Verstappen udowadnia swoją dominację i wygrywa GP Meksyku

Na trzy wyścigi przed końcem sezonu Formuła 1 zawitała do Meksyku. Znamy już jednak mistrza świata tak wśród kierowców, jak i konstruktorów, a walka toczy się jedynie o dalsze pozycje. Liczyliśmy na dobre ściganie, ale niestety to mogło długimi momentami rozczarowywać.

REKLAMA

20 okrążeń formujących

Na dobrą sprawę właśnie tak możemy opisać początek wyścigu. Na samym starcie nie wydarzyło się absolutnie nic, a kierowcy grzecznie utworzyli sznur bolidów. Nikt nie zyskiwał większej przewagi, nikt też znacząco nie odstawał. Nie dziwi więc, że przez długi czas oglądaliśmy walkę o pozycję 15. między Strollem a Gaslym. Ostatecznie Francuzowi udało się wyprzedzić Kanadyjczyka, ale przypłacił to karą 5. sekund. Kierowca Astona natomiast musiał zacząć bronić się przed Alexem Albonem, ale i to mu się nie udało. Opony w jego bolidzie były w kiepskim stanie, mimo że wybrał na początek mieszankę pośrednią.

Walka toczyła się głównie nie na torze, a w alei serwisowej. Kluczowa była obrana strategia, a także przebieg pit stopów. Tu ponownie mieliśmy ofiary drobnych błędów. Jako pierwszy przekonał się o tym Sergio Perez, dla którego był to domowy wyścig. Jego mechanicy jednak nie wykonali idealnie swojej pracy. Małe problemy były też u Carlosa Sainza.

Czy to sezon 2021?

Oglądając walkę o zwycięstwo w GP Meksyku, mogliśmy poczuć się jak cofnięci w czasie. Lewis Hamilton goniący Maxa Verstappena, a za nimi walka kolejno drugiego kierowcy Red Bulla i Mercedesa. Szkoda tylko, że tak mało z tej walki odbywało się na torze. Głównym czynnikiem była próba przechytrzenia rywali w kwestii strategii i dobrania opon. Co jednak ciekawe, oba zespoły starały się pojechać na jeden pit stop, ale na różnej strategii. Verstappen rozpoczął na miękkiej mieszance, a później starał się dojechać do końca na mieszance pośredniej. Hamilton natomiast rozpoczął od medów, a kończył na najtwardszych oponach.

Końcówka pozbawiona emocji

Przynajmniej jeżeli chodzi o czołówkę wyścigu. Wyszczególnić należy tak naprawdę tylko zdarzenie z Danielem Ricciardo i Yukim Tsunodą. Australijczyk próbował wyprzedzić Japończyka, ale zrobił to tak nieudolnie, że wyeliminował go z wyścigu. Uszkodzenia w sekcji bocznej bolidu Alpha Tauri były na tyle duże, że nie było sensu jechać dalej. Ricciardo słusznie otrzymał za to wydarzenie karę 10 sekund. Kierowca McLarena miał jednak dobre tempo do samego końca i starał się zagwarantować sobie punkty nawet pomimo nałożonej kary.

Hamilton do samego końca liczył, że opony Verstappena wreszcie się poddadzą. Tylko to mogło dać Brytyjczykowi nadzieję na odrobienie straty do Holendra. W teorii miał ku temu argumenty, ale w praktyce im bliżej finiszu, tym mniej wydawało się prawdopodobne, aby cokolwiek się zmieniło. Kierowca Red Bulla miał przecież miększą mieszankę, bardzo już zmęczoną, a i tak powiększał swoją przewagę. Nie było mowy o nawiązaniu żadnej walki. Hamilton ukończył wyścig na drugiej pozycji, a na ostatnim miejscu na podium zameldował się Sergio Perez.

Verstappen dzięki temu zwycięstwu pobił rekord zwycięstw w jednym sezonie F1. Max już po raz 14. w tym roku ukończył wyścig na pierwszej pozycji. Poprzedni rekord wynosił 13 zwycięstw i należał do Michaela Schumachera (za sezon 2004) i Sebastiana Vettela (2013). Pomaga w tym oczywiście zwiększenie liczby wyścigów, ale to nie zmienia faktu, że Holender jeździ obecnie w swojej własnej lidze.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ