Piątek odpalił rewolwery! A kryzys Schalke jest już chyba większy niż kryzys moralny mojej byłej i ego Tomasza Hajty razem wzięte.
Zespół z Gelsenkirchen miał obiecujący początek, ale im dalej w las, tym bliższy był poziomu Podbeskidzia Bielsko-Biała. Serio. Obrońcy Schalke dawali się objeżdżać jak wspomniany wcześniej Pan Tomasz na Mundialu w 2002. W pewnym momencie zacząłem im szczerze współczuć, bo wyglądali na naprawdę bezradnych i zrezygnowanych.
O ile piłkarze Herthy w pierwszej połowie atakowali dość nieporadnie i prowadzenie zawdzięczali głównie kapitalnemu przebłyskowi Guendouziego, tak w drugiej części meczu nie zostawili żadnych niedopowiedzeń. Co chwila wyprowadzali groźne ataki, a wynik 3-0 to tak naprawdę najmniejszy wymiar kary, jaki mógł spotkać gości.
A jak występ Krzysztofa Piątka? Polak zaliczył wejście smoka. Nasz rodak zdobył bramkę już w swojej pierwszej akcji, ze spokojem puszczając piłkę między nogami interweniującego Fahrmanna. Kilka minut później umieścił piłkę w siatce drugi raz, jednak arbiter dobrze wychwycił nieznacznego spalonego. To było naprawdę dobre 15 minut polskiego napastnika.
Cóż, Schalke nie miało dziś żadnych argumentów i coraz częściej porównywane jest do słynnej Tasmanii Berlin. I nie ma w tym nic dziwnego.