Jeśli tegoroczna przygoda Lecha Poznań w europejskich pucharach coś pokazuje to fakt, że po zmianach w europejskim systemie rozgrywek i wprowadzeniu trzeciego poziomu rozgrywek mistrzostwo Polski niemal na pewno oznacza grę na jesień w Europie w następnym sezonie. Trzeba się naprawdę postarać albo mieć wyjątkowego pecha w losowaniu, aby nie zakwalifikować się choćby do Ligi Konferencji. Lech dziś jest zespołem o wiele gorszym niż wtedy, kiedy zdobywał mistrzostwo. Zmaga się z mnóstwem problemów, a przed rewanżem w fazie play-off jest już jedną nogą w fazie grupowej LKE.
Lech nie przygotował się do pucharów
Przez całe eliminacje europejskich pucharów zarząd Lecha nie zrobił praktycznie nic, aby wspomóc trenera Johna van den Broma w walce na europejskim froncie. W najsilniejszej aktualnie jedenastce zespołu znajdują się tylko zawodnicy, którzy byli już w klubie w poprzednim sezonie. Sprowadzeni latem piłkarze na razie nie stanowią dużej wartości dodanej dla Kolejorza. Wypożyczony Artur Rudko mający wzmocnić pozycję bramkarza zawalił rewanżowy mecz z Qarabagem. Afonso Sousa? Miał być wzmocnieniem „na już”, a ani razu nie znalazł się w wyjściowym składzie w eliminacjach Ligi Konferencji. Kryzysową sytuację na środku obrony spowodowaną plagą kontuzji załatano wypożyczeniem Filipa Dagerstala. John van den Brom wczoraj wolał jednak ustawić obok Antonio Milicia 19-letniego Maksymiliana Pingota. Gio Citaishvili ma momenty, w których zdradza spory potencjał, ale w europejskich pucharach pełni tylko rolę zmiennika. Podobnie, jak Afonso Sousa – ani razu nie zagrał w wyjściowej jedenastce.
Lech Poznań rozegrał eliminacje europejskich pucharów nie wzmacniając się znacząco ani jednym zawodnikiem. Z mistrzowskiej ekipy brakuje za to Jakuba Kamińskiego, o którego odejściu wiedzieliśmy już od zimy oraz Pedro Tiby i Daniego Ramireza – piłkarzy, którzy nie przyczynili się znacząco do mistrzostwa, ale jeszcze nie tak dawno pokazywali, że jeśli są w formie to przerastają Ekstraklasę. Ich kreatywność w obecnym Lechu mogłaby być bardzo przydatna. Mało? No to przypomnijmy jeszcze, że wypożyczenia Dawida Kownackiego i Tomasza Kędziory dobiegły końca. Choć ten drugi grał rzadko to – po pierwsze – był ważną postacią w szatni, a po drugie – obecnie zapewne łatałby dziury na środku obrony.
Gra do poprawy
Efekty takich działań najlepiej widać na boisku. Lech nie wygrał jeszcze meczu w Ekstraklasie, a w europejskich pucharach nie przekonuje. Wczoraj Kolejorz zaczął z dużą werwą i już w 6. minucie bramkę zdobył Kristoffer Velde. Poznaniacy szybko jednak spuścili z tonu i długimi fragmentami oddawali inicjatywę Dudelange. Goście oddali więcej strzałów, Filip Bednarek zaliczył o jedną interwencję więcej od bramkarza Dudelange, a obie ekipy miały w posiadaniu piłkę przez tyle samo czasu. Lech oczywiście wyglądał na zespół lepszy i każdy kto oglądał mecz przyzna, że wygrali zasłużenie. Ale niesmak pozostał. Nie takiej, zbyt zachowawczej postawy oczekiwaliśmy od mistrza Polski.
Kontrola spotkania to jest coś, co najbardziej różni zespół Johna van den Broma od mistrzowskiej ekipy. Pod wodzą Macieja Skorży Kolejorz zawsze chciał dominować i w zdecydowanej większości przypadków mu się to udawało. Potrafił cierpliwie dobijać się do bramki rywala. Szybko odzyskiwać piłkę po stracie, utrzymywać się przy piłce daleko od własnej bramki i zmuszać przeciwnika do biegania. To zupełny kontrast tego, co Lech pokazał przeciwko Dudelange po objęciu prowadzenia.
Problemy trenera i regres piłkarzy
John van den Brom na razie nie sprawdza się w roli trenera Lecha Poznań. Oczywiście, jest wiele czynników, które w jakiś sposób bronią go z obecnych wyników i stylu gry zespołu. Wcześniej opisane działania zarządu, gra co 3 dni, przez którą bardzo trudno w krótkim czasie nauczyć drużynę grać w konkretny sposób oraz kontuzje podstawowych środkowych obrońców. Niemniej jednak, w grze Lecha ciężko doszukać się ręki trenera. Zespół często opiera swoje ataki na zagrywaniu dalekich podań za linię obrony rywala. Bardzo mało jest tworzenia akcji przez środek. Najbardziej widoczny jest regres Joao Amarala, który jest cieniem samego siebie. Nie tylko nie potrafi dać czegoś ekstra, ale przechodzi obok meczów, jest niewidoczny i notuje sporo strat.
Lech latem osłabił się kadrowo. Stracił kilku ważnych zawodników, a nowe twarze nie zdołały (jeszcze?) wnieść jakości do zespołu. Z powodów osobistych odszedł także architekt sukcesu z poprzedniego sezonu, czyli Maciej Skorża, a nowy trener nie odcisnął swojego piętna na zespole. Zespół dopadły także czynniki losowe, jak plaga kontuzji na środku obrony oraz jeden z najtrudniejszych możliwych rywali w 1. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Lech przygotowując się do europejskich pucharów wszystko zrobił źle, a na 90 minut przed ostatecznymi rozstrzygnięciami jest jedną nogą w fazie grupowej Ligi Konferencji. Jeżeli ta pucharowa przygoda Kolejorza coś nam pokazała to fakt, że zdobywając mistrzostwo Polski trzeba naprawdę popełnić masę błędów, aby później nie zagrać na jesień w Europie.