Tottenham musi ustabilizować formę, aby myśleć o TOP 4

Jednego dnia potrafią rozbić przeciwnika w pył, żeby w następnym spotkaniu zebrać baty od niżej notowanej ekipy. Zwycięstwa 4:0 z Leeds i 5:0 z Evertonem rozdzieliła wstydliwa porażka z Middlesbrough w Pucharze Anglii. Tottenham Antonio Conte już zapomniał, jak to jest wygrać dwa mecze z rzędu. Ostatni raz taką serię zanotowali jeszcze w ubiegłym roku kalendarzowym. Kiedy wydaje się, że zespół już wychodzi na prostą – wtedy Koguty pokazują tą drugą, gorszą twarz i nadal wszystko kręci się w kółko. Aby myśleć o TOP 4 Antonio Conte musi ustabilizować formę swojego zespołu.

REKLAMA

Gdzie leży problem takiej nieregularności?

Od odejścia Mauricio Pochettino Tottenham stał się zespołem z jasno określonymi wadami i zaletami. Od dawna wszyscy wiedzą, kiedy są najgroźniejsi, a gdzie leżą ich słabe punkty. Spurs uwielbiają grać w ataku szybkim. Błyskawicznie transportować piłkę z własnej połowy pod pole karne przeciwnika – zarówno po odbiorze, jak i w fazie rozegrania piłki. Ich największą siłą jest korzystanie z wysoko ustawionej linii obrony rywala. Z wcielającym się w rolę „10-tki” Harrym Kanem i startującym do podania na wolne pole Heung-min Sonem. To właśnie zależnością od stylu gry przeciwnika można tłumaczyć niektóre wyniki podopiecznych Antonio Conte.

Przykładowo – w dwóch meczach, które zakończyły się wysokimi zwycięstwami w ostatnich tygodniach (4:0 z Leeds i 5:0 z Evertonem) rywale stworzyli im komfortowe warunki do gry. Nie cofnęli się głęboko, zostawiali miejsce za linią obrony, a ich pressing był na tyle nieefektywny, że Tottenham nie miał problemu z płynnym wprowadzeniem piłki do drugiej linii. Z dużo mocniejszym Manchesterem City natomiast wygraną zawdzięczają przede wszystkim skutecznie zaplanowanym kontratakom. To były jedyne momenty, kiedy szeregi rywala nie były do końca zorganizowane i pojawiała się okazja na wyjście z szybkim atakiem. Jeśli natomiast rywale dobrze zneutralizują największy atut Kogutów to pojawia się problem. W drugiej połowie meczu z Manchesterem United, goniąc wynik przez ponad pół godziny jej czasu, oddali zaledwie 1 strzał. Przeciwnik ustawił się głęboko, pozwolił Tottenhamowi rozgrywać i dobrze przesuwał. To wystarczyło, aby zespołowi Antonio Conte zabrakło argumentów w tej walce.

Teoria odpoczynku pomiędzy meczami

W ubiegłym tygodniu w kontekście Tottenhamu coraz częściej wygłaszano teorię o wpływie długości odpoczynku pomiędzy meczami na końcowe rezultaty. Portal „The Athletic” podliczył, że od przyjścia Antonio Conte Koguty zdobywają średnio 2,7 pkt/mecz, kiedy przerwa pomiędzy spotkaniami trwa minimum 5 dni (w tym wygrana z Manchesterem City i remis z Liverpoolem). Jeśli natomiast odpoczynek jest krótszy to średnia ta spada do 1,4 pkt/mecz. Same wypowiedzi Antonio Conte potwierdzały tę teorię. – Zauważyłem ze swoim sztabem, że jeśli mamy więcej dni, więcej czasu na przygotowanie się do meczu to gra z nami jest trudna dla każdego – mówił Włoch dla telewizji Sky Sports po spotkaniu z Evertonem.

Mecze od ostatniego weekendu zmieniają trochę optykę na tą statystykę, ponieważ w weekend Tottenham przegrał z Manchesterem United mając 5 dni przerwy, a w środę pokonał Brighton, gdzie odpoczynek wynosił 4 dni. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę jakość przeciwnika i fakt, że ta różnica przerwy pomiędzy spotkaniami nie była wcale duża to można skłaniać się do tezy, że czas odpoczynku rzeczywiście ma wpływ na wyniki Tottenhamu. Pamiętajmy, że Antonio Conte przejął zespół w trakcie sezonu i nie przepracował z nim okresu przygotowawczego. Tottenham z jednej z najgorzej biegających drużyn za Nuno Espirito Santo zamienił się w jedną z najlepszych w tym elemencie, co jasno sugeruje nam, że treningi u Włocha – eufemistycznie mówiąc – nie są lekkie. Kiedy więc jest większe nagromadzenie meczów to nic dziwnego, że nogi nie niosą piłkarzy Tottenhamu.

Czy Tottenham ustabilizuje formę?

Odkąd Mauricio Pochettino opuścił Tottenham Hotspur Stadium cała nadzieja kibiców na dobre wyniku zespołu opierała się na duecie Kane – Son. Tym razem perspektywa na końcówkę sezonu wygląda trochę bardziej obiecująco. Anglik i Koreańczyk nadal są pierwszoplanowymi postaciami zespołu (choć Son w ostatnich tygodniach zaliczył lekki spadek formy), ale ma ich kto wspierać. Transfery przeprowadzone w zimie zaczynają się spłacać. Dejan Kulusevski nie potrzebował czasu na aklimatyzację i już notuje fajne liczby. Rodrigo Bentancur wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie i gra przyzwoicie. Sporo jakości do ofensywy dorzucają także wahadłowi – Matt Doherty i Sergio Reguilon. Defensywa w ostatnich meczach też prezentuje się nieco lepiej, a środek obrony w układzie Romero – Dier – Davies potrafi rozgrywać piłkę, co jest ważną umiejętnością dla Antonio Conte.

Włoski szkoleniowiec ma dość jasno wyklarowany skład. Wielu słabych punktów w nim nie ma. Do wysokiej formy po fatalnej pierwszej połowie sezonu wrócił najlepszy piłkarz zespołu, czyli Harry Kane. Nad wszystkim zarządza jeden z najbardziej cenionych trenerów na świecie. Ponadto do końca sezonu Tottenham zagra już tylko raz w środku tygodnia, więc Conte będzie miał więcej czasu na organiczną pracę z zespołem na treningach. W teorii to idealny przepis na ustabilizowanie formy i złapanie serii zwycięstw. W praktyce – Tottenham cały czas jest, jak Dr Jekkyl i Mr Hyde. Nigdy nie wiesz, która wersja zespołu akurat wyjdzie na boisko.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ