Nie tak dzisiejsze spotkanie wyobrażali sobie fani Bianconerich. Juventus miał odbudować swoją pewność siebie bez problemu pokonując fatalnie prezentującą się na początku sezonu Monze. Tak się jednak nie stało, a gospodarze zaskoczyli całe piłkarskie Włochy pokonując drużynę Allegriego po trafieniu… wchodzącego z ławki Gytkjaera.
Kryzysu ciąg dalszy
Po siedmiu spotkaniach Juventus ma na swoim koncie 10 punktów. Dwa razy wygrali, cztery razy zremisowali, oraz dziś po raz pierwszy przegrali w Serie A. Mimo zaledwie jednej porażki, Juve traci już 6 oczek do pierwszego aktualnie Udine, a jeśli któraś z drużyn znajdujących się na pozycjach 2-4 wygra mecz w tej kolejce, to strata powiększy się do siedmiu oczek. Widać, że drużyna ma ogromne problemy z złapaniem odpowiedniego rytmu, co potwierdziła chociażby ostatnia porażka z Benficą w Lidze Mistrzów.
Dziś biało-czarni sami utrudnili sobie życie. Czerwona kartka Di Marii była absurdalna i w pełni zasłużona, a po osłabieniu jego drużyna zaczęła grać jeszcze gorzej. Już w pierwszej połowie Monza dochodziła do swoich sytuacji, a to znacznie ułatwiła utrata jednego z zawodników przez gości. Druga połowa była obrazem całkowitej dominacji gospodarzy, którzy oprócz pojedynczych kontr nie dochodzili do kompletnie żadnych dogodnych sytuacji. Nie tak to powinno wyglądać.
Monza łapie trochę tlenu
Tak fatalnego początku spotkania w wykonaniu beniaminka, który na papierze bardzo wzmocnił swój skład, nie spodziewał się chyba nikt. Pięć porażek i jeden remis (z innym beniaminkiem) to zdecydowanie za mało, jeśli chce myśleć się o pozostaniu we włoskiej elicie. Mecz z Juventusem wcale nie wydawał się dobrym momentem na przełamanie dla drużyny, która kompletnie nie potrafiła się zgrać.
Co istotne, od początku tego pojedynku Monza nie zamierzała odpuszczać i obdarzać przeciwnika niepotrzebnie dużym szacunkiem. Beniaminek zagrał bez jakichkolwiek kompleksów, dzięki czemu może świętować pierwsze zwycięstwo w Serie A w swojej historii. Piękny moment dla całego klubu, dla którego właśnie napisała się nieprawdopodobna historia. Jej nierozłączną częścią będzie przy tym… gol Gytkjaera!