To mógł być fantastyczny powrót Juventusu i wyrwanie zwycięstwa w ostatnich chwilach meczu. Bohaterem Bianconerich mógł zostać Arkadiusz Milik, nawet mimo tego, że przy okazji zobaczył czerwoną kartkę. Sędzia Matteo Marcenaro po konsultacji z sędziami VAR anulował jednak bramkę Polaka ze względu na pozycje spaloną Leonardo Bonucciego. Jak jednak sprawdzała telewizja Sky Sport Italia, Juventus mógł zostać poszkodowany przez arbitra, a bramka nie słusznie anulowana.
Szalona końcówka
Mecz z Salernitaną nie był łatwy dla Juventusu. Gospodarze w pierwszej połowie uzyskali dwubramkową przewagę, którą starali się bronić po przerwie. Stara Dama jednak już w 51. minucie zdobyła bramkę kontaktową. Mimo to wynik 2:1 dla Salernitany utrzymywał się aż do doliczonego czasu gry.
Wówczas w trzeciej minucie doliczonego czasu do bramki trafił Leonardo Bonucci. Juventus rzucił się do szaleńczych ataków, próbując zdobyć bramkę dającą zwycięstwo i wymarzone 3 punkty. Niecałe dwie minuty później Bianconeri wykonywali rzut rożny. Piłka spadła na głowę Arka Milika, który skierował ją następnie do bramki rywali. Polak w szale radości zdjął jednak koszulkę, mimo że miał już wcześniej na koncie żółtą kartkę. W wyniku tej celebracji zobaczył drugi żółty kartonik, przez co zakończył swój udział w tym meczu. Nie zakończyły się jednak emocje.
Absurd goni absurd
Bramka trafiła jednak pod analizę VAR i tu zaczynają się kontrowersję. Sędziowie VAR uznali bowiem, że po uderzeniu Arka Milika Leonardo Bonucci przeszkadza bramkarzowi gospodarzy, przy tym będąc na pozycji spalonej. Posypały się czerwone kartki, które ujrzeli Massimiliano Allegri i Juan Cuadrado po stronie Juventusu, a także Federico Fazio z Salernitany. Jak się okazuje, trener Juventusu miał zobaczyć czerwony kartonik, ponieważ domagał się ponownego sprawdzenia sytuacji i uwzględnienia pozycji Antonio Candrevy. Do tego jednak nie doszło i sędzia zakończył spotkanie przy wyniku remisowym.
Czego nie zrobili sędziowie podczas meczu, zrobili dziennikarze Sky Sport Italia. Oczywiście ich wyliczenia opierają się na dostępnych powtórkach telewizyjnych i nie są precyzyjne. Różnica przez nich przedstawiona jest jednak spora. Według ich wyliczeń, Leo Bonucci w momencie uderzeniu Milika był 3.43 metra od linii końcowej boiska. Względem ostatniego obrońcy w polu karnym był przy tym na pozycji spalonej. Problem w tym, że przy narożniku boiska był jeszcze wspomniany Candreva, czego nie było widać na powtórkach z liniami narysowanymi przez VAR i pokazanymi w telewizji. Według wyliczeń dziennikarzy znajdował się on 2.90 metra od linii końcowej. Gdyby więc VAR zauważył jego ustawienie, pozycja spalona Bonucciego nie byłaby brana pod uwagę. Gol zostałby więc uznany, a Milik nawet mimo czerwonej kartki zostałby bohaterem Juventusu, dając im zwycięstwo.
Można więc zadawać pytanie: czego zabrakło sędziom? Mieli do dyspozycji powtórki wideo i nie pierwszy raz musieli z nich korzystać. Presja ostatnich minut meczu nie powinna być tu żadnym wytłumaczeniem. Możemy więc mieć w sporcie najnowocześniejszy sprzęt, ale dopóki nie będą go obsługiwali kompetentni ludzie, nadal będziemy świadkami błędnych decyzji. Możemy też spodziewać się teraz zagorzałej dyskusji we Włoszech. Pozostaje czekać na dalsze informacje ze strony ligi.