Zapasy na Maracanie. Brazylia z trzecią porażką z rzędu!

Brazylijczycy do meczu z mistrzami świata przystępowali jako zespół, który od trzech spotkań nie potrafił wygrać, ponosząc przy tym dwie porażki. Do tego po spotkaniu z Urugwajem „Canarinhos” musieli sobie radzić bez Viniciusa Juniora. Z kolei Argentyna poniosła kilka dni temu pierwszą porażkę w tych eliminacjach (oraz pierwszą od meczu grupowego na mundialu z Arabią Saudyjską). Jedni chcieli pokazać, że niepowodzenie z Urugwajem było tylko wypadkiem przy pracy. Drudzy natomiast próbowali wyjść z kryzysu. Mecz Brazylia — Argentyna zawsze dostarczał emocji i inaczej nie było tym razem.

REKLAMA

Mało piłki w piłce

Mecz zaczął się pół godziny później, niż pierwotnie ustalono. Powodem opóźnienia była bójka kibiców. Długo się zastanawiano czy pojedynek w ogóle powinien się odbyć. Jednak koniec końców zabrzmiał pierwszy gwizdek święta futbolu na Maracanie.

Spotkanie przypominało piłkę podwórkową. Wieczna naparzanka w pełnej krasie. Brazylijczycy robili wszystko, żeby swoich rywali wyprowadzić z równowagi. Wszelkimi możliwymi sposobami. Jednak jeśli można powiedzieć o aspekcie piłkarskim, to gospodarze starali się naciskać pressingiem swoich rywali. Argentyńczycy mieli z tym bardzo duży problem, lecz wiedzieli, że jak uda im się przedostać przez linię pomocy to tam już czeka Messi z Alvarezem. W pierwszym kwadransie pod względem czysto piłkarskim więcej z gry mieli mistrzowie świata, lecz nic z tego nie wynikało. Z kolei gospodarze wyglądali na drużynę, która z minuty na minutę coraz bardziej będzie się rozkręcać.

Faule i przewinienia. To cechowało to spotkanie. Można było odnieść wrażenie, że tutaj nie ma sensu doliczać czasu gry. Lepiej go skrócić możliwie jak najbardziej, żeby wszyscy skończyli ten mecz żywi. Zawodnicy robili wszystko, by jak najmniej grać w piłkę. Momentami sędzia nie potrafił zapanować nad latynoskim temperamentem. Kibice się świetnie bawili, lecz z pozycji osoby oglądającej ten mecz w telewizji to nie można było czuć zbyt dużej satysfakcji z widowiska, jakie dostarczali piłkarze na Maracanie. W pierwszej połowie zawodnicy obu zespołów faulowi siebie nawzajem łącznie 22 razy. Futbolowa rąbanka pełną parą, w której lepiej pod względem piłkarskim patrząc na całokształt, wyglądała Brazylia.

Większa chęć do grania Brazylii

Druga połowa wyglądała podobnie do końcówki pierwszej. To „Canarinhos” emanowali większą pewnością siebie i chęcią strzelenia pierwszego gola w tym spotkaniu. Argentyńczycy nie bardzo wiedzieli, jak zaatakować swoich rywali. Jednocześnie gubili się w obronie. Brazylijczycy nie potrafili tego wykorzystać. A mistrzowie świata wyglądali na ludzi, którzy nie bardzo chcą zaatakować swoich rywali. Gospodarze za bardzo się rozluźnili i pozwolili piłkarzom Lionela Scaloniego na jedno dośrodkowanie z rzutu rożnego, które na gola w 63. minucie zamienił Nicolas Otamendi.

źródło: ELEVEN SPORTS PL w serwisie X

Argentyńczycy zastosowali swego rodzaju zasłonę dymną. Uśpili czujność rywala i przeprowadzili cios godny mistrza świata. Pokazali, że najważniejsza jest skuteczność, a nie ilość stwarzanych sytuacji, których koniec końców nie potrafi się zamienić na gola. Goście po strzelonym golu cofnęli się pod swoją bramkę. Bronili bardzo korzystnego wyniku i dyktowali tempo gry. Starali się jednocześnie zamknąć mecz drugim golem. Z kolei Brazylia wyglądała na zespół, który nie wiedział, jak zareagować na bramkę rywali. Grali rozpaczliwie i coraz wolniej. Biorąc pod uwagę cały mecz, Brazylijczycy wyglądali lepiej, lecz nie potrafili swoich atutów zamienić na coś pożytecznego. Dlatego przegrali po raz kolejny — jest to ich trzecia porażka z rzędu. Można śmiało mówić o kryzysie „Canarinhos”. Argentyna wygrała ten mecz wyrachowaniem i spokojem godnym mistrza.

Brazylia — Argentyna 0:1 (Otamendi 63′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,602FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ