Superliga, czyli jedyny możliwy ratunek, czy zabicie futbolu?

Wszystko zaczęło się w niedzielę po południu. „Marca”, „BBC”, czy „The Times” puściły w świat informację o Superlidze. Jednak to był dopiero początek, bo w nocy 12 klubów puściło w świat identyczne oświadczenie z jednym przesłaniem: nadchodzą zmiany w futbolu. Zmiany na skalę, której w piłce nożnej nie było od dawna. Istna rewolucja, która zmieni krajowe i europejskie rozgrywki nie do poznania. Na naszych oczach tworzy się od tak dawna zapowiadana Superliga, stworzona przez zespoły z Premier League, LaLiga i Serie A: AC Milan, Arsenal, Atletico, Barcelona, Chelsea, Inter, Juventus, Liverpool, Manchester City, Manchester United, Real Madryt i Tottenham. Wcześniej wspomniane oświadczenie wygląda tak samo u wszystkich 12 klubach i w pełni możecie przeczytać je TUTAJ. Jednak jego najważniejsze 3 założenia są takie:

REKLAMA

-w Superlidze będzie grało 20 drużyn, w tym 15 założycielskich. Pięć zespołów co rok będzie kwalifikowało się do Superligi na bazie osiągnięć z poprzedniego sezonu

-mecze Superligi będą rozgrywane w środku tygodnia. W teorii dla uszanowania krajowych rozgrywek i tradycji, w praktyce – jako konkurencja dla Champions League, które przez to mocno straci na znaczeniu

-w sierpniu wystartują rozgrywki w kształcie dwóch 10-osobowych grup, w których każdy zagra z każdym systemem dom – wyjazd, a najlepsze 3 zespoły automatycznie będą awansować do ćwierćfinałów. Czwarte i piąte zespoły w grupach będą w barażach rywalizować o pozostałe 2 miejsca w 1/4 finału. Superliga będzie oficjalnie kończyć się w okolicach maja

Jak to wpłynie na futbol?

To dość szerokie pytanie, jednak od czegoś trzeba zacząć. Superliga nie ma za zadanie zastąpić lig krajowych, tylko wprowadzić coś ciekawszego od Ligi Mistrzów. I w teorii oglądanie od początku meczów na poziomie Real – Inter zamiast starć takiego Dynama Kijów z Bate Borysów. Dla kibiców czołowych klubów oznaczać ma to mecze na szczycie w każdym tygodniu, a dla tych, którzy po prostu lubią oglądać futbol na najwyższym poziomie będzie to jak wejść do luksusowej restauracji i wybierać spośród najlepszych dań. Chociaż nie można zapominać, że w Superlidze będziemy mieli prawdopodobnie wielkich nieobecnych.

Znajdzie się kilka „ALE”

Ale to tylko w teorii, bo w praktyce jeszcze bardziej oddzieli najbogatszych od średniaków i zatrzyma rozwój wielu ambitnych projektów. Tak, to prawda, zespołom spoza lig z top5, Portugalii i Holandii nie zdarza się awansować nawet do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i ostatnio ta sztuka udała się w sezonie 2011/12 Apoelowi, a w 2012/13 Galatasarayowi. A najlepsze zespoły globu muszą się mierzyć z rywalami na poziomie Ferencvarosa, Midtjylland czy Genku w fazie grupowej. Chcemy starć samych gigantów dla atrakcyjnego futbolu? Szachtar i Borussia z Gladbach wyrzuciły Inter poza puchary, kompromitacja z Basaksehirem zatrzymała United zaledwie na Lidze Europy. To wszystko tylko w tym sezonie. Ale warto pójść też dalej na poprzednie lata, kiedy w Lidze Mistrzów zespoły nieuważane za ścisły top docierały przynajmniej co ćwierćfinału eliminując po drodze faworytów, bo w Superlidze dla takich drużyn nie będzie miejsca. Dla uzyskania rzetelnych wyników, spójrzmy na ostatnie 5 sezonów.

Sezon 2016/17:

AS Monaco – półfinał, po drodze wyeliminowani: Tottenham, Manchester City

BVB – ćwierćfinał

Leicester – ćwierćfinał

REKLAMA

Sezon 2017/18:

AS Roma – półfinał, po drodze wyeliminowani: Atletico, Barcelona

Sevilla – ćwierćfinał, po drodze wyeliminowani: Manchester United

Sezon 2018/19:

Ajax – półfinał, po drodze wyeliminowani: Real Madryt, Juventus

FC Porto – ćwierćfinał

Sezon 2019/20:

RB Lipsk – półfinał, po drodze wyeliminowani: Tottenham, Atletico

Lyon – półfinał, po drodze wyeliminowani: Juventus, Manchester City

Atalanta – ćwierćfinał

Sezon 2020/21

BVB – ćwierćfinał

Jednak to nie wszystko. Jeszcze ciekawsze wszystko robi się, gdy dodamy do tego czołowe 2 z 5 czołowych lig w Europie (pamiętajmy, że z Ligue 1 ani Bundesligi nie ma jeszcze oficjalnie żadnych przedstawicieli w Superlidze):

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie image-63.png
Premier League – Flashscore.pl
Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie image-65.png
Serie A – Flashscore.pl

Tottenham, Arsenal, Liverpool, Chelsea – obecnie są poza miejscami gwarantującymi LM

Juventus – w lidze, w której mieli monopol nie tylko nie są liderami, ale mogliby i skończyć poza LM

West Ham, Leicester, Lille, Monaco, Lyon, Atalanta, Sevill czy Roma. Czemu oni mieliby być poza Superligą? Odpowiedź nasuwa się sama, ale o tym jeszcze za moment.

Zabijanie futbolu. A przynajmniej tego futbolu, który wszyscy kochamy

Wyobraźcie sobie, że jesteście takim West Hamem. Sezon temu walczyliście o utrzymanie, a teraz jesteście w samej czołówce Premier League walcząc o awans do Champions League. Wykorzystujecie słabości Liverpoolu, Tottenhamu czy Arsenalu i na sam koniec macie miejsce w top4. Ale przez zmiany w formacie rozgrywek w Lidze Mistrzów nie ma klubów z BIG6, a wraz z Młotami do LM awansuje przykładowo Leicester, Everton i Leeds a tam zamiast meczów z najlepszymi szczytem marzeń są mecze z klubami Bundesligi, które póki co nie dołączyły do Superligi, albo drużynami PSG, Atalanty, Benfici czy Zenitu. Całkowite zabijanie romantyzmu futbolu. Bo czym będzie teraz Liga Mistrzów? Tymi drugimi rozgrywkami, zaraz po Superlidze, która będzie rozgrywana dokładnie wtedy, gdy Champions League.

Ktoś mógłby teraz powiedzieć duże ale. W końcu w oświadczeniu 12 założycieli Superligi jest napisane o 15 stałych członkach i kolejnych 5 dobieranych co sezon. Na papierze – daje to szansę dla innych zespołów na wyrównanie poziomu i grę z najlepszymi. I dokładnie o tym mówił Florentino Perez: „Superliga jest otwarta i może tam wejść każdy. Jest pięć miejsc, wystarczy się wykazać. Jeśli Sevilla wygra Ligę Mistrzów, to jest piramida. Będziemy zarabiać kilka razy więcej”.

Powstrzymanie upadku wielkich

Jednak powstanie Superligi ma jedną, najważniejszą przyczynę – wielkie kluby widzą gdzie prowadzi obecny rozwój futbolu. W najlepszych ligach jak Premier League, Serie A, Ligue 1, La Liga – poziom się wyrównał, co pokazałem wcześniej. Dla takiego Arsenalu czy Tottenhamu mogłoby to oznaczać koniec gry w Europie i stanie się na lata średniakiem Premier League, póki jakaś jednostka nie podniosłaby całkowicie klubu.

Jednak nie tylko ich to dotyczy, o czym najlepiej świadczy, że osoba stojąca za całym projektem to przede wszystkim Florentino Perez. Hiszpan nie wkładałby w ten projekt tak wielu starań i środków, a przede wszystkim nie ryzykowałby wykluczeniem z LM, gdyby nie opłacało się to Realowi. I nie chodzi tylko o wyrównanie układu sił w LaLiga przez coraz mocniejsze Atletico i Sevillę. Wszystko rozchodzi się o pozycję na rynku europejskim. No i oczywiście o pieniądze…

Jak twierdzi sam Perez, Real stracił przez 2 lata 400 milionów Euro. To ogromne kwoty, biorąc pod uwagę, że futbol to biznes a futbol jak inne biznesy podczas pandemii, mocno ucierpiał. Dorzućmy do tego fakt, że Real poprzednie 2 sezony Ligi Mistrzów kończył na 1/8 finału, a w tym ledwo co wywalczył sobie awans w grupy i bycie lepszym od Szachtara czy Borussii Mgladbach. Jak dla zespołu, który jeszcze trzy lata wcześniej nieprzerwanie wygrywał Champions League, jest to niewyobrażalne. Ale wracając do pieniędzy: cały przychód zamiast trafiać bezpośrednio w ręce drużyn pokroju Realu trafia do tych pokroju Dynama Kijów, a sporą część tortu bierze UEFA.

Florentino Perez nie jest głupim człowiekiem i zdał sobie sprawę, że obecny stan piłki nie jest gwarancją dla Realu na zatrzymanie się w ścisłym topie, bez żadnych przerw ani problemów finansowych. Wiedział, że inni prezesi wielkich klubów są w podobnej sytuacji i przedstawienie im planu na Superligę było tylko dopełnieniem formalności.

Nie taki diabeł zły, jak go malują

Gdy tylko gruchnęła oficjalna informacja o powstaniu Superligi, nie przyjąłem tego dobrze. Najlepiej świadczą o tym wpisy na moim Twitterze, które z łagodnym językiem nie miały nic wspólnego. Jednak z czasem im więcej odsłaniało się kart, tym wizja Superligi wydaje się coraz lepsza. A już na pewno mniejszym złem niż na początku. Bo wszelkie pytania, wątpliwości – prezesi dwunastu założycieli zadbali, by od razu mieć na nie odpowiedzi:

-zachowanie rozgrywek krajowych

-brak zmian jeśli chodzi o reprezentacje

FIFA i UEFA mogą mówić o wykluczaniu klubów czy piłkarzy z krajowych lig, Mundialu albo Euro. Ale czysta prawda jest taka, że ich na to nie stać, z czego Perez i inni prezesi dokładnie sobie zdają sprawę. Kontrakty reklamowe, prawa telewizyjne, oglądalność – to bez największych piłkarskich marek nie może się udać. Jedyne co w tej sytuacji może zrobić UEFA, to zagrozić wykluczeniem z obecnej edycji Ligi Mistrzów i Ligi Europy. I ponoć odbiło się to echem…

Kim mogłyby być oba kluby? To nietrudno wywnioskować, gdyż Superliga daje przede wszystkim pieniądze i prestiż. A są 2 zespoły, dla których pieniądze nie są takim problemem, a na wykluczeniu z Ligi Mistrzów mogłyby dużo stracić. Tak jest, chodzi o Chelsea i Manchester City. Czemu nie jest to według mnie, żaden inny klub? Już wyjaśniam: Liverpool i Tottenham są już poza europejskimi pucharami. Arsenal – Liga Europy jest mało prestiżowa, a Superliga to dla Kanonierów jedyna gwarancja, by utrzymać się na topie. United? Właściciele Czerwonych Diabłów chcą przede wszystkim zarabiać na piłce. A właśnie te zarobki zwielokrotni Superliga. Jednak załóżmy, że wyłamanie się 2 angielskich klubów to tylko plotki, lub Perez przekona prezesów, że lepiej wyjdą na Superlidze. Chociaż jak twierdzi Hiszpan, wykluczenie City i Chelsea z LM jest podobno niemożliwe.

Problemy UEFA i Champions League

Powiedzmy sobie otwarcie – Liga Mistrzów to już nie jest to samo, co kiedyś. Wielu zapalonych kibiców nie ogląda fazy grupowej, ewentualnie pojedyncze spotkania – czekając na emocje do fazy pucharowej. Superliga nie tylko zatrzymałaby tych wszystkich ludzi, ale mogłaby przyciągnąć też nowych. UEFA i FIFA zamiast uatrakcyjniać Champions League, Euro czy Mistrzostwa Świata, myślą przede wszystkim jak na nich najwięcej zarobić. Dochodzą do tego rzeczy tak kontrowersyjne jak korupcja czy Mundial w Katarze.

SuperLiga przyczyniłaby się więc do ogromnego spadku oglądalności i zarobków z Ligi Mistrzów. Mało kto będzie oglądał starcia Atalanty z Ajaxem czy Sevillą, kiedy równocześnie będą dużo większe spotkania. To tak jakby Liga Europy zaczęłaby być rozgrywana wtedy, gdy Liga Mistrzów. Nie oszukujmy się, ponad 90% widzów wylądowałaby przy LM, a LE oglądaliby przede wszystkim kibice grających tam klubów. A teraz UEFA stanie w takiej sytuacji, w dodatku w roku, kiedy wprowadzili Conference League. Bo gdy zabraknie 20 zespołów z samej czołówki to kto będzie tam grał? Mistrz San Marino?

Do grona 12 stałych członków mogą dojść Bayern i PSG

Większa atrakcyjność, oglądalność i przychody – lepiej dla wszystkich?

Celem UEFY staje się teraz postawa „against modern futbol”, ale prawda jest taka, że ktoś po prostu zabrał kawałek ich tortu, nie zamierza go oddać, a cel, to odzyskać ten kawałek za wszelką cenę.

Jednak ten sam kawałek, który nie przekonywał w UEFA, w innych rękach nagle wydaje się dużo atrakcyjniejszy i zachęcający. To ten moment, gdy w FIFIE przestawiasz wszystkie najlepsze kluby do jednej ligi i po prostu jarasz się tym, że każdy mecz ma tam wielką stawkę dla wszystkich, a grają w nich najlepsi piłkarze globu. Tylko o ile w FIFIE uśmiercałoby się w ten sposób krajowe ligi, to Superliga obiera sobie za cel Ligę Mistrzów. A w ten sposób piłka może przyciągać więcej kibiców nie odcinając przy tym swoich krajowych korzeni, bez których kibice mogliby odciąć się od klubów, które dotychczas były dużą częścią ich życia.

Zabicie romantyzmu i ocalenie futbolu. Czy do tego doprowadzi Superliga i czy właściwie tego chcemy?

Co mam na myśli przez ocalenie futbolu? Chociaż w teorii kluby są coraz mniej zależne od kibiców a coraz bardziej od kontraktów reklamowych, to w praktyce właśnie od oglądalności zależy pozycja klubów. Coraz więcej młodych osób nie interesuje się w żadnym stopniu futbolem porzucając to na rzecz mediów społecznościowych czy Netflixa. Jest to coś, czego jeszcze 30 lat temu było poza sferą wyobrażeń. By futbol mógł z tym rywalizować musi stać się bardziej atrakcyjny musi stawać się show. Bo jeśli nagle kluby przestaną otrzymywać takie środki, to rynek zapadnie się. Kontrakty piłkarzy, kwoty za transfery – wszystko jest na poziomie wcześniej brzmiącym jak abstrakcja. W końcu jeszcze niedawno nie kosztował tyle żaden piłkarz, teraz połowę tej kwoty żądają agenci za podpisy piłkarzy.

Jednak czy taka strategia nie jest krótkotrwała? Nie znudzi się po chwili i w efekcie skończy gorzej, niż po stopniowej reformie UEFA? To niestety ciężko na tym etapie stwierdzić, ale jedno jest pewne – największe kluby nie zamierzają popaść w przeciętność, tylko wziąć jak najwięcej mogą. Ucierpią na tym przede wszystkim ambitne i aspirujące projekty. A jak przełoży się to na coś, co wszyscy kochamy, czyli futbol, w którym jedną z największych zalet było to, że każdy mógł wygrać z każdym?

Śledź autora na Twitterze i Facebooku

Zdjęcie: BR Football

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ