilać. Wystarczyło tylko rozegranie rzutu rożnego po ziemi. Brandt podał piłkę w okolice jedenastego metra, Donyell Malen wyminął Lintona Mainę jak dzieciaka i wewnętrzną częścią stopy skierował piłkę do bramki. Łatwiej się tego zrobić nie dało, mówię serio.
Bramka zgrała się w czasie z protestem kibiców, którzy od paru miesięcy wyrażają swoje niezadowolenie w sprawie planów DFL. W skrócie, na trybunach 1. jak i 2. Bundesligi do 12. minuty jest cisza, a następnie w nietypowy sposób jest przerywany mecz. Ten nietypowy sposób to… czekoladowe monety. Fani gospodarzy wrzucili ich mnóstwo na boisko, a służby porządkowe potrzebowały chwili, aby je posprzątać. Gdy im się to udało, sympatycy gości także obrzucali murawę przygotowanymi słodkościami.
Mecz został wznowiony w 20. minucie, a mecz stał się schematyczny. Ekipa Die Geißböcke próbowała prowadzić grę, choć nie stwarzała realnego zagrożenia. Co jakiś czas zawodnicy Borussi wyprowadzali celną kontrę, po której oddawali strzał albo wywalczali stały fragment gry. Tak było w 33. minucie, kiedy Nicklas Fullkrug dostał podanie wzdłuż bramki od Thomasa Meuniera i trafił w bramkarza. W 37. minucie to Meunier oddawał strzał po rzucie rożnym, ale nie trafił w bramkę. Końcówka połowy przebiegła spokojnie, pod dyktando gości, choć bez spektakularnych akcji i groźnych strzałów.
Borussia wzięła się za grę
Drużyna z RheinEnergie Stadion chciała zacząć z przytupem, w ofensywie błysnęli Jan Thielmann oraz Maina. Szarżę tego pierwszego powstrzymał Gregor Kobel, strzał drugiego wylądował na słupku. Borussia wyszła z opresji i postanowiła zabezpieczyć się na przyszłość. Wziął to na swoje barki Jadon Sancho, sprawdzając czy defensorzy gospodarzy są w formie. Okazało się, że nie są. Wystarczyło minąć w 58. minucie Rasmusa Carstensena, aby ten spowodował karnego. Co prawda było to bardzo subtelne przytrzymanie, ale sędziemu to wystarczyło. Do piłki podszedł Fullkrug i ze spokojem posłał piłkę do bramki.
Trzy minuty później na tablicy wyników było już 3:0. Ian Maatsen przejął piłkę w okolicy linii bocznej, wypatrzył Malena i zagrał mu piłkę na wolne pole. Holender urwał się obrońcom i sfinalizował akcję po wyjściu sam na sam z bramkarzem. Piłkarze BVB zapewnili sobie sporą przewagę, ale rywale nie zamierzali się poddawać. Ich działania niestety ograniczały się do strzałów z dystansu, którymi ciężko było zaskoczyć Kobela. Tym bardziej, że to nie byle jaki bramkarz, o czym pisaliśmy parę dni temu.
Mecz zmierzał ku końcowi, ale w 92. minucie kropkę nad „i” postawili zawodnicy Schwarzgelbe. Giovanni Reyna podał do Jamiego Bynoe-Gittensa, a dośrodkowanie Anglika na bramkę zamienił Youssoufa Moukoko. Młodzi zmiennicy domknęli mecz piękną klamrą ustalając wynik na 4:0.