Typowy Śląsk. Stracona szansa na 3 punkty w Kielcach

Na zakończenie 1. kolejki PKO BP Ekstraklasy Śląsk Wrocław przyjechał do Kielc. Korona nie jest znana z pięknej gry, ale na swoim obiekcie potrafiła w zeszłym sezonie urywać punkty w teorii lepszym rywalom. Goście mieli za sobą fatalną kampanię, w której cudem uniknęli degradacji na zaplecze polskiej elity. Obie ekipy chciały ten sezon rozpocząć od mocnego akcentu, jakim niewątpliwie byłoby zwycięstwo.

REKLAMA

Fatalne warunki i przeciętna gra

Pierwsza połowa tego meczu nie obfitowała w dogodne sytuacje bramkowe. Obie ekipy grały zachowawczo, a nie licząc paru niecelnych uderzeń na próżno szukać można było jakichkolwiek szans. Śląsk w pierwszej połowie prezentował się momentami lepiej, ale różnica w poziomie gry obu drużyn była minimalna. Drużyny na przerwę schodziły zatem z bezbramkowym remisem.

Sytuacji na boisku nie poprawiała również fatalna pogoda. W pewnym momencie, jak w przerwie stwierdził bramkarz Korony – Dziekoński „Zawodnicy nie widzieli praktycznie nic”. Jak jednak słusznie zauważył sam zainteresowany, obie drużyny grały w takich samych warunkach, więc ciężko tu było kogokolwiek usprawiedliwiać.

Minimalizm lubi być karany

Druga połowa meczu zaczęła się od błyskawicznie zdobytego gola. Konczkowski wykorzystał bardzo dobre podanie Samiec-Talara, uderzając mocno po długim słupku. Golkiper gospodarzy nie miał żadnych szans i musiał pierwszy raz w tym sezonie wyciągać futbolówkę z siatki. Śląsk po zdobytym golu postanowił… nie robić w ofensywie już nic. Do końca meczu bowiem, piłkarze z Wrocławia nie oddali na bramkę (albo obok niej) rywali ani jednego strzału.

Śląsk zapomniał na dobre pół godziny jak grać w ofensywie. Goście zamknęli się na swojej połowie, nie udając nawet, że interesuję ich powiększenie bramkowej zaliczki. Korona zaczęła napierać, robiąc to niestety (dla nich) nieumiejętnie. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się zwycięstwem drużyny gości, gola wyrównującego zdobył Dalmau, wykorzystując ogromne zamieszanie w polu karnym oraz duży błąd Leszczyńskiego.

Źródło: /CANALPLUS_SPORT twitter

Wtedy dopiero Śląsk przypomniał sobie, że w piłce nożnej w ogóle można atakować. Na refleksje było jednak za późno, a ekipa z Wrocławia nie zdążyła już poważnie zagrozić bramce rywali. Co więcej, w doliczonym czasie gry Łukowski mógł dać Koronie zwycięstwo, ale powstrzymał go rehabilitujący się Leszczyński.

Remis wynikiem sprawiedliwym

Oglądając ten mecz można było odnieść wrażenie, że Śląsk na papierze dysponuje znacznie większą jakością piłkarską. To Korona jednak zdecydowała się zostawić na murawie serce, które poskutkowało wywalczeniem cennego oczka. Drużyna z Kielc wykorzystała maksimum swojego potencjału, czerpiąc garściami z minimalizmu rywali.

Śląsk natomiast musiał wypić piwo, którego sobie nawarzył. Nie można wygrywać meczów w Ekstraklasie niemal prosząc się przez pół godziny o wejście rywali do swojej bramki. Jeśli drużyna z Wrocławia nie wyciągnęła żadnych wniosków z poprzedniego sezonu, ich rozpaczliwa walka o utrzymanie może się powtórzyć.

Korona Kielce 1:1 Śląsk Wrocław (84′ Dalmau, 48′ Konczkowski)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,609FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ