Sympatykom Wisły Kraków kamień spadł z serca. Po ponad dwóch miesiącach posuchy, zawodnicy z Małopolski zdołali odnieść ligowe zwycięstwo, chociaż potyczka z Zagłębiem Sosnowiec była mocno nierówna. Ostatecznie jednak Wiślacy zdołali utrzymać swoje prowadzenie, dopisując 6 zwycięstwo w obecnym sezonie.
Pierwszy cios zadali gospodarze
Po kwadransie gry ładnym uderzeniem z dystansu popisał się Szymon Pawłowski i wydawało się, że Sosnowiec może być kolejną drużyną, z którą Wisła będzie miała olbrzymie problemy. To piłkarze Zagłębie wyglądali pewniej, mieli większą swobodę w grze, kontrolowali przebieg wydarzeń boiskowych. Do czasu. Przed przerwą dość nieoczekiwanie do wyrównania doprowadził Luis Fernandez. Strzał niepozorny nie dał szans Gliwie. Po zmianie stron zawodnicy z Sosnowca próbowali poszukać drugiego gola, ale to Fernandez po klepce z Rodado dopisał trafienie numer dwa na swoje konto. Zaskakujące, że gospodarze pozwolili strzelić sobie tak łatwego gola.
Czy Wisła grała dobry mecz? Miała solidne indywidualności, które zrobiły różnice. Wynik był korzystny, ale gracze „Białej Gwiazdy” i tak doprowadzali swoich fanów do wysokiego ciśnienia. Wisła, prowadząc, pozwalała na zbyt wiele swojemu rywalowi. Sosnowiec nie zdołał wykorzystać optycznej przewagi, ale strach przed stratą gola i kolejnym remisem z pewnością były niemałe. Bądźmy szczerzy, wygrana podopiecznych Radosława Sobolewskiego została wymęczona. Można jednak rozumieć okoliczności, bowiem Wisła po tylu spotkaniach bez zwycięstwa chciała wygrać za wszelką cenę, niekoniecznie grając efektowne zawody. Cel został zrealizowany.
Optymiści mogliby po tym meczu stwierdzić, że Wisła nie przegrała żadnego z 4 ostatnich spotkań ligowych. W minionych głównie jednak remisowali, a dziś znowu zaznali smaku wygranej. Nie było to wybitne zwycięstwo, a Wiślacy nie potrafili szybciej zamknąć meczu. 3 punkty są jednak zdobyte, a to było najważniejsze.