Jeśli można wyróżnić mecz PKO BP Ekstraklasy, na który kibice na Śląsku czekają najbardziej, to jednym z oczywistych wyborów będzie właśnie Śląski Klasyk. W sobotę Górnik Zabrze podejmował u siebie GKS Katowice, a stadion pękał w szwach. Szkoda tylko, że na boisku nie działo się już tak ciekawie.
Jeśli na trybunach zasiada ponad 30 tysięcy osób, a sam mecz jest jednym z tych najbardziej wyczekiwanych w roku, to można by się postarać, aby wydarzenia boiskowe były godne takowej otoczki.
A działo się tyle, co nic. Obie drużyny grały dość zachowawczo, ale całe szczęście przed przerwą przyszedł czeski zbawca. Patrik Hellebrand wykorzystał fakt, że piłkarze GieKSy zostawiali duże połacie terenu przed własnym polem karnym, więc otrzymał podanie właśnie tam i lewą nogą strzelił gola. Dawało to nadzieję, że trochę ożywią się nam piłkarze.
GieKSa nie dojechała, choć do Zabrza ma blisko
Katowiczanie mieli dzisiaj naprawdę ogromne problemy z grą w destrukcji. Zostawiali dużo miejsca rywalom, brakowało także odpowiedniego doskoku i zawężęnia pola gry. A że Górnik to kumaty zespół, to wykorzystywał to w odpowiedni sposób bez forsowania tempa. Lukas Ambros bez żadnej obstawy miał czas dopieścić dośrodkowanie, z którego skorzystał Sondre Listeh. O łatwiejszego gola, niż dołożenie głowy stojąc tuż przed bramką, powinno być trudno.
Choć Marten Kuusk udowodnił, że jest to wykonalne. W 64. minucie Estończyk zagrał na pamięć do swojego bramkarza – Dawida Kudły – ale zapomniał, że zgodnie ze szkołą bramkarską nie gra się piłki w światło bramki. Kuriozalny gol, który dobił już leżącą na deskach GieKSę.
A rozmiary zwycięstwa powinny być nawet wyższe, ale cały mecz Ousmane Sow nie potrafił trafić w światło bramki. Na trzy próby, trzy były niecelne. A sytuacje miał naprawdę niezłe. W końcówce meczu Kuusk mógł zdobyć bramkę na tak zwane „otarcie łez”, ale jego uderzenie z dystansu otarło się tylko o poprzeczkę. Podobnie Konrad Gruszkowski, z tym że ten trafił w spojenie.
Dzięki trzem punktom Górnik Zabrze wskoczył na pozycję wicelidera – przynajmniej do czasu, aż Cracovia rozegra swój mecz. Katowiczanie spadają natomiast do strefy spadkowej i znów trzeba się zastanawiać, czy uda im się odnaleźć zatraconą formę z zeszłego sezonu.