Pojedynki Bayernu Monachium z Manchesterem United to kultowy klasyk Champions League. W przeszłości obie ekipy należały do ścisłej europejskiej czołówki, jednak obecnie jedynie Bawarczycy mogą uchodzić za piłkarskiego giganta. Czerwone Diabły miały ambitny plan mocnego powrotu do Ligi Mistrzów, ale na starcie sezonu poniosły już 3 porażki, które mocno ostudziły oczekiwania. Faworyt dzisiejszego meczu wydawał się oczywisty. Kibice United wierzyli jednak, że tak prestiżowy pojedynek rozbudzi determinację wśród graczy Erika ten Haga.
Co zaskakujące, początek pojedynku to odważna gra gości
Manchester United zaskoczył Bayern, zamykając rywala na jego połowie. Angielski zespół próbował znaleźć drogę do siatki po stałych fragmentach gry, w pierwszych 10 minutach wykonując 3 rzuty rożne. Bawarczycy wyglądali na ospałych, jednak stopniowo odzyskiwali przewagę. W 28. minucie na uderzenie zdecydował się Leroy Sane i chociaż jego strzał nie wyglądał na groźny, Andre Onana popełnił fatalny w skutkach błąd, prezentując Bayernowi gola.
Cztery minuty później było już 2:0, bowiem Jamal Musiala świetnie wypatrzył Serge’a Gnabry’ego, który zachował zimną krew i spokojnie skierował futbolówkę do siatki. Bayern bez wielkiej wysiłku, po 32 minutach miał dwubramkowe prowadzenie. Mimo niepewnego początku, szybko zaczęli okazywać swoją wyższość. Jednocześnie, im Bawarczycy wyglądali pewniej, tym Manchester United zdawał się być coraz bardziej bezradny.
Bayern niby dominował, ale…
Po zmianie stron sygnał do walki dał Rasmus Højlund, który strzelił pierwszego gola od czasu transferu do Manchesteru United. Bayern kilka minut później odzyskał dwubramkowe prowadzenie za sprawą Harry’ego Kane’a, który pewnie wykorzystał rzut karny. W tym momencie wydawało się, że jest już po meczu, bowiem Bawarczycy dalej prowadzili grę, a zawodnicy angielskiej drużyny wyglądali na pogodzonych z porażką. Niespodziewanie, w 88. minucie dobrze w polu karnym odnalazł się Casemiro, który zaskoczył, przywracając emocje w pojedynku. W doliczonym czasie gry, po golu dorzucili jeszcze rezerwowy Mathys Tel, który wykorzystał piękne dogranie Kimmicha oraz ponownie Casemiro po stałym fragmencie Bruno Fernandesa. Paradoksalnie, długimi momentami jednostronny mecz zakończył się wynikiem 4:3.
Nie ma sensu udawać, że było to wybitne widowisko. Jasne, widzieliśmy aż 7 goli, ale wynikały one z gapiostwa Bayernu Monachium, a zarazem defensywnej słabości Manchesteru United. Bawarczycy nie powinni pozwalać sobie na stratę trzech bramek w meczu, w którym od 28. minuty mieli pewną kontrolę. Z kolei piłkarze ten Haga zawiedli, jednak wynik zakłamuje ich marną grę. Bayern zaczyna obecny sezon Champions League, ale niepotrzebnie pozwolił sobie na chaos, który mógł ich nawet kosztować utratę punktów.