Villarreal CF ma za sobą fenomenalny sezon w LaLiga. W ubiegłej kampanii ligowej „Żółta Łódź Podwodna” zgromadziła bowiem aż 70 punktów – to drugi najwyższy rezultat klubu z Estadio de la Ceramica w historii występów pośród hiszpańskiej elity. Lepiej było tylko w sezonie 2007/08, kiedy ekipa prowadzona przez Manuela Pellegriniego zdobyła 77 oczek, kończąc rozgrywki Primera Division tuż za plecami Realu Madryt. Oczekiwania względem „El Submarino Amarillo” przed sezonem 25/26 są więc wysokie. Czy zespół z miasta liczącego nieco ponad 50 tysięcy mieszkańców, zaskoczy nas równie pozytywnie w nadchodzącej kampanii? Zapraszamy na naszą przedsezonową analizę drużyny zamykającej top 5 LaLiga w ubiegłym czempionacie.
Kiedy ostatni raz grali w Lidze Mistrzów, posłali za burtę Juventus i Bayern
Jednym z kluczowych aspektów w kontekście analizy poczynań Villarrealu w najbliższych miesiącach jest bez wątpienia powrót do Ligi Mistrzów po 4 latach. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że jest to ich pierwszy awans do elitarnych rozgrywek na bazie rezultatu osiągniętego w lidze hiszpańskiej od sezonu 2010/11. Niestety kibice nie mogą wspominać „ligomistrzowej” kampanii 2011/12 pozytywnie. Trafili wtedy do grupy A z Bayernem, Manchesterem City i Napoli, od których zebrali srogi łomot we wszystkich 6 meczach fazy grupowej, kończąc przygodę w Europie z bilansem bramkowym 2:14 i okrągłym 0 punktów.
O niebo lepiej prezentują się natomiast świeższe wspomnienia, dotyczące zmagań w rozgrywkach 2021/22 Champions League. Po awansie zapewnionym przez triumf w Lidze Europy nad Manchesterem United (pamiętny konkurs rzutów karnych w Gdańsku), ekipa zarządzana wówczas przez Unaia Emery’ego była w stanie pójść za ciosem i dokonać czegoś niespodziewanego. Żółta Łódź Podwodna najpierw awansowała do fazy pucharowej najbardziej prestiżowych rozgrywek w świecie futbolu, a następnie wyeliminowała z nich kolejno Juventus i Bayern Monachium. Odpadli dopiero w półfinałach z Liverpoolem, za co absolutnie nikt nie mógł ich krytykować.
Powtórzenie tak dużego sukcesu wydaje się aktualnie nierealne. Dziś Villarreal może stawiać sobie za cel znalezienie się pośród top 24 fazy ligowej, a potencjalny awans do 1/8 byłby już sporym osiągnięciem.
Na rynku transferowym Villarreal stara się jak może
System Finansowego Fair Play w LaLiga, o którym pisaliśmy już wielokrotnie na naszej stronie, sprawia że „grzebanie w odpadkach” stało się już codziennością jeśli chodzi o działania na rynku transferowym ze strony klubów LaLiga (może za wyjątkiem tercetu Barca, Real, Atletico). Hiszpańskie kluby od dawna nie stanowią żadnej konkurencji dla większości rywali z top 5 lig europejskich, czy nawet niektórych drużyn ligi tureckiej, holenderskiej, portugalskiej… Rzeczywistość jest, jaka jest, i zespoły LaLiga muszą się z nią godzić. Biorąc pod uwagę te realia, Villarreal wypada na tle większości zespołów ligi hiszpańskiej naprawdę solidnie.
Aktualnie piąta siła LaLiga wydała na transfery 35 mln euro (dla porównania Sunderland – beniaminek Premier League – wydał na wzmocnienia już blisko 150 mln euro). Szeregi El Submarino Amarillo zasilili: Alberto Moleiro (21 lat, 16 mln euro, wcześniej skrzydłowy Las Palmas), Santiago Mourino (23 lata, 10 mln euro, w zeszłym sezonie obrońca Deportivo Alaves), Tajon Buchanan (26 lat, 9 mln euro, wahadłowy/skrzydłowy Interu) oraz wypożyczony z Napoli Rafa Marin (23 lata, koszt wyp. 1 mln euro). Nie są to więc nazwiska powalające na kolana. Pozytywem na pewno jest wiek tych graczy i potencjał wskoczenia na wyższy poziom pod okiem fachowca w postaci Marcelino.
Ponadto warto odnotować jeszcze zakontraktowanie Thomasa Parteya, byłego pomocnika Arsenalu oraz przejście utalentowanego Etty Eyonga (18 goli i 3 asysty w rezerwach Villarrealu) do pierwszej drużyny. Nie są to nazwiska budzące wielki podziw i ekscytację. Gdzie zatem szukać więcej nadziei na podołanie wyzwaniom nadchodzącego, dużo bardziej wymagającego sezonu?
Marcelino, czyli fachowiec u sterów
Kluczem do ewentualnego sukcesu Villarrealu w walce na kilku frontach wydaje się być nie kto inny jak Marcelino Garcia Toral. Szkoleniowiec rewelacji ubiegłego sezonu w Hiszpanii był już w przeszłości architektem podobnych sukcesów w Valencii (półfinał LE w sezonie 2018/19) oraz podczas poprzedniej kadencji na Estadio de la Ceramica (półfinale LE 2015/16). Jednakże łączenie zadowalających wyników z grą w Europie to zawsze ogromne wyzwanie. Szczególnie, kiedy największe gwiazdy opuszczają twój zespół, a na zastąpienie ich równie jakościowymi graczami liczyć raczej nie możesz.
Odejście najlepszego asystenta ligi do Madrytu
W tym kontekście podkreślić należy przede wszystkim odejście Alexa Baeny, naczelnego kreatora i asystenta LaLiga, który zasilił tego lata szeregi Atletico Madryt. Na ten moment jest to gracz nie do zastąpienia 1:1 i prawdopodobnie największa łamigłówka do rozwiązania dla Marcelino. Hiszpański menadżer będzie musiał się tu pochylić nad znalezieniem odmiennego systemu, w którym odpowiedzialność za kreowanie sytuacji bramkowych rozłożona zostanie na większą liczbę graczy. Potencjalnie w jakimś stopniu w buty Baeny może tu wejść chociażby nowy nabytek -Alberto Moleiro, który oprócz gry na lewym skrzydle grał też niekiedy niżej w pomocy bądź na środku za plecami napastników.
Multum opcji w ataku lecz klasycznego goleadora brak
Co do ofensywy – tu mimo odejścia Thierno Barry’ego do Evertonu za 30 mln euro, opcji do wyboru Marcelino ma całkiem sporo. Ayoze Perez (najskuteczniejszy hiszpański strzelec zeszłego sezonu), Nicolas Pepe, zaprawiony w bojach Gerard Moreno, czy młodziutcy Eyonga oraz De La Torre. Do tego skrzydłowi pokroju Yeremiego Pino i Iliasa Akhomacha. Możliwość elastycznego zestawiania linii ataku powinna być mocnym punktem Villarrealu w batalii na kilka frontów, nawet po odejściu Arnauta Danjumy do Valencii. W talii napastników i skrzydłowych brakuje jednak dziewiątki z krwi i kości, która byłaby punktem odniesienia dla partnerów z drużyny. Można zatem przewidywać, że Marcelino będzie stawiać na dwójkę napastników o nieco odmiennej charakterystyce (jak Eyong i Moreno w zwycięskim sparingu z Arsenalem).
Nieco wiekowa, ale solidna linia pomocy
W pomocy dyrygować powinni Pape Gueye – jeden z najlepszych defensywnych pomocników w lidze oraz nie najmłodszy, ale wciąż godny podziwu Dani Parejo. Pozycję te będą uzupełniać Santi Comesana oraz sprowadzony jako wolny zawodnik Thomas Partey. Były pomocnik Arsenalu, który ma na koncie 130 występów w Premier League, to potencjalnie naprawdę duże i bardzo potrzebne wzmocnienie kadry El Submarino Amarillo. W Villarreal wierzą, że Ghańczyk mimo poważnych oskarżeń dotyczących gwałtów oraz napaści seksualnej, wyjdzie z tej sprawy obronną ręką w sądzie i okaże się wartością dodaną na boisku.
Brak doświadczonego lidera w defensywie
Najwięcej do życzenia pozostawia defensywa, a konkretnie sytuacja na pozycji stopera. W zeszłym sezonie podstawowy duet środkowych obrońców stanowili Kabowerdeńczyk Logan Costa oraz Juan Foyth. W odwodzie zostają jeszcze wypożyczony Rafa Marin i młodziutki Willy Kambwala, wychowanek Manchesteru United. Na papierze nie wygląda to aż tak źle, ale zdecydowanie brakuje tu bardziej doświadczonego lidera linii defensywnej pokroju Raula Albiola. Oczywiście, niewykluczone że względnie młodzi obrońcy okrzepną i ograją się na tyle, aby nie odstawać w starciach z mocnymi rywalami. Natomiast na ten moment jest to formacja pozostawiają pewien znak zapytania w kontekście występów na wysokim, równym poziomie w przekroju całego sezonu.
Nie zostać ofiarą „pocałunku śmierci”
Podsumowując – jest nieźle. Mogło być odrobinę lepiej pod kątem kadry, mogło być też zdecydowanie gorzej. Villarreal zachował kilku wartościowych graczy, a nowe twarze powinny pomóc w utrzymaniu ofensywnego i atrakcyjnego stylu gry, jaki prezentowała ekipa Żółtej Łodzi Podwodnej w ostatnim czasie. Mamy nadzieję, że wymagająca rywalizacja w Lidze Mistrzów nie doprowadzi do zajechania tak fajnego do oglądania zespołu i nie zaowocuje kryzysem, który w poprzednich latach odczuła boleśnie chociażby Girona i Sevilla, a ostatnio nawet Real Sociedad. Niech to będzie mądrze rozegrana partia szachów ze strony Marcelino i wyjście na przekór tezie, że z hiszpańskich zespołów w Europie liczą się tylko Real, Barca i ewentualnie Atletico. Z resztą, kto miałby być w stanie zaskoczyć bardziej niż wynurzająca się na powierzchnię łódź podwodna? I to w dodatku żółta!