Powrót po przerwie reprezentacyjnej okazał się zimnym prysznicem dla piłkarzy Korony Kielce. Zespół Kamila Kuzery, który po remisie z Cracovią i wygranej z Zagłębiem wydawał się wychodzić na prostą, w zeszłą niedzielę uległ w Szczecinie. Kielczanie przed meczem zajmowali ostatnie miejsce w tabeli i jedyne co ich interesowało to zwycięstwo i odbicie się od dna. Natomiast Widzew w poprzedniej kolejce pokonał Cracovię 2:0. Był to debiut na ławce trenerskiej Daniela Myśliwca. Widzew szukał stabilizacji i wydawało się, że spotkanie z ostatnią w tabeli Koroną Kielce może być do tego idealną okazją.
Odważna gra gospodarzy
Chwilę po tym, jak sędzia spotkania zagwizdał po raz pierwszy, piłkarze Korony Kielce zdążyli wyjść na prowadzenie. Pierwsza akcja i w 2. minucie gospodarze mogli świętować. Dośrodkowanie Dominicka Zatora na gola zamienił Mateusz Czyżycki. Podopieczni Kamila Kuzery grali bardzo odważny futbol. Stwarzali sobie z minuty na minutę coraz więcej okazji, lecz brakowało w wielu momentach chłodnej głowy. Na przestrzeni całej pierwszej części spotkania gospodarze prezentowali się lepiej. Znakomicie pracowali w środku pola. Wyglądali na bardziej żywych, chętnych do grania. Po prostu byli lepsi.
Jednak po raz kolejny gdy Koronie idzie, to potrafią oddać pole gry i stracić gola. Pod koniec pierwszej połowy, a dokładniej w 42. minucie rzut karny na gola zamienił Bartłomiej Pawłowski. Widzew grał słabo w środku pola. Można wręcz powiedzieć, że tej formacji jakby w ekipie Daniela Myśliwca nie było. Widzewiacy mieli bardzo mało z gry. Remis, z którym schodzili na przerwę, był dla nich korzystnym wynikiem i lekko niezasłużonym. Przetrwali trudne momenty, a dzięki bramce pod koniec pierwszej części spotkania dalej pozostawali w grze. Niewykorzystane okazje Korony się zemściły. Należy mimo wszystko pochwalić gospodarzy, ponieważ ani przez minutę nie wyglądali na zespół, który zajmuje ostatnie miejsce w ligowej tabeli Ekstraklasy.
Otwarte i wyrównane spotkanie
O ile w pierwszej części spotkania widoczna była przewaga Korony, to w drugiej połowie nie było o tym mowy. Spotkanie bardzo się wyrównało. Zarówno jedni jak i drudzy szukali swoich szans na strzelenie gola, który najprawdopodobniej dałby zwycięstwo. Kontrataki, stałe fragmenty gry. Oba zespoły szukały dosłownie w każdym aspekcie gry szansy na przełamanie defensywy rywala. Brakowało jednak zrobienia czegoś nadzwyczajnego. Ryzyko było z obu stron. Mecz robił się coraz bardziej brutalny. Jednak ataki jednych i drugich były przewidywalne, a momentami wręcz apatycznie.
Im dłużej trwało spotkanie oraz im bliżej było jego końca, to robiło się coraz więcej dziur na boisku. Pojawiało się w takim razie pytanie kto pierwszy wykorzysta błąd rywala. Nikt nie dopuszczał do głowy myśli, że to spotkanie miałoby zakończyć się remisowym wynikiem. Widać to było po piłkarzach obu drużyn i czuć było zapach zbliżającego się gola.
Korona nie zdołała postawić „kropki nad i”
To Korona miała więcej z gry. Również w drugiej połowie. Zabrakło skuteczności i szczęścia. Widzew nie zasłużył na ten remis. Grali podopieczni Daniela Myśliwca bardzo słabo. Pozostawiali wiele wolnych przestrzeni. Bardzo ślamazarnie doskakiwali do swoich rywali i pozwalali na zbyt wiele. Mogą mówić o dużym szczęściu, że udało się wywieźć z Kielc cenny punkt. Faktem jest to, że Widzew pod wodzą Daniela Myśliwca jeszcze nie przegrał oraz widać inne pomysły na grę nowego szkoleniowca. Potrzeba czasu na zbudowanie czegoś nowego, a taka gra, jaką zobaczyliśmy w tych dwóch spotkaniach, mimo wszystko napawa optymizmem na coś nowego i jeszcze lepszego. Korona natomiast z taką grą może wierzyć w dość szybkie opuszczenie strefy spadkowej. Widać potencjał w tej drużynie i chęci do walki o coś więcej niż utrzymanie. Potrzeba więcej szczęścia i spokoju w wykańczaniu akcji.