Jeszcze w czwartek obie ekipy rozgrywały swoje wyjazdowe mecze w Europie. Zarówno Legia Warszawa, jak i Raków Częstochowa poniosły porażki, tracąc zaledwie jedną bramkę. Dziś przyszło im się zmierzyć na zakończenie 11. kolejki PKO BP Ekstraklasy.
Od początku Raków ruszył na rywali z bardzo wysokim pressingiem
Dla Legionistów było to na tyle uciążliwe, że defensorzy gospodarzy mieli niemałe kłopoty z wyprowadzeniem piłki z własnej połowy. Burch czy Kapuadi wielokrotnie musieli się ratować nabijaniem przeciwników. Różnicę w rozegraniu robił duet Slisz & Josue. To dzięki tej dwójce Legia potrafiła ominąć „Medaliki” i wyjść do ataku.
Wśród częstochowian wyróżniał się John Yeboah i Bartosz Nowak, zupełnie niewidoczny był za to Ante Crnac. Podobnie było w szeregach gospodarzy – tam również bardziej widocznie byli zawodnicy ustawieni za plecami Pekharta – Gual i Muci. Wynikało to z tego, że obaj napastnicy byli odcięci zarówno od podań z głębi pola, jak i z obu skrzydeł.
W 26. minucie różnicę zrobił Yeboah
Niemiec, który niedawno otrzymał powołanie do reprezentacji Ekwadoru, umiejętnie wycofał futbolówkę na 18. metr do wbiegającego Koczergina. Ukrainiec zaś, wykorzystując ogrom wolnej przestrzeni i brak krycia, bez zastanowienia huknął na bramkę i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Na ładne uderzenie Kochergina parę razy odpowiedzieć próbował Ernest Muci. Albańczyk strzelał z różnych pozycji, czasami trochę na wyrost. Podobnie zresztą Marc Gual, który w kilku akcjach – zamiast uderzać na bramkę – mógł podawać do lepiej ustawionych kolegów. Najgroźniejszy był strzał Patryka Kuna, który obił poprzeczkę.
Wytrwałość piłkarzy Kosty Runjaicia została wynagrodzona jeszcze w pierwszej połowie, w doliczonym czasie gry. Yuri Ribeiro wrzucił z lewej flanki w polu karne, w którym udanie główkował Paweł Wszołek.
Sporą jakość i spokój w środku pola wniósł Gustav Berggren
Szwed zameldował się na murawie w 56. minucie w miejsce kontuzjowanego Adnana Kovacevicia. I to właśnie 26-latek walnie przyczynił się do drugiej bramki dla Rakowa. To on zainicjował akcję, podprowadzając piłkę do przodu i podając do Nowaka. Ten dograł w pole bramkowe, a tam pechowo interweniował Rafał Augustyniak, pokonując własnego golkipera.
Czy to spotkanie można faktycznie nazwać hitowym starciem 11. kolejki?
Moim zdaniem – nie do końca. W drugiej połowie gra obu zespołów całkowicie siadła. Co prawda wiele było sytuacji podbramkowych, ale niewiele celnych uderzeń z obu stron. To Legia przeważała i częściej była przy piłce, Raków natomiast wielokrotnie stawiał na głęboką obronę. Kluczem do zwycięstwa podopiecznych Dawida Szwargi okazał się… pech Augustyniaka.