Przybył do reprezentacji Polski z włoskiej Novary i choć start jako kapitan biało-czerwonego statku miał niewyraźny, to koniec końców bez zająknięcia możemy powiedzieć szczerze, iż był to bardzo dobry premierowy sezon Stefano Lavariniego:
- 7 miejsce na Mistrzostwach Świata
- 12 miejsce podczas Ligi Narodów
- 10 wygranych w oficjalnych spotkaniach
Przywrócił wiarę w drużynie
Zmienił mental, który za poprzednika tak strasznie cierpiał. Z prostych frazesów, że się nie da, że nie mamy na tyle jakości zbudował drużynę, która nawet w najtrudniejszych momentach nigdy się nie poddawała i wyciągała na powierzchnię – na pierwszy rzut oka – przegrane końcówki. Lavarini prosił, by mu zaufać i po ostatnim meczu ciężko będzie znaleźć kogokolwiek, kto jemu by nie potrafił uwierzyć, choć z drugiej strony najważniejsze, że nasze panie mu zaufały, bo przecież o to mogliśmy się bać najbardziej.
W kilka miesięcy z ponurego średniaka do ekipy, która pokonała Stany Zjednoczone, postawiła się Turcji czy o każdą piłkę meczu walczyła z Serbią o strefę medalową MŚ. W kilka miesięcy sprawił, iż nasze panie stoją przed realną szansą, by wystąpić w Paryżu na Igrzyskach Olimpijskich, a przecież jeszcze w marcu te słowa brzmiały jak sen wariata.
Dla samego Włocha ten ćwierćfinał mistrzostw świata, to dopiero początek budowy. Miejmy nadzieję, iż po kolejnym sezonie pod batutą Lavariniego ta budowa będzie miała już porządny kształt.
Autor: Jakub Balcerzak
Kibiców siatkówki zapraszamy na Merytoryczne Forum Siatkarskie.