Osiem meczów bez zwycięstwa. Niesamowitą serię notuje Legia Warszawa, która przecież w tym sezonie chciała sięgnąć po mistrzostwo Polski. Pierwsza runda zweryfikowała jednak te plany. Legioniści tracą w tym momencie do liderującego Górnika Zabrze 11 punktów (mają rozegrany mecz mniej). Saga z Markiem Papszunem się przedłuża, a Inaki Astiz nie wniósł do drużyny nawet efektu „nowej miotły”.
108 dni – tyle czas u musiał czekać Henrique Arreiol, aby zadebiutować w barwach Legii Warszawa. A może to bardziej Legia musiała czekać, aby móc skorzystać ze swojego letniego nabytku. Portugalczyk po przyjściu miał się wyróżniać na treningach, ale szybko wypadł ze względu na kontuzję. Po obejrzeniu meczu w Lublinie trzeba przyznać, że niemożność wystawiania Arreiola była stratą stołecznej drużyny. Były zawodnik Sportingu CP w swoim debiucie wypadł naprawdę nieźle. Próbował zagrażać uderzeniami z dystansu, brał na siebie rozegranie i zanotował asystę drugiego stopnia przy golu Rafała Augustyniaka. To z pewnością może cieszyć kibiców z Warszawy – wrzutki Rubena Vinagre’a ze stałych fragmentów irytowały od dłuższego czasu, a Arreiol już w pierwszym meczu celnie dogrywał z narożnika boiska.
Arreiol i długo, długo nic
Niestety, ich ulubieńcy wciąż popełniają juniorskie błędy. Za taki trzeba uznać brak komunikacji pomiędzy Kamilem Piątkowskim i Steve’em Kapuadim. Sprokurowało to możliwość dojścia do piłki przez Fabio Ronaldo, który próbując opanować piłkę, został sfaulowany przez Kacpra Tobiasza. Z jedenastu metrów gola zdobył Karol Czubak. Przed przerwą Motor mógł jeszcze wrócić na prowadzenie za sprawą Petara Stojanovicia. Obrońca Legii blokując wrzutkę, prawie skierował piłkę do własnej bramki. Ta jednak odbiła się od słupka i wróciła na plac gry.
A problemem Legii było to, że takiego kreatywnego Arreiola miała tylko jednego. Reszta drużyny w kreacji się nie wyróżniała. Wpuszczenie z ławki w drugiej połowie Kacpra Urbańskiego niewiele wniosło, choć raz groźnie w słupek z dystansu trafił. Motor w ofensywie też nie istniał. Po przerwie obejrzeliśmy jeden celny strzał. Autorem był Mileta Rajović, który – prócz przedłużenia wrzutki przy bramce – znów nie udowodnił, skąd wzięła się tak wysoka zapłacona za niego kwota. Duńczyk w doliczonym czasie gry miał piłkę na wagę trzech punktów, a trafił w Ivana Brkicia. Kurtyna.
Remis – patrząc na sytuację w tabeli – nie zadowala żadnej ze stron. Legia dalej nie punktuje, a Inaki Astiz przedłuża serię bez zwycięstwa. Motor natomiast nie wykorzystuje meczu u siebie z dołującymi Wojskowymi. Konkurencja nie śpi, a przewaga nad strefą spadkową to dwa (Legia) i trzy (Motor) punkty. Trochę mało.
