West Ham ugruntował swoją pozycję w czołówce

Przez długie lata West Ham nie miał na siebie pomysłu. Drogie transfery, szukanie odpowiedniego trenera i walka o utrzymanie. Wszystko zmieniło się w sezonie 2020/21. David Moyes stworzył zespół, którego siłą nie były indywidualności a kolektyw. Młoty wreszcie zamiast niebezpiecznie oglądać się na strefę spadkową, walczyły nawet o miejsce premiowane grą w Lidze Mistrzów. Ostatecznie zakwalifikowały się do Ligi Europy, co i tak – patrząc na wcześniejsze wyniki – było ogromnym sukcesem. Miniony sezon udowodnił, że nie był to tylko jednorazowy wystrzał. Potwierdził, że West Ham zmierza w odpowiednim kierunku i na stałe chce zagościć w ligowej czołówce.

REKLAMA

Lepszy sezon niż poprzedni?

Siódme miejsce i 56 zdobytych punktów nie jest tak dobrym wynikiem jak przed rokiem (6. miejsce i 65 „oczek”), jednak to, co najważniejsze zostało osiągnięte. West Ham drugi sezon z rzędu zagra w europejskich pucharach. Co prawda, w następnej kampanii Młoty wystąpią tylko w Lidze Konferencji Europy, jednak i tak trzeba docenić ten rezultat. W minionym sezonie ekipa Moyesa musiała łączyć grę w lidze z występami w Lidze Europy, co przy ich wąskiej kadrze nie było wcale łatwym zadaniem. Pod koniec rozgrywek po wielu podstawowych piłkarzach widać było zmęczenie tak dużą liczbą spotkań. W efekcie w drugiej połowie sezonu odbiło się to także na formie zespołu. Jednak ogólnie rzecz biorąc trzeba przyznać, że West Ham w walce na czterech frontach poradził sobie znakomicie.

W Lidze Europy dotarli do półfinału, gdzie wyeliminował ich późniejszy triumfator Eintracht Frankfurt. W Pucharze Ligi wyrzucili za burtę oba kluby z Manchesteru i przegrali dopiero w ćwierćfinale z Tottenhamem. Zawiedli jedynie w FA Cup, gdzie zdołali jedynie pokonać po dogrywce piątoligowe Kidderminster. W porównaniu z wcześniejszą kampanią, gdzie Młoty mogły skupić się wyłącznie na meczach ligowych, miniony sezon był o wiele trudniejszy. West Ham udowodnił jednak, że potrafi łączyć grę w Europie z krajowym podwórkiem i na dwóch frontach osiągać niezłe wyniki.

West Ham nie wytrzymał tempa

Oczywiście wśród wielu kibiców z London Stadium po przegranym półfinale Ligi Europy i obiecującym początku sezonu pozostanie spory niedosyt. Przy słabej formie Arsenalu, Tottenhamu oraz Manchesteru United w początkowej fazie kampanii, West Ham wyrósł na cichego faworyta w walce o czwarte miejsce. Zespół Moyesa rozpoczął sezon od dwóch efektownych zwycięstw 4:2 nad Newcastle i 4:1 z Leicester. Nie zatrzymali się nawet, kiedy zmuszeni byli rywalizować również na europejskich boiskach. Po 11. kolejce na początku listopada, kiedy niespodziewanie pokonali Liverpool 3:2, wspięli się nawet na trzecią lokatę. West Ham grał ofensywnie, z polotem, a zwycięstwa z Liverpoolem czy Chelsea (również 3:2) stały się wizytówką pierwszej części sezonu w ich wykonaniu.

Niemniej im dłużej trwał sezon, tym mocniej po piłkarzach Moyesa widać było zmęczenie. Początki tego można było zauważyć już po wspomnianym zwycięstwie z The Reds. Młoty nie wygrały żadnego z trzech kolejnych spotkań ligowych, przełamując się dopiero przeciwko The Blues. Jednakże była to jedna z dwóch wygranych w 10 starciach po tym, jak West Ham zameldował się na trzecim miejscu. Gdyby stworzyć tabelę po wspomnianej 11. serii gier, Młoty zajmowałyby dopiero 14. pozycję. W 27 meczach zdobyły tylko 33 „oczka” (1,22 na mecz). Dla porównania wcześniej punktowali ze średnią 2,09 punktu na spotkanie.

Główną przyczyną gorszej dyspozycji na późniejszym etapie sezonu niewątpliwie była wąska kadra i brak jakościowych zmienników. Ucierpiała zwłaszcza na tym ofensywa zespołu. Średnia strzelanych goli na mecz spadła z 2,09 w pierwszych 11 kolejkach do 1,37 w pozostałych spotkaniach. Na początku rozgrywek w świetnej formie byli zwłaszcza Michail Antonio, Said Benrahma i Pablo Fornals. Z czasem jednak wszyscy trzej przygaśli, a odpowiedzialność za zdobywanie goli przez większość sezonu wziął na siebie Jarrod Bowen. Anglik był zarówno najlepszym strzelcem (12 bramek), jak i asystentem (10 ostatnich podań) swojego zespołu i dobrymi występami zapracował na powołanie do reprezentacji.

Bierność na rynku transferowym

Podczas gdy podstawowi zawodnicy byli zmęczeni i nie prezentowali najlepszej formy, na wielu pozycjach ewidentnie zabrakło kogoś, kto mógłby ich na boisku zastąpić. Jako, że West Ham w minionym sezonie musiał łączyć grę na krajowym podwórku z Ligą Europy, przed startem rozgrywek klub skupił się głównie na poszerzeniu kadry. Na London Stadium przyszło czterech nowych zawodników, jednak tylko Kourt Zouma był sprowadzany z myślą o pierwszym składzie. Pozostała trójka miała zwiększyć trenerowi pole manewru. Niemniej jedynie Alphonse Areola, który występował w rozgrywkach pucharowych, okazał się solidnym zmiennikiem. Alex Kral oraz Nikola Vlasić nie spełnili oczekiwań. W Premier League Czech tylko raz wszedł z ławki, a Chorwał rozegrał jedynie 552 minuty i zdobył zaledwie jedną bramkę.

Mimo wszystko, spory wpływ na ich postawę z pewnością miał moment transferu. Obaj zostali sprowadzeni do klubu w ostatnim dniu okna transferowego, przez co nie przepracowali z zespołem okresu przygotowawczego. Przychodząc zwłaszcza ze słabszej ligi potrzebujesz czasu na aklimatyzację w nowym miejscu i przystosowanie się do wymagań Premier League. Zarząd zbyt długo jednak zwlekał z transferami i w efekcie nowi zawodnicy niewiele wnieśli do zespołu. Z resztą podobna sytuacja miała miejsce w styczniu. West Ham znów zbyt biernie zachował się na rynku transferowym. W obliczu kontuzji Angelo Ogbonny oraz braku zmiennika dla Antonio sensowym ruchem byłoby wzmocnienie obu tych pozycji. Właściciele jednak nie zdecydowali się na żaden transfer, co w pewnym stopniu musiało odbić się na końcowych wynikach.

West Ham drugi rok z rzędu w pucharach

Pomimo tego, że z minionego sezonu – głównie poprzez działania na rynku transferowym – dało się wycisnąć więcej, to i tak ponowne zakwalifikowanie się do europejskich pucharów musi budzić uznanie. Często zdarza się, że zespoły spoza Big Six nie potrafią połączyć gry na obu frontach. Po jednym dobrym sezonie następuje powrót w okolice środka tabeli. Tak było chociażby sześć lat temu, gdy Młoty poprzednio zakwalifikowały się do Ligi Europy. Co prawda, ostatnim zespołem spoza Wielkiej Szóstki, który dwa sezony z rzędu występował w europejskich rozgrywkach było Leicester w dwóch poprzednich kampaniach. Jednak wcześniej ta sztuka udała się Southampton w latach 2015-2016 (za pierwszym razem odpadli w kwalifikacjach).

Dlatego też dla klubu pokroju West Hamu jest to spore osiągnięcie i okazja do ugruntowania swojej pozycji w czołówce ligi. Jak pokazała historia Leicester z tego sezonu, awans do europejskich pucharów trzeci rok z rzędu będzie jeszcze trudniejszy. Dlatego w klubie powinni nie tylko docenić ten wynik, ale również wyciągnąć wnioski z minionej kampanii, aby w następnej nie popełnić podobnych błędów. Siódme miejsce w lidze i półfinał Ligi Europy był sporym sukcesem. Mimo to, aby na stałe zagościć w czołówce, West Ham swoje aspiracje musi potwierdzić również w nadchodzącym sezonie.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,625FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ