Sensacyjne zwycięstwo Legii. Cezary Miszta największym wygranym?

Bramkarz Wojskowych zaliczył czyste konto w wygranym spotkaniu z Leicester. Popełnił kilka drobnych błędów, ale tuż po końcowym gwizdku to właśnie jego nazwisko skandowali fani na stadionie przy Łazienkowskiej. Wytrzymał presję, z którą miałby problem nie jeden bardziej doświadczony piłkarz.

REKLAMA

Spotkanie pełne emocji

Przed spotkaniem nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Legia nie przestraszyła się wyżej notowanego przeciwnika z Anglii i stanęła z nim do boju jak równy z równym. Do pewnego momentu więcej piłkarskiej jakości pokazywali zawodnicy Leicester. Konsekwentnie konstruowali ataki, ale Legia nie zamierzała pozostawać im dłużna. Wojskowi byli przede wszystkim waleczni i zdeterminowani, by przed własną publicznością nie przegrać. Zadanie udało się wypełnić z nawiązką, gdyż po znakomitym uderzeniu Emreliego Legia sięgnęła po komplet punktów. Można powiedzieć, że gdyby Kastrati do spółki z Pekhartem mieli w końcówce więcej szczęścia, Legia wygrałaby to spotkanie jeszcze bardziej okazałe. Chociaż czy aby na pewno?


Rola Miszty

Nie ma co zaklinać rzeczywistości i pisać o tym, jak to Cezary Miszta zagrał fenomenalne spotkanie. Z pewnością nie był to top jego dotyczasowych występów. Młody goalkeeper rozegrał przyzwoite zawody, lecz nie wystrzegał się drobnych błędów. Sęk w tym, że znakomicie opanował swoje emocje w kluczowych momentach. Moją uwagę przykuła jego odporna psychika. W takim meczu nie podłamał się niepowodzeniami i szybko wyciągnął wnioski ze swoich niepewnych interwencji na przedpolu. W drugiej połowie wysłał partnerom z obrony jasny sygnał – Panowie, dam wam spokój, który w tym pojedynku jest kluczem do sukcesu. I faktycznie – Miszta był gotowy w najważniejszym momencie gry. Najpierw w 64. świetnie wyłapał uderzenie głową Daki, a już w dwie minuty później popisał się instynktowną interwencją na linii. I jasne – Legia zagrała bardzo dobre zawody. Goście? Przeciętne, choć był czas, w którym pokazali pazur. Jednak czy humory polskich kibiców byłyby tak samo dobre, gdyby Lisy zamieniły dwie wyżej wymienione sytuacje na gole?

Pech jednych szansą dla drugich

Gdyby tylko Artur Boruc nie nabawił się kontuzji Cezary miszta prawdopodobnie całe spotkanie z Leicester City oglądałby z perspektywy ławki rezerwowych. Ba! Gdyby do zdrowia szybciej wracał Wojciech Muzyk, nie wykluczone, że to właśnie on wystąpiłby w miejsce 19-latka. Ślepy los sprawił jednak, że to właśnie Miszta zagrał w – nie bójmy się tego wyrażenia – historycznym spotkaniu. I zachował w nim czyste konto. Wynik pójdzie w świat i zapisze się na kartach historii warszawskiego klubu. Wspomnienia kibiców i emocje jakie im towarzyszyły również nie odejdą w dal.

Miszta to wychowanek Akademii Legii. Do tego występuje w narodowej kadrze U-19. Pod nieobecność Boruca zbiera pierwsze szlify w Ekstraklasie. Trener Michniewicz mu ufa, choć młody zawodnik miał też gorsze chwile. Zaufanie trenera zaczyna jednak procentować i to dosłownie. Śmiem twierdzić, że po występie w Lidze Europy i zatrzymaniu 5. ekipy Premier League, wartość rynkowa tego zawodnika poszybuje w górę. Nie od dziś wiadomo jaką renomą cieszy się w Europie szkółka bramkarska Legii. Dodając do tego też dobre warunki fizyczne, a także bardzo młody wiek, stołeczna ekipa już wkrótce może zarobić krocie. Polscy bramkarze mają dobrą opinię – w ostatnich latach wyrabianą przez takie nazwiska jak Dudek, Szczęsny, Fabiański czy chociażby Gikiewicz. Miszta wytrzymał ciśnienie i sprawdził się jako „następca” legendy jaką niewątpliwie jest Artur Boruc. Zatem czy można było oczekiwać od niego jeszcze lepszego startu?



Chłodzenie nastrojów

Oczywiście nie ma co wpadać w hurraoptymizm. W końcu raptem tydzień temu na Misztę wylała się fala hejtu po nieudanym występie przeciwko Rakowowi. Ten chłopak ma jednak potencjał, który może udowodnić w najbliższym czasie. Sprawia wrażenie gościa, który w trudnych chwilach się nie łamie. Obecnie ma autostradę do kariery i tylko od niego zależy co z tym faktem zrobi. Już za kilka miesięcy solidnie podbudowany może ruszyć na podbój zagranicznych lig albo przejąć bluzę z numerem 1 od „króla Artura”. Widać, że jest zaangażowany w to co robi, a Legia nie jest dla niego tylko zwykłym pracodawcą.

Ta historia pokazuje, że nie ma co gnębić młodych, polskich piłkarzy po wpadkach. Przed pojedynkiem z angielskimi gwiazdami nikt nie liczył na czyste konto, a mimo wszystko 19-letni Miszta nie wpuścił gola. Warto wspierać zdolną młodzież, więc chapeau bas dla wszystkich Legionistów, którzy po meczu potrafili docenić postawę swojego goalkeepera.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,601FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ